W starożytnym Kościele, gdy chrzciło się człowieka dorosłego, to wchodziło się z nim do wody, najlepiej płynącej, i zadawał mu pytania: – Czy wierzysz w Boga Ojca Wszechmogącego, Stworzyciela nieba i ziemi? Wtedy padała odpowiedź: – Wierzę. I zanurzało się go pod wodę. Kolejne pytanie: – Czy wierzysz w Jezusa Chrystusa…? – Wierzę. I pod wodę. I kolejne: – Czy wierzysz w Ducha Świętego? – Wierzę. Pod wodę. W grece słowo „chrzcić” używane było również na określenie czynności polegającej na barwieniu materiału – zanurzało się go w farbie, aby trwale przeniknął kolorem. Chrzest jest właśnie takim zanurzeniem się w Trójcy Świętej: ja ciebie chrzczę w Ojcu, zanurzam cię w życie Syna i Ducha Świętego. Odtąd jesteś w Nich.
Ale jak w codziennym życiu uchwycić, rozpoznać, poczuć tę jedność z Nimi?
Na tym świecie najlepszym miejscem do tego jest Eucharystia – jak ją się dobrze przeżywa, to można na czas liturgii pomieszkać z Trójcą Świętą. Tutaj Pan Bóg nam się do końca oddaje. Daje nam tę relację, która jest pomiędzy Nim a Synem, takie absolutne oddanie jeden drugiemu, nic sobie nie zostawiając. Relacja, która jest w naturze Boga, czyli to, co jest między Bogiem Ojcem a Jezusem w Duchu Świętym, dla nas jest dostępna przez łaskę. Powołaniem każdego z nas jest wejście, przez łaskę właśnie, w tę relację. To niemal wejście jako czwarty do Trójcy Świętej – trzy Osoby i czwarte miejsce dla ciebie. Możesz uczestniczyć w tej samej uczcie, w której Oni uczestniczą. Widzimy to na słynnej ikonie Rublowa.
Jacy Oni są dla siebie?
Najtrudniej jest mówić w tej materii o Duchu Świętym, bo On jest najbardziej enigmatyczny. Ale już Ojciec i Pan Jezus dają się łatwiej uchwycić. Ostatnio bardzo lubię patrzeć na Jezusa z perspektywy ludzkiego doświadczenia. Zobacz – prosimy siebie nawzajem o różne rzeczy, np. dzwonisz do mnie i prosisz o rozmowę. Ja się zastanawiam, kiedy mam czas. Spotykamy się. W bliskich relacjach prosimy siebie o bardzo wymagające rzeczy. Mamy na to odwagę tylko w stosunku do tych, którym bardzo ufamy. Długo się zastanawiamy, zanim poprosimy, trawimy to w sobie, później z drżeniem serca prosimy drugiego człowieka o coś naprawdę trudnego, ważnego, żeby poświęcił czas, swoją energię, cierpliwość itd. Ojciec poprosił Syna, żeby oddał życie, żebyśmy tu na dole mogli doświadczyć, jak bardzo On w Synu nas kocha. Tak bardzo, że nawet jeśli Syna odrzucimy, to Oni nas nie odrzucą i to będzie znakiem Ich miłości do nas. I ten Syn się na to zgadza w miłości, bo prośba pochodzi od Ojca, który cały jest miłością. Jego słowa mogły brzmieć: „Synu, nie proszę, żebyś cierpiał dla samego cierpienia, Ja Cię proszę, żebyś kochał ich do końca. Czy zrobisz to dla Mnie i dla nich?”. Jak wnikam w tę prośbę, jest ona dla mnie niesamowita i bardzo wzruszająca – Ojciec tak bardzo ufa Synowi, że ma śmiałość prosić Go o tak wielką sprawę. Syn ufa Ojcu, że ta miłość jest większa niż śmierć, i spełnia prośbę Ojca.
A gdzie jest w tej sytuacji miejsce dla Ducha Świętego?
Nie mamy wystarczających danych, żeby odtworzyć dialog pomiędzy Ojcem, Synem i Duchem Świętym. Ale może prośba skierowana do Niego wyglądała tak: „Nieustannie inspiruj ludzi, by przyjmowali tę miłość i by kochali podobnie. Nawet jak oni Cię nie słuchają, nawet jak wielokrotnie zamykają drzwi przed Twoimi natchnieniami – to nie przestawaj ich inspirować”. I Duch Święty nieustannie to robi. Św. Tomasz z Akwinu, gdy opowiada o relacjach, to mówi, że my, ludzie, poznajemy nie tylko rozumowo. Potrzebna jest jakaś intuicja miłości, żeby drugiego człowieka uchwycić w jego tajemnicy. Wydaje się, że coś takiego jest w Trójcy. Czy zaobserwowałeś w życiu takie relacje między ludźmi, taką miłość, że pomyślałeś: jak oni są blisko swoich tajemnic? Najlepiej widać to w małżeństwie. Pan Bóg chce, żeby małżeństwo było obrazem Jego miłości. Na początku obcy sobie ludzie – mężczyzna i kobieta spotykają się, otwierają się na siebie, ich światy coraz bardziej przenikają się wzajemnie i powstaje jedność między mężem i żoną. Gdy wydarza się między nimi ta najbliższa bliskość – z tego spotkania rodzi się życie: trzecia osoba. Jest to jakiś obraz Trójcy Świętej. Ta relacja zakłada miłość i wierność rodziców. W Trójcy Świętej również jest wierność, te Osoby nie rezygnują. Jak się czegoś podejmują, to robią to z konsekwencjami: przyjemnymi i nieprzyjemnymi. Jest cierpienie i jest radość zmartwychwstania, to wszystko razem niosą. Jak dobra rodzina.
Jak można by określić relację pomiędzy Osobami Trójcy?
Osoby w Trójcy Świętej całkowicie się sobie oddają, ale pozostają autonomiczne. Tożsamość każdej z nich nadaje relacja – nie byłoby Ojca bez Syna, Syn jest Synem dzięki Ojcu, nie byłoby Ducha, który został tchnięty, posłany przez Nich obu. To jest według mnie niesamowite, że jeśli jesteśmy zrodzeni na obraz i podobieństwo Boże, to trzeba przyjąć, że mamy odrębną osobowość, ale znaczną częścią naszej tożsamości jest relacja. To pięknie pokazuje, że nikt nie ma pełni życia bez relacji z drugim człowiekiem, że to jest tak głęboko zakorzenione w nas – bo przecież pochodzimy od Boga, którego tożsamością jest relacja. Mam 35 lat i poczucie, że to, co najbardziej mnie ukształtowało w życiu, to relacje: trudne, ale i te piękne. Bunt nastolatka jest momentem, kiedy radykalnie zmienia się jego relacja, aby się oddzielił od rodziców i zaczął określać sam siebie. Dlatego też w relacji do Boga, który jest Prawdą, wchodzimy w prawdę o nas samych, tu się ona najbardziej kształtuje. Feedback ze strony Pana Boga pokazuje, jaki ja jestem naprawdę. Natomiast feedback ze strony drugiego człowieka jest „przekoszony”, ma w sobie trochę kłamstwa, będącego efektem grzechu pierworodnego. Im bardziej siebie kochamy, tym bardziej jesteśmy dla siebie prawdziwi – ponieważ wtedy widzimy po Bożemu. Tego można uczyć się od Trójcy podczas Eucharystii – Ich miłości pełnej otwartości, aby potem spróbować to wprowadzać w relacjach z bliskimi nam ludźmi.
Czy w Trójcy panuje hierarchiczność? Bo jednak wymieniamy w ustalonej kolejności: Boga Ojca, Syna Bożego, Ducha Świętego.
Jest coś takiego, że jednak źródłem wszystkiego jest Ojciec, natomiast tu się rozbijamy o nasze ludzkie pojmowanie tej kwestii. Jak słyszymy, że Ojciec jest przed Synem, to zaraz Go ustawiamy na początku szeregu jako kogoś dominującego. A u Nich to jest jakoś inaczej…
Może to jest zależność?
Być może, ale raczej zależność w miłości; a ona nie jest uzależnieniem, jest dobrowolna. Mam wrażenie, że dziś bycie niezależnym jest wielką wartością, sensem życia. A nie chodzi o to, żeby być niezależnym, ale właśnie – zależnym. To z różnych zależności tworzy się piękne rzeczy: jak jest współpraca, poleganie jednego na drugim, to wtedy powstają wielkie dzieła. Więc w Trójcy zależność jest, ale dobrowolna, poleganie jednego na drugim.
Bliskość czy dystans – co jest między Nimi?
To pytanie przypomina mi jeden z wykładów, podczas którego nasz profesor odwołał się do obrazu dłoni. Najpierw wyjaśniał, czym jest dotyk, że dzięki niemu człowiek bierze ten świat, ale doświadcza też tego, że świat jest dostępny i niedostępny jednocześnie, tzn. pewne rzeczy mogę wziąć i uformować według mojego gustu, a pewne rzeczy nie poddadzą się mojej woli. Bardzo wcześnie zaczyna tego doświadczać dziecko – gdy ma taki etap, że chce zagarnąć wszystko na własność, frustruje się, gdy odkrywa, że np. podłoga nie będzie mu posłuszna, nie da się jej „wziąć”. To jest dobra lekcja, która mówi też coś o Panu Bogu – jest dostępny, ale czasami można się o Niego rozbić, nie jest według mojego widzimisię. Pan Jezus też miał takie doświadczenie zwykłego dorastania, natrafiania na przedmioty, które są Mu posłuszne lub nie są. Pan Bóg był Mu „posłuszny”, ponieważ w wielu sytuacjach Go wpierał, był przy Nim, wspomagał Jego działania, potwierdzając znakami, ale jest moment, kiedy Jezus pyta: „Boże mój, Boże, czemuś Mnie opuścił?”. Doświadcza Jego odległości, dystansu. Jeśli wierzymy, że to objawienie mówi nam coś o Trójcy Świętej samej w sobie, to to znaczy, że w Niej jest nie tylko bliskość. Ale i dystans. Tego również doświadczamy w relacjach międzyludzkich.
Niełatwo przyjąć prawdę, że w małżeństwie czy przyjaźni, a nawet w relacji z Bogiem nie zawsze musimy odczuwać bliskość, że możemy pozwolić sobie na dystans i samotność.
I to nie musi być niepokojące! Dokładnie. Rozmawiałem niedawno z kolegą, który prowadzi „SOS dla Wspólnot” i bardzo często podróżuje. Pytam więc: „Pewnie odkąd tak często jesteś poza domem, to zacząłeś tęsknić za żoną?”. A on odpowiedział: „Dopiero teraz, po latach, pojawiły się między nami pierwsze, pełne miłości SMS-y”.
Tęsknota wyzwala takie emocje.
To jest przepiękne uczucie. Nie do końca przyjemne, choć czasem, gdy wiadomo, że niedługo kogoś zobaczymy, to jednak przyjemne. Ale jak ktoś umiera czy odchodzi, z jakichś powodów relacja się zupełnie rozpada, to tęsknota bywa bardzo bolesna – gdy wiemy, że już na tym świecie nie zostanie zaspokojona. Jak się jej przyjrzeć, to ma w sobie głębię, szacunek, świętość. I gdy patrzę na Pana Jezusa w Ewangeliach, zwłaszcza, jak On nocami wychodzi na modlitwę, to według mnie tam jest coś z tęsknoty za Niebem, bliskością z Ojcem, która na czas Jego ziemskiej wędrówki przebiega inaczej. To znowu coś nam mówi o Trójcy, o Jej relacji. Jednak, czego byśmy nie powiedzieli, nie da się jasno określić: „jest tak i tak”. Ślizgamy się, bo to jest enigma. Jest jakiś dostęp do tajemnicy, ale jeszcze więcej jest po drugiej stronie. W XX wieku filozofowie żydowscy mówili o bliskości przewyższającej wszelką bliskość. To jest język, który nie próbuje być matematycznie precyzyjny, ale próbuje zbliżyć się w poetycki sposób do tego, czym jest doświadczenie tej tajemnicy. Warto więc zgodzić się na to, że Trójca Święta tu, na ziemi, pozostanie dla nas tajemnicą.
O. Jacek Olczyk SJ – obecnie jest jednym z koordynatorów jezuickiego programu duszpasterskiego MAGIS 2016 związanego ze ŚDM w Krakowie. Studiował teologię dogmatyczną w Rzymie. Absolwent Wydziału Biotechnologii Politechniki Łódzkiej.
.
{youtube}zQeurLAKo5Y{/youtube}
.
Zachęcamy do konferencji o. Remigiusza Recława SJ "Siedem darów Ducha Świętego" - więcej tutaj!
(zamieszczono 2015-09-29)