Stopniowo do moich zainteresowań dołączyły: bioenergoterapia, medycyna Tao, a nawet religia Filipin – Huna. Pętla zaciskała się. Do domu został zaproszony radiesteta, który zainstalował odpromiennik usuwający oddziaływanie żył wodnych. Ja zacząłem sypiać na materacu o “dobrym promieniowaniu”. Wszelkie problemy, również te nie związane ze zdrowiem, przedstawiałem bioenergoterapeutom i rozwiązywałem przy pomocy wahadełka. Zacząłem wciągać w to bliskich, a nawet ludzi z zewnątrz. Tematy szeroko pojętego ezoteryzmu na stałe zawładnęły rozmowami z żoną i przyjaciółmi. Urosła też związana z nimi pokaźna biblioteczka, której poszczególne pozycje studiowałem z całkowitym oddaniem. Zacząłem ćwiczyć jogę. Marzeniami były rozmowy z mistrzem, klasztory w Himalajach i “widzenie trzecim okiem”... Zaangażowanie, wiedza zdobywana latami i ambicje narastały. Jednocześnie cały czas praktykowałem jako katolik. Jak to możliwe? Czy nie miałem wątpliwości? Otóż miałem! Od czasu do czasu rozlegały się dzwonki alarmowe: lektura książki Siostry Emmanuel o Medjugorie (gdzie jasno wypowiada się przeciwko wahadełkom i “pracy z energiami”), ostra wypowiedź pewnego kapłana, który chciał nawet zniszczyć książkę o Hunie, zdanie ojca Tardifa o ezoteryzmie, opublikowane w książce Jezus żyje (w rozdziale “Wyrzeczenie się szatana”). Ja jednak nie chciałem ich słyszeć, upatrując w tym błędów Kościoła i niczego nie rozumiejących księży.
Jak dużo czyni się obecnie, aby odebrać nam wiarę! Istnieją już księgarnie o wyraźnym profilu ezoterycznym. Powstają szkoły psychotroniczne. Słyszałem o lekarzu medycyny, który przyjeżdża do pacjenta z wahadełkiem. Powiedzenie, że “ktoś ma złą energię”, na stałe weszło do naszego języka. Medytacja i joga są bardzo modne, wręcz nobilitują, a do tego są reklamowane jako skuteczne w walce ze stresem. Jest to przenikanie kultur, ale to także przenikanie zła! Nie potępiam kultury, ale stojące za nią moce, podobnie jak nie należy potępiać człowieka, ale jego grzech! Medycyna alternatywna (nie w całości zła), tak wspaniale wypełnia luki w źle obsłużonej przez Kasy Chorych medycynie konwencjonalnej, rekompensuje brak zainteresowania lekarza wobec chorego (widzianego jako “kolejny przypadek”) i wydaje się rozwiązaniem wobec naszych kurczących się portfeli. Ale zastanówmy się, czy powodem tych licznych niedomagań nie jest niedomaganie naszej wiary w Jezusa Chrystusa, w Jego łaskę, która jest naszym uzdrowieniem?! Ja dziękuję Jezusowi za to, że w pewnym momencie mojego pogłębiającego się szaleństwa dał mi swoje światło, tak że mogłem zobaczyć co robię, w Jego prawdzie. A zaraz potem przeczytałem słowa Starego Testamentu: Nie znajdzie się pośród ciebie nikt, kto by przeprowadzał przez ogień swego syna lub córkę, uprawiał wróżby, gusła, przepowiednie i czary; nikt, kto by uprawiał zaklęcia, pytał duchów i widma, zwracał się do umarłych. Obrzydliwy jest bowiem dla Pana każdy, kto to czyni (Pwt 18, 10-12, por. Kpł 19,31; 20,1-7; 20,27). Takie przestępstwo było wówczas karane śmiercią!
Co jednak ma wspólnego bioenergoterapia z wywoływaniem duchów? To przecież nieszkodliwe oddziaływanie energią człowieka... Otóż nie! W “biblii” bioenergoterapii – książce pt. Dłonie pełne światła, jedna z lepiej wtajemniczonych, bioenergoterapeutka praktykująca w Nowym Yorku, jawnie pisze o duchu, który umożliwia jej “leczenie” oraz przepowiadanie. Według autorki jest to istota o wyższej niż ludzka inteligencji, objawia się jej pod imieniem Heyoan (co oznacza szepczący prawdę przez stulecia); autorka uczestniczy z nim w swoistej komunii “wchodząc pomiędzy jego łapy”... Chyba nikt nie ma wątpliwości, że tą istotą nie jest Jezus Chrystus!
Podobnie podczas moich kontaktów z bioenergoterapeutami słyszałem o uwolnieniu od duchów. Musimy zdać sobie sprawę, że bioenergoterapeuta jest kanałem (stąd channeling) przez który działają “moce kosmiczne” i to jest jedyną przyczyną jego oddziaływania. Nie jest to, jak mniemamy, jedynie jego własna energia. Myślę, że często sam bioenergoterapeuta nie wie, skąd ma tę moc i jakie duchy do niego przemawiają. Wielu goni po prostu za pieniędzmi czy ambicją, a zdezorientowani ludzie dramatycznie szukają pomocy lub przewodnictwa, stąd rodzi się zamknięte koło. Może je jednak przerwać Ten, który uwalnia – Jezus Chrystus. Tylko On, który jest Prawdą i Wolnością, może dać prawdziwą wolność.
Moje wątpliwości narastały, kumulowały się, a Jego łaska sprawiła, że przejrzałem. I chociaż było to niedawno, a walka trwa nadal, ufam, że Pan niczego nie czyni połowicznie, więc dokończy to, co rozpoczął. Pragnę teraz z taką samą gorliwością, z jaką namawiałem innych do zła, służyć Prawdzie – Jezusowi Chrystusowi. I świadczyć o tym, co przeżyłem, ku przestrodze, zwłaszcza młodym i poszukującym.
Musimy jednak pamiętać, że będąc chrześcijanami, mamy naśladować naszego Nauczyciela-Lekarza, który przyszedł do “źle się mających” i ich szczególnie umiłował. Naszym orężem ma być nie miecz, lecz miłość, pokora i modlitwa, które jesteśmy winni wszystkim naszym braciom. Taka postawa obowiązuje nas szczególnie wtedy, gdy doświadczamy słabości – naszej własnej lub naszego bliźniego. Taką bowiem miarą, jaką mierzymy, pomierzy nas Pan...
Adam