Byt materialny stał się dla nas ostoją bezpieczeństwa. Czymś, co wyznacza cel w prozaicznej codzienności, w której relacje coraz częściej stają się zaledwie dekoracją w salonie wypełnionym ciepłym konformizmem. Jest to jedna z przyczyn, dlaczego tak trudno nam zrozumieć człowieka bez domu, dotkniętego biedą i ogólnym cierpieniem. Niestety, zazwyczaj nasze współodczuwanie kończy się na powierzchownym altruizmie. Często pomoc bywa wyrazem zakamuflowanej pychy, bo wynika z ukrytego egoizmu tzw. chęci pomagania, aby się poczuć dobrze. Sam to zresztą dostrzegłem u siebie…
Gdy oddałem swoje życie Bogu, postanowiłem robić Boże projekty artystyczne. Jeden z nich to „Różnica” – album opisujący i ilustrujący świat ludzi bezdomnych. Projekt ten zakłada rysownie portretów osób bezdomnych i spisywanie ich historii. Od trzech lat zamieszkuję więc lub przebywam w miejscach, w których oni przesiadują lub mieszkają. Pragnę dogłębnie poznać środowisko tych, których portretuję, i prawa nim rządzące. Trzy tygodnie spędziłem więc w domu pomocy wspólnoty „Betlejem” w Jaworznie, gdzie zrealizowałem pierwszych szesnaście portretów i tyle samo wywiadów. Aby moje relacje z domownikami były autentyczne, włączyłem się w ich codzienne obowiązki oraz uczestniczyłem też w spotkaniach o charakterze terapeutycznym.
Innym miejscem, w którym przebywałem, był ośrodek terapeutyczno-wychowawczy Fundacji św. Barnaby w Poczesnej, oraz ośrodek na ul. Ogrodowej w Częstochowie. Zostało tam zrealizowanych siedem portretów i wywiadów z bezdomnymi wychowankami. Jednak to Kraków jest głównym obszarem podjętego przez mnie działania artystycznego i społecznego, ponieważ właśnie tam, na dworcu PKS oraz PKP, portretowałem moich bezdomnych bohaterów.
NASZE-ICH DRAMATY
W czasach szczególnej alienacji, osoby z marginesu społecznego są często dowodem naszego zobojętnienia wobec drugiego człowieka. Problem bezdomności w trakcie realizacji projektu okazał się również pretekstem do twórczego komentowania współczesnej kondycji ludzkiej, w której rozgrywa się prawdziwy dramat walki materii i ducha. Współczesny człowiek przerzuca wszelką odpowiedzialność za krzywdę drugiej osoby na różne organizacje, a swoją „znieczulicę” – nazywa poukładaniem. A przecież nasze wnętrze jest często nieporównywalnie bardziej zbrukane kałem i ociekające potem, niż tych nieszczęsnych, pijanych i śmierdzących ludzi koczujących na ulicach i dworcach PKP.
Na przykładzie portretów najuboższych chciałbym odsłonić prawdę o nas samych, która jest trudna do przyjęcia. Uważam, że poznani przeze mnie bezdomni uzewnętrzniają to, co my ukrywamy pod skorupą próżności i pychy. Prezentowane przeze mnie prace – prezentują człowieka. Ale nie traktuję go jako części wystawy sklepowej, gdzie zewnętrzność produktu odgrywa najważniejszą rolę. Gdy spotykam człowieka, patrzę na niego i staram się go słuchać. Sztuka wymaga ode mnie wysiłku zwrócenia uwagi na wewnętrzną stronę „naczynia”. Poprzez kreskę, linie, walor i najróżniejsze sposoby różnicowania graficznego – pragnę ukazać wartość każdego bezdomnego.
Piękno i jego doznawanie nie jest dla mnie celem w tworzeniu portretów, a nawet może być przeszkodą w ich prawdziwym ukazaniu. Piękno jest ściśle związane z prawdą, więc autentycznie pięknym będzie to, co jest prawdziwe – nie zawsze jednak atrakcyjne. Nie usprawiedliwiam czynów i wyborów portretowanych przeze mnie ludzi. Nie tworzę utopijnej opowieści o ludziach z marginesu społecznego. Chcę jednak pokazać, że różnica między nami – wygodnie żyjącymi,a bezdomnymi – jest płynna. Wskazuję na niepewność naszego bytu, który tak łatwo może się zmienić, nie tylko z naszej winny, ale także z winy czynników niezależnych od nas.
Prezentowane przez mnie prace są próbą przywrócenia godności każdemu człowiekowi naszych czasów. Są przypomnieniem o naszej tożsamości i postawieniem pytania skierowanego do nas samych: gdzie jest nasz dom?
Anonimowy
Bardzo długo zachęcałem go, aby zgodził się zapozować mi do portretu. Odmawiał ze względu na wstyd przed rodziną, może też przed przyznaniem się do bezdomności. Były animator grupy Anonimowych Alkoholików, którą prowadził latami. Nosi na sobie wielki ciężar nieudanego niepicia – uważa, że zgubiła go pycha i pracoholizm.
Jacek
Były bezdomny, obecnie mój przyjaciel – mieszkamy razem od roku. Jest dla mnie świadectwem pokory, modlitwy i pracowitości. Nieoceniony dar od Pana.
Zbyszek „Koniu”
Można by rzec: zawodowy przesiadywacz ławkowo-galeryjny wśród krakowskich bezdomnych. Pierwszy raz zobaczyliśmy się przy rozdawaniu kanapek. Kiedy się przedstawiłem i usłyszałem imię Zbyszek – w przypływie sympatii powiedziałem: „To miło mi ciebie poznać, Zbychu”. Na to „Koniu” tak się wkurzył, że początkowo chciał mi wlać. Po chwili jednak zrozumiał, że z mojej strony miało to być wyrażeniem szacunku, więc przybił mi piątkę i przeprosił. Do tej pory się lubimy, choć nasza relacja koleżeńska nie przekłada się na zmiany w jego życiu. Zadomowił się już chyba w galeryjno-dworcowych murach…
Zachęcamy do książki "Czas domu" Tadeusza Kotlewskiego SJ, w której autor próbuje odpowiedzieć na pytania: jak tworzyć klimat domu, jak tchnąć życie w dom, z którego chce się uciec, czy jak wyjść z duchowej bezdomności. Więcej znajdziesz tutaj!
(zamieszczono 2014-08-01)