TADEUSZ
Spotykałem się wcześniej z innymi dziewczynami (kilka z nich było z naszej wspólnoty). Mam z tych spotkań dobre wspomnienia, ale… zawsze czegoś mi brakowało –pełnego zaufania, otwartości z obu stron, po prostu coś było nie tak. Modliłem się cały czas o żonę. Prosiłem, aby miała konkretne cechy, aby była ładna i żeby mnie choć trochę pokochała. Ale gdy nic się nie działo – po pewnym czasie straciłem nadzieję.
Na początku ubiegłego roku, na spotkaniu wspólnoty zauważyłem, że w tłumie siedzi jakaś bardzo ładna brunetka. Nigdy nie czułem się skrępowany w kontaktach z kobietami, ale tym razem nie odważyłem się podejść i zapytać ją o imię. Obserwowałem ją długo i do dziś pamiętam, jak była ubrana, kiedy ją pierwszy raz zauważyłem. Szybko doszedłem jednak do wniosku, że taka kobieta na pewno nie jest sama i nie mam u niej żadnych szans.
Pewnego dnia na spotkaniu wspólnoty jeden z kolegów, Arek zaproponował wyjazd do Warszawy na konferencję z Robertem Tekieli. Oprócz kilku osób, których nie znałem, była tam również Ona. Rozmawialiśmy ze sobą przez całą drogę. Na odcinku Łódź-Rawa dowiedziałem się, że Małgosia jest sama i też myśli o założeniu rodziny. Stało się dla mnie jasne, że mam u niej jakąś szanse. Droga powrotna była bardzo długa – razem z Gosią pilotowaliśmy Arka tak skutecznie, że do Łodzi dojechaliśmy… nad ranem. Reszta pasażerów busa spała, a my mogliśmy swobodnie rozmawiać. Byłem nią coraz bardziej oczarowany!
Kilka dni po tej wyprawie napisałem do niej SMS-a, podpisując się: „Tadek”. Odpisała: „Jaki Tadek?”. Nie skojarzyła mojego imienia! Byłem zaskoczony, ale nie poddałem się. Poprosiłem o spotkanie. Zaprosiłem ją na obiad do Galerii – może mało romantyczne miejsce, ale oboje blisko pracowaliśmy. Potem poszliśmy na spacer, długo rozmawialiśmy i… zrozumiałem, że chcę z nią być. Z natury jestem konkretny, ale nie chciałem niczego zepsuć, bo bałem się, że stracę dziewczynę swojego życia.
Zanim zaczęliśmy spotykać się na dobre, po dwóch miesiącach od pierwszej rozmowy zrobiliśmy sobie „chwilę szczerości”. Każde z nas miało za sobą różne bolesne doświadczenia. Postanowiliśmy, że opowiemy sobie wszystko – i to, co trudne, i to, co bolesne w historii każdego z nas. To było ryzykowne, bo nie znaliśmy się dobrze, jednak postanowiliśmy spróbować. Ustaliliśmy też, że zawsze będziemy mówić sobie prawdę.
Po tym wszystkim zadecydowaliśmy, że dalej będziemy się spotykać. Gosia powiedziała mi szczerze, że lubi ze mną przebywać, ale mnie nie kocha. Chciałem wiedzieć, jakie ma oczekiwania wobec mnie, czego chce od świata, od samej siebie, czego się boi – i żebym mógł jej to samo powiedzieć o sobie. Dlatego opowiadaliśmy sobie o naszych emocjach, o tym, co każdemu z nas się podoba i czego nie lubimy.
Po raz pierwszy poczułem komfort w relacji z kobietą! Nie dosyć, że byłem nią zafascynowany, to mogłem pozwolić sobie na szczerość i czułem to samo z jej strony.
MAŁGOSIA
Gdy Tadeusz zaproponował mi spotkanie, nie podejrzewałam jeszcze, że tak bardzo mu się spodobałam. Myślałam, że może facet potrzebuje rozmowy duchowej, więc dlaczego się nie umówić? Oboje byliśmy wolni, Tadeusz był bardzo miły, nie mogłam mu nic zarzucić. Co prawda, na początku nie spodobał mi się wcale, ale dałam mu szansę…
Wcześniejsze moje wybory nie były udane, wciąż trafiałam na mężczyzn niezdecydowanych, mało konkretnych. Miałam już za sobą małżeństwo niesakramentalne – wyszłam za maż, gdy miałam 19 lat – byłam więc młoda i niedoświadczona. Małżeństwem byliśmy przez 7 lat, ale najdojrzalszą decyzją, jaką w tym związku podjęłam – była decyzja o rozwodzie. Potem jeszcze raz próbowałam ułożyć sobie życie, a po rozstaniu mocno odchorowywałam ten związek. Poczułam, że muszę coś zmienić w swoim życiu – nie chciałam już budować na piasku. Tutaj zaczęło się moje nawrócenie. Później na kilka lat wyjechałam do pracy w Krakowie, skąd wróciłam z powodu choroby taty.
Kiedy zaczęłam spotykać się z Tadziem, bałam się, że go nie pokocham. Nasza relacja rozwijała się i poznawaliśmy się coraz lepiej, a to, co odkrywaliśmy w sobie nawzajem – było ekscytujące i pociągające. Okazało się, że wiele nas łączy, że tyle rzeczy lubimy razem robić. Wzrastała też nasza bliskość – odkrywałam piękno wewnętrzne Tadzika, jego dobre serce, wrażliwość, inteligencję. Ale grałam na zwłokę, bo nie byłam gotowa powiedzieć „tak”, a nie chciałam go skrzywdzić.
Kiedy została już ustalona data ślubu i przygotowania były w toku, przeżyłam moment mocnego zawahania. Czułam, że to wszystko mnie przerasta! Tadek to zauważył i któregoś dnia mnie „przycisnął”, żebym powiedziała mu, o co chodzi. Przyznałam się, że nie jestem do końca pewna swojej decyzji. Usłyszałam od niego: „No, serce, kawa na ławę – bo człowiek w takich decyzjach wie: kocha, czy nie. To są zbyt ważne sprawy, to decyzja na całe życie, więc musisz wiedzieć, czego chcesz”. Ja nic nie mówiłam, tylko płakałam... A on zrobił wszystko, żeby mi ułatwić decyzję, żebym powiedziała „tak” albo „nie”, i dał mi nawet możliwość, abym mogła zakończyć nasza znajomość. Problem w tym, że ja naprawdę nie wiedziałam, czego chcę! Siedzieliśmy i gadaliśmy przez pół nocy, a właściwie mówił Tadeusz, bo ja głównie płakałam. Uświadomiłam sobie, że dotąd zawsze ktoś wpływał na moje decyzje, a w dodatku niosłam na sobie bagaż tej złej, która zakończyła się rozwodem. A teraz już dojrzałam, zmieniłam się i przyszedł czas, by spojrzeć w oczy swojemu lękowi. Nie chciałam Tadzikowi ofiarować tylko cząstki siebie. Zrozumiałam, że naprawdę go kocham, a tylko boję się ślubu. I nagle wszystko puściło! Śmiałam się i płakałam, mówiąc, że kocham go całego i że wyjdę za niego!
Kiedy wcześniej modliłam się o męża – prosiłam Boga, żeby to był mężczyzna ze wspólnoty, który będzie mnie wspierać i umacniać w wierze. Potrzebowałam kogoś o silnym charakterze, bo miałam świadomość, że łatwo ulegam wpływom, co wcześniej źle się dla mnie kończyło.
Pan Bóg mnie wysłuchał i zaskoczył – nigdy nie myślałam, że będę z mężczyzną, który będzie miał głęboką wiarę w sercu i będzie tak bardzo mnie kochał, przy wzajemnym, pełnym zaufaniu i szczerości. Jesteśmy ze sobą naprawdę szczęśliwi!!!