Powstało mnóstwo książek o Marsjanach i Wenusjankach, i cieszą się ogromną popularnością, co oznacza, że chcemy wiedzieć, dlaczego tak bardzo się różnimy. Ta wiedza pozwala nabrać dystansu, zobaczyć, że nasze problemy są dość uniwersalne, a pewnych naturalnych uwarunkowań nie da się przeskoczyć. Po co walczyć z wiatrakami, skoro można zrobić użytek z naszej odmienności? Oto jeden z prawdopodobnie tysiąca przykładów:
Wielu mężów doświadcza tego, że żona jest (nad)wrażliwa. Na kilometr wyczuwa zbliżający się kryzys. Zaczyna być niespokojna, stroi fochy, unika kontaktu wzrokowego – a wszystko po to, by zwrócić na siebie uwagę mężczyzny, który nie zauważył, że coś ją zraniło. I liczy, że on się domyśli. A gdy jak zwykle się nie domyśla – ona poważnie stwierdza: „Musimy porozmawiać”. Najczęściej on nie wie o czym. Ale rozmawiają. Ona wyjaśnia, co sprawiło jej przykrość. On, jeśli się bardzo postara – zdobędzie się na maksimum empatii i zrozumie. Może się nawet okazać, że sam też poczuł się czymś dotknięty, zatem rozmowa była potrzebna. Nawet pozwoliła rozwiązać problem, zanim stał się naprawdę poważny (czytaj: zauważalny dla mężczyzny)!
Kobieta pierwsza wyczuje, że jej dziecko ma problemy – ona doskonale wie, jakie robi miny, gdy jest niezadowolone, zna też jego język ciała, gdy jest spięte lub wystraszone. Będzie próbowała zachęcić do rozmowy, znaleźć rozwiązanie problemu, pocieszyć. Z nadmiaru troski może jednak szukać problemów tam… gdzie ich nie ma.
Na szczęście naprzeciw kobiecej (nad)wrażliwości wychodzi męski zdrowy rozsądek, dystans i umiejętność oceniania spraw jako godnych bądź niegodnych uwagi. Połączenie tych dwóch sposobów postrzegania daje optymalny rezultat – przejmujemy się tym, czym warto.
Nie mam jednak wątpliwości, że rola kobiety w rodzinie jest niezwykle ważna. I nie chodzi tutaj o pranie, sprzątanie czy gotowanie – w tym jesteśmy zupełnie zastępowalne i w funkcjonowaniu domu nie to jest najważniejsze. Myślę o tych wyjątkowo kobiecych cechach, które sprawiają, że dom jest Domem, w którym najbliżsi odnajdują ciepło, zrozumienie i akceptację.
To, że ojciec z poświęceniem zarabia pieniądze i buduje dom – jest tak samo ważne jak to, że mama próbuje rozgryźć, dlaczego ich synek rano skłamał, że boli go gardło (dzięki czemu nie poszedł do przedszkola). Jej zadaniem jest zrozumienie sprawy: czy dziecko kłamie, bo ma 5 lat i to jest jego normalny etap rozwojowy, czy też kryje się za tym coś więcej, na co trzeba zareagować.
Jesteśmy inni – ale zupełnie nieporównywalni. Zrozumienie siebie nawzajem sprawi, że mężczyzna zapamięta, że wiosną potrzebne są świeże kwiaty na stole, a kobieta nie będzie robiła wymówek, że w tym miesiącu premia zamieniła się w najnowszy model GPS-a.
Tak pozytywne i twórcze podejście do tego, co nas różni, możemy mieć wtedy, gdy doświadczyliśmy również prawdziwej bliskości i jedności – chwil, gdy chcieliśmy powiedzieć: „Skąd wiedziałaś, że ja też tak lubię? Czytasz w moich myślach”. Momentów, gdy czuliśmy tak wielką miłość, że mówiliśmy: „Tak cię kocham, że chyba cię zjem”. Przytulaliśmy tak mocno, że prawie udusiliśmy. Takie chwile namiętności, nie tylko w seksualnym kontekście, i pasja bycia z drugą osobą, chęć, a nawet potrzeba mówienia pięć razy dziennie „kocham cię” – pozwalają na radość patrzenia na to, co nas różni. Gdy jesteśmy razem, najbliżsi sobie i mamy pewność, że dla siebie nawzajem chcemy jak najlepiej – to ze spokojem przeżywamy czas, gdy nie trzymamy się za ręce. Gdy każdy odchodzi do swoich obowiązków lub zainteresowań, których nie musimy podzielać. Dajemy sobie wolność i cieszymy się, że drugiej osobie coś wychodzi w dziedzinie, która dla mnie jest zdecydowanie mało interesująca. Bez poczucia winy pielęgnujemy również to, co tylko nam sprawia przyjemność. Takie oddalenie się od siebie, zgoda na rozłąkę, w czasie której każde z osobna coś przeżyje i doświadczy czegoś inspirującego – pomagają znowu zatęsknić za bliskością i jednością. I z jeszcze większym zapałem pielęgnować naszą relację.
Drażnią mnie sformułowania w stylu: „kobiety tak mają” czy „tacy są faceci” – w naszej odmienności tkwi ogromny potencjał. Otwarcie się na siebie nawzajem i zaakceptowanie tego, że moje pomysły na życie nie muszą być najlepsze – sprawi, że ta druga osoba będzie dla nas wciąż interesująca. Fantastycznie Pan Bóg wymyślił, że dobre jest dla nas bycie z jedną osobą na zawsze. Tyle pracy przed nami! Bo jeśli chcemy być szczęśliwi, nie możemy stanąć w miejscu i uznać, że już tyle o sobie wiemy, więc nie warto dalej rozmawiać, dociekać i wyjaśniać. W tym sensie małżeństwo jest wyzwaniem dla pragnących czegoś więcej, ponieważ szczęście małżeńskie to nie bonus dla maruderów, lecz złoto dla wytrwałych.
Polecamy rewelacyjną książkę dla małżeństw "Pocałunek złożony na duszy" oraz książki dla dzieci.