Myślenie o ludzkim ciele zawsze jest naznaczone przez fakt, że mamy nasze własne, bardzo konkretne ciało. Tak bardzo jesteśmy z nim związani, że czasami trudno nam zwrócić na nie uwagę i świadomie nad nim się zastanowić. Widzimy, słyszymy, czujemy zapachy i smaki, dotykamy, jemy, pijemy, pracujemy, rozmawiamy, kochamy i grzeszymy – poprzez ciało. Cały nasz kontakt z otaczającym światem, z rzeczami i ludźmi, jest na wskroś cielesny. Inaczej się nie da. I jest to kontakt dwukierunkowy. Świat dociera do nas poprzez ciało, a ono „objawia” nas całemu światu. Coraz bardziej popularne studia nad „mową ciała” pozwalają nam zrozumieć, że ono nieustannie „opowiada” o nas wszem i wobec, i że tylko w jakimś stopniu mamy na to wpływ. W dużej mierze własne ciało nas obnaża. „Mówi” o nas, jacy naprawdę jesteśmy, i tylko trochę udaje nam się ukryć pod ubraniem, wyuczonymi gestami, zwrotami itd.
Indywidualne, dynamiczne, kruche
Nasze ciało jest ambiwalentne. Jest nam dane i zadane. Płeć, kolor skóry, kształt uszu i nosa, kolor oczu… w ogóle od nas nie zależą. Na zdrowie i kondycję fizyczną, pracę i odpoczynek, fryzurę, sposób ubierania – mamy większy lub mniejszy wpływ. Nasze ciało przeżywamy czasem jako dar, a czasem jak wyrok. Nasze ciało ma ogromne możliwości, ale też wielkie ograniczenia. Jego prawidłowy rozwój domaga się bardzo konkretnej dyscypliny, wiążącej się z trudem i wyrzeczeniami. Nasze ciało jest historyczne. Poczyna się i rozwija – najpierw w łonie matki, a potem wydane na światło dzienne. Z czasem dojrzewa, staje się płodne i produktywne. Potem się starzeje. W końcu umiera. Przypomina księgę, w której zapisana jest nasza historia. Choroby mogą wiele powiedzieć o naszym stylu życia. Blizny będą wołać o odniesionych ranach. Siwizna da świadectwo o naszym życiowym doświadczeniu.
Umożliwia relacje i daje życie
„Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem” (Rdz 2,24). Poczęcie materialnie bierze się ze zbliżenia cielesnego między mężczyzną i kobietą. Gdy jednak przyjmiemy, że ciało jest symbolem całej naszej relacyjności, wtedy to ścisłe połączenie mężczyzny ze swoją żoną oznacza nie tylko fizyczne zbliżenie, ale też komunię, która przenika wszystkie inne relacje. Kiedy mąż i żona rzeczywiście i całkowicie oddali się sobie nawzajem – wtedy wszystko inne zostaje włączone w tę ich podstawową więź. Cielesne oddanie się sobie nawzajem staje się celebracją komunii ogarniającej wszystko inne. W takiej atmosferze powinno poczynać się nasze życie. Nasze ciało stąd bierze swój początek. „Bądźcie płodni i rozmnażajcie się” (Rdz 1,28) to pierwsze słowa, jakie w Biblii mówi do ludzi Bóg.
Jest symbolem
Słowo symbol pochodzi od greckiego terminu symbolon. Termin ten sięga korzeniami do słów: sym – razem oraz ballo – rzucać, i wskazuje na coś, co łączy. Pierwotnie oznaczał niewielki przedmiot z gliny, kości itp., który był łamany na pół podczas zawierania jakiejś umowy. Powtórne złożenie połówek potwierdzało więź łączącą ich posiadaczy. Taki symbolon był więc widzialnym znakiem, który odnosił do bardzo konkretnej relacji międzyludzkiej (przyjaźni, pokrewieństwa, wspólnego interesu, zobowiązania) Stąd symbol to znak (przedmiot, gest, dźwięk, słowo, obraz graficzny), komunikujący jakąś większą, stojącą za nim rzeczywistość. A czego symbolem jest nasze ciało, skoro po drugiej stronie jego historyczności jest śmierć? Ta nieuchronna rzeczywistość jawi się jako koniec relacji – w czasie, w przestrzeni, w ciele. Martwe ludzkie ciało to nie człowiek. Kontakt z ludzkimi zwłokami najmocniej uzmysławia nam, że my to nie tylko nasze ciało – ono jest symbolem, za którym stoi coś więcej. Wiemy, że prędzej czy później śmierć nas dotknie. Może będziemy na to przygotowani, a może zupełnie zaskoczeni. Ale pewne jest, że nasze ciało umrze. Śmierć jest więc naszym podstawowym zmartwieniem. Z każdym dniem jesteśmy coraz bliżej spotkania ze śmiercią. A świadomość śmierci może napełniać nas lękiem, że kiedyś przestaniemy istnieć.
„Mowa ciała” Jezusa
Początek i koniec życia Jezusa, a właściwie Jego poczęcie oraz śmierć i zmartwychwstanie – wprowadzają zupełną nowość w myślenie i przeżywanie rzeczywistości ludzkiego ciała. Poczęcie Jezusa z Maryi, bez udziału mężczyzny, jest niezwykłym przełamaniem bariery pomiędzy czasem (doczesnością) a wiecznością, oraz między przestrzeniami ducha a światem materialnym. Bóg z własnej inicjatywy przekroczył tę granicę. „On, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi” (Flp 2,6-7). Bóg stał się jednym z nas właśnie przez przyjście w ciele – przez wcielenie. Początek życia Jezusa bierze się z Bożej wieczności, a zatem sięga głębiej niż chwili Jego poczęcia. Słowo Boże mówi o tym, że „stworzył Bóg człowieka na swój obraz” (Rdz 1,27) – w Jezusie w pełni „stało się ciałem i zamieszkało wśród nas” (J 1,14). Przyglądanie się poczęciu Jezusa pozwala nam wierzyć, że i nasze życie ma swoje źródło w Bożej wieczności. Wcielenie to początek nowego i pełnego objawienia Boga. „Mowa ciała” Jezusa Chrystusa jest świadectwem tego, jaki naprawdę jest Ojciec (por. J 14,9). Tak jak nasze ciało jest symbolem naszej relacyjności ze światem, tak ciało Jezusa jest symbolem relacji, jaką Ojciec niebieski ma do świata. I to jest bardzo dobra nowina, bo Bóg umiłował świat, więc Jezus przyszedł nie po to, aby go potępić, ale żeby świat został przez Niego zbawiony (por. J 3,16-17).
Boże wyznanie miłości
Śmierć Jezusa, a właściwie Jego męka, śmierć i zmartwychwstanie, są dopełnieniem dobrej nowiny, która dotarła do nas przez Jego wcielenie. Ukrzyżowane ciało Jezusa, Jego przybite – unieruchomione – ręce i nogi oraz przebite serce, są objawieniem miłości do końca. Z jednej strony pokazują, że grzech jest okrutnym odrzuceniem Boga i Jego miłości. Gdy świadomie i dobrowolnie odrzucamy Słowo Boże (przykazania, inspiracje Ducha Świętego w naszym sumieniu itd.), to jakbyśmy unieruchamiali Boże ręce i nogi. Uniemożliwiamy Mu działanie. Uśmiercamy Boga – tu ujawnia się istota grzechu. Z drugiej strony, te rozwarte ramiona pozostają otwarte, przebite serce pozostaje otwarte i nic ich już nie zamknie. Odrzucona miłość nie przestaje kochać. Jezus na chwilę przed śmiercią modlił się: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią” (Łk 23,34). Ta postawa i modlitwa Jezusa objawia Boga, który chce usprawiedliwić człowieka, gdy on Go odrzuca. I robi to całkowicie za darmo, zanim ten człowiek w ogóle zacznie myśleć o jakiejś skrusze, nawróceniu, zadośćuczynieniu… „Bóg zaś okazuje nam swoją miłość [właśnie] przez to, że Chrystus umarł za nas, gdyśmy byli jeszcze grzesznikami” (Rz 5,8). To jest miłość potężna jak śmierć (por. Pnp 8,6), a nawet potężniejsza. Zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa objawia władzę Boga nad śmiercią. Ciało Jezusa, czyli Jego relacja ze wszystkim – objawiało odwieczną miłość Ojca. Jezus wyszedł śmierci naprzeciw i jakby ją objął, wciągnął w siebie, a zmartwychwstając uczynił z niej część historii zbawienia. Zmartwychwstały Chrystus, choć ma rany, jest radosny. Tak jak wcielenie Jezusa Chrystusa objawiło nam nasze zakorzenienie w wieczności – tak Jego zmartwychwstanie objawia nam nasze wieczne przeznaczenie.
Zanurzenie w tajemnicy
Celebrowanie Eucharystii to trwanie i karmienie się realną obecnością Chrystusa. Łączymy się z Nim w komunii jeszcze ściślejszej niż ta, którą mąż z żoną przeżywają w małżeństwie (por. Ef 5,32). Gdy stajemy się jednym ciałem z Chrystusem, On może nadać swoją jakość naszym relacjom. Coraz głębiej wiążąc się z Chrystusem, będziemy się do Niego upodabniać w podejściu do wszystkiego, co nas otacza – do ludzi i rzeczy. Właśnie wtedy dorastamy do tego, czym ma być Kościół. Stajemy się Jego Ciałem w tym świecie. Członkami Jego Ciała, Jego rękoma, nogami, oczami, gardłem i językiem itd. Wnosimy w ten świat Jego sposób patrzenia, słuchania, dotykania, mówienia, robienia itd. Gdy kochamy tak jak On, wtedy przedłużamy Jego misję w tym świecie. Jeśli tak się dzieje, to nie ma się co dziwić, że w różnych relacjach i sytuacjach będziemy wprowadzeni w tajemnice paschalną. Przyjęcie Jezusowej postawy wobec grzechu drugiego człowieka, czyli miłość, wierność, szacunek pomimo odrzucenia – będzie nas bolało tak samo jak Jezusa. Będzie nam odbierać życie, tak jak uśmierciło Jezusa. W takich sytuacjach będziemy bezsilni, bezradni, unieruchomieni – przybici do krzyża, podobnie jak Jezus. Paradoksalnie, właśnie wtedy mamy szansę zanurzyć się w tajemnicy Krzyża i najpierw odnaleźć nadzieję, a potem naprawdę powstać razem z Jezusem z martwych. A wtedy możemy radośnie przeżywać nasze życie – pomimo ran, których ślady wciąż będziemy nosić. Właśnie wtedy nasze świadectwo staje się jeszcze bardziej wiarygodne…
.
.
Zachęcamy do książki autora artykułu "Skruszona skała". Poprzez historię przyjaźni Piotra z Jezusem autor zaprasza nas do kruszenia naszych schematów myślenia o Bogu, o sobie samym i innych ludziach. Więcej tutaj!
(zamieszczono 2017-04-04)