Ten argument był nie do odparcia. Wiedziałam, że żadnego orła nie mamy, a pies wroga brzmiał dość prawdopodobnie. Gdybym ja wtedy wiedziała, jaki potencjał ma mój Tata… Tamten biedak nie miałby szans mnie nastraszyć! Ile razy słyszałeś w kościele, że jesteś dzieckiem Boga? A ile razy naprawdę to do ciebie trafiło? Do mnie ta prawda dotarła szczególnie mocno podczas lektury książki Nigdy więcej sierot! Marii Vadii. I rzeczywiście, ta amerykańska charyzmatyczka i ewangelizatorką na sierotę nie wygląda. Byłam na warsztatach przez nią prowadzonych i widziałam, że zachowuje się jak dziecko najfajniejszego Taty na świecie. Zazdrościłam jej wtedy tej pełnej samoakceptacji i spontaniczności w uwielbianiu Boga… W swojej książce Maria wielokrotnie powraca do prawdy, że dzięki krwi Chrystusa zostaliśmy nabyci Bogu na własność i zaadoptowani do Jego rodziny. Znam kilkoro rodziców dzieci adoptowanych – kochają je jak wariaci. Ale nigdy do głowy mi nie przyszło, że nasz Tata kocha nas z taką samą pasją! Sam przecież powiedział: „Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu, ta, która kocha syna swego łona? A nawet, gdyby ona zapomniała, Ja nie zapomnę o tobie. Oto wyryłem cię na obu dłoniach, twe mury są ustawicznie przede Mną” (Iz 49, 15-16). Zawsze wzrusza mnie to Boże wyznanie miłości. Bo pomyśl tylko – Tata mówi, że nieustannie o tobie pamięta, taki jesteś dla Niego ważny!
Pełne prawa dziecka
Maria pisze, że Bóg kocha nas tą samą miłością, jaką kochał Jezusa. A jako dzieci Boże – mamy dostęp do Taty w sposób nieograniczony niczym, poza… naszą niewiarą i nieświadomością. Objęci miłością Taty jesteśmy bezpieczni, „zaopiekowani” Jego opatrznością, więc możemy być wolni od lęku. A gdyby tego nam było mało, Ojciec uczynił nas także swoimi spadkobiercami, o czym zaświadcza św. Paweł: „Jeżeli zaś jesteśmy dziećmi, to i dziedzicami: dziedzicami Boga, a współdziedzicami Chrystusa, skoro wspólnie z Nim cierpimy po to, by też wspólnie mieć udział w chwale (Rz 8,17). Jeśli marzyłeś kiedyś nieoczekiwanym spadku, to teraz wiesz, że już go dostałeś! I to już w dniu swojego chrztu.
Boże DNA
Rozbroiło mnie pytanie zadane w tej książce: „Czy zdajesz sobie sprawę z tego, że mamy w sobie Boże DNA?”. I komentarz, że dary Ducha Świętego mamy za darmo, abyśmy mogli kontynuować dzieło Jezusa, ale owoce Ducha musimy w sobie świadomie „wyhodować”, same nie urosną. A są one przecież czymś wyjątkowym – to po prostu cechy charakteru Jezusa. Tata chciałby, abyśmy byli podobni do Jego najstarszego Syna. W czym podobni? W miłości, radości, pokoju, cierpliwości, uprzejmości, dobroci, wierności, łagodności, opanowaniu… (por. Ga 5,22-23). I Tata naprawdę wierzy, że tacy będziemy – po to dał nam Ducha Świętego jako wychowawcę, doradcę i przyjaciela.
Superplan dla twojego życia
Ziemscy rodzice czasem marzą o przyszłości swoich dzieci lub wzdychają: co z niego wyrośnie? Tata niebieski też ma wobec nas piękne marzenia, ale tu już oddaję głos autorce książki: „Musimy zrozumieć, że Jego plan dla nas to coś więcej niż tylko: żyć, umrzeć, a potem pójść do nieba. Ten plan oznacza przywrócenie nas do poprzedniej godności jako synów/córek Boga Najwyższego – abyśmy tu, na ziemi reprezentowali Jego samego i Jego królestwo. Jesteśmy ambasadorami Jezusa Chrystusa (por. 2 Kor 5,20)”. Czy zdajesz sobie sprawę z faktu, że jesteś ambasadorem królestwa niebieskiego tam, dokąd idziesz? Masz za zadanie rozszerzać Boże królestwo i „niebo ściągać na ziemię” (według określenia Marii), aby zastąpić na niej to, co nie pochodzi z nieba – w naszych krajach, rodzinach i w naszym własnym życiu. Bóg po to dał nam swoje Słowo i swojego Ducha, abyśmy mogli na ziemi zmieniać każdą sytuację, która jest sprzeczna z rzeczywistością nieba. Ale uwaga: „Letni, bierny, oszczędny w modlitwie i zadowolony z siebie Kościół nie wpłynie na nasz kraj, ani nie przemieni kultury, w której żyjemy” – pisze Maria. No i tu jest problem, bo jeśli te cztery przymiotniki trafnie opisują mój poziom aktywności w Kościele, to nie powinnam dawać spokoju Duchowi Świętemu, dopóki mnie nie rozpali. On jest gotów, ale czeka na moją gotowość.
Koniec z duchem sieroctwa!
Niestety, większość z nas w ogóle nie zdaje sobie sprawy z własnego potencjału, ponieważ żyjemy jak walczące o przetrwanie sieroty, a nie jak dzieci Króla i Jego ambasadorowie. Szatanowi udało się okraść nas z tożsamości, więc często ulegamy mentalności ofiary: życie jest ciężkie, obrywam z każdej strony, inni mają łatwiej, a chrześcijaństwo to same wymagania. Nasza amerykańska charyzmatyczka puentuje ten sposób myślenia dość pocieszającą refleksją: „Gdy doświadczamy miłości Ojca, zaczynamy przechodzić od lęku do wiary. Duch Święty, duch synostwa, będzie ci objawiał serce Ojca, ponieważ jesteś Jego synem lub córką. A ponieważ należysz do Niego – On przyjął na siebie pełną odpowiedzialność za twoje życie”. Bardzo spodobała mi się też uwaga, że żadna próba, żadna trudność ani atak ze strony złego – nie mają prawa nas pokonać. To my mamy je zwyciężyć! Przecież we wszystkim odnosimy zwycięstwo w Chrystusie. A co to oznacza w praktyce? Że w mocy Ducha Świętego możemy pokonać wszystko, co zwraca się przeciwko nam. I żadna przegrana bitwa nie oznacza ostatecznie przegranej wojny. Nawet jeśli historia naszego życia solidnie nas poobijała – z Duchem Świętym możemy dziś zacząć walkę od nowa.
Perspektywa sali tronowej
Przez lata potykałam się w Piśmie świętym na słowach, że Bóg „posadził nas na wyżynach niebieskich – w Chrystusie Jezusie” (por. Ef 2,6) i nic z tego nie rozumiałam. Wiedziałam tylko, że podczas modlitw wstawienniczych Bóg Ojciec czasem zaprasza człowieka, który przez lata żył w „skuleniu” – aby wszedł wreszcie do Jego sali tronowej i pewnym krokiem pomaszerował do Taty. Jak syn królewski, jak królewska córka, która ma prawo usiąść Królowi na kolanach i opowiedzieć o wszystkim, co w danym momencie jest dla niej/niego szczególnie ważne. Ku mojemu zaskoczeniu w książce Marii Vadii przeczytałam, że całe nasze życie mamy przeżyć z perspektywy sali tronowej, czyli miejsca oznaczającego autorytet i władzę. To jest właściwy sposób patrzenia na trudne sytuacje, wyzwania i zadania, jakie przed nami stoją. Nasz nieprzyjaciel już został pokonany, a nam została dana władza „stąpania po wężach i skorpionach, i po całej potędze przeciwnika, a nic nam nie zaszkodzi” (por. Łk 10,19). Teraz razem z naszym dowódcą patrzymy na pole bitwy z góry. A Maria dodaje: „Każda próba, każda udręka – to nasz trening do panowania w imię Jezusa!”. No cóż, niektórzy tych treningów mają więcej, inni mniej, ale do panowania nad ziemią zostaliśmy powołani wszyscy. Nie wierzysz? To weź sobie do serca pierwsze przykazanie, jakie usłyszał człowiek na ziemi, bo dotyczy ono również ciebie: „Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną; abyście panowali nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi” (Rdz 1,28). Tata naprawdę wierzy, że zrobisz dobry użytek z życia, jakie od Niego otrzymałeś!
.
{youtube}WbrRdjokKao{/youtube}
.
.
Zachęcamy do zapoznania się z książką, która poruszy serce każdego z nas, będzie to podróż ku odkrywaniu tego, co Bóg czuje do swoich dzieci - Neal Lozano "Serce Ojca". Więcej tutaj!
(zamieszczono 2016-04-18)