Wcześniej też modliliśmy się razem, ale nieregularnie, często pośpiesznie, zirytowani niepoważnymi postawami dzieci. Taka modlitwa nie miała „smaku”, nie miała „życia” i nie miała „mocy”, więc często z niej rezygnowaliśmy. Bóg tak jednak pracował nad nami, że w końcu zaakceptowaliśmy naszą rodzinną modlitwę taką, jaka ona jest, a nie jakiej oczekujemy. Najczęściej zbieramy się wieczorem przed kolacją wokół stołu i zapalonej świecy, i każdy z nas, tak jak umie, dziękuje dobremu Bogu za cały dzień, za to, co się wydarzyło i czego doświadczyliśmy. Potem chwalimy Boga śpiewem i tańcem. Czasem prosimy też o to, czego nam potrzeba, i na zakończenie powierzamy naszą rodzinę Bogu w modlitwie Ojcze nasz. To w wersji idealnej…
Zazwyczaj jednak dzieci kłócą się o to, kto zapali świecę, skaczą po kanapie i biegają wokół stołu. Bywa, że zaczynamy modlić się w czwórkę, a kończymy już tylko we dwoje. Ale to właśnie podczas takiego „zwyczajnego” i „nieidealnego” spotkania z Bogiem doznałam uzdrowienia!
A stało się to tak. Wiosną tego roku dopadły mnie znowu dolegliwości kręgosłupa. Zdarza mi się czasem, że kiedy narażę kręgosłup na jakieś znaczne przeciążenie – ten nagle zbuntuje się i odpłaci niemal kompletną blokadą, która wyłącza mnie z życia. Czuję wtedy, jak blokują mi się plecy od łopatek aż po odcinek lędźwiowy. Z trudem mogę podnosić ręce, chodzę bardzo powoli, powłócząc nogami, każdy krok sprawia mi ogromny ból, boli też całe ciało nienaturalnie pochylone do przodu, słabiej pracują płuca. To właśnie spotkało mnie wiosną, kiedy akurat mieliśmy czas wielkich porządków domowych. Zwykle w takich sytuacjach pomagało jedno lub dwa bardzo intensywne nastawiania kręgosłupa przez fizjoterapeutę. Tym razem nie pomogło… Mijał kolejny dzień bólu, leżenia na dywanie i na kanapach, człapania po domu, poruszania się na klęczkach. Przyszedł wieczór i pora rodzinnej modlitwy. Kiedy z wielkim trudem usiadłam na krześle, mąż zaproponował synowi, że położą na mnie ręce i pomodlą się o moje zdrowie. W jednym zdaniu powierzyli Jezusowi mój kręgosłup, a ponieważ wszyscy byliśmy mocno utrudzeni, zmówiliśmy już tylko modlitwę Ojcze nasz, po czym wstałam z krzesła i poszłam do kuchni. WSTAŁAM Z KRZESŁA I POSZŁAM DO KUCHNI! W kuchni do mnie dotarło, że mogę bez problemu chodzić i podnosić do góry ręce. Zaczęłam krzyczeć z radości, że mogę znowu się poruszać! Czułam, jak cały ból i wszystkie blokady pleców puszczają, wszelkie dolegliwości minęły w ciągu dziesięciu minut! Dziękuję dobremu Bogu, który dał nam doświadczyć swojej niezwykłości w zwyczajnej sytuacji naszej rodziny. To uzdrowienie stało się też mocnym doświadczeniem dla mojego syna, który zobaczył, że Jezus jest żywy i uzdrawia tu i teraz. I że działa również przez niego! Dla mnie i mojego męża to był wielki znak, że Bóg jest obecny w każdej sytuacji, w jakiej jesteśmy postawieni. Jest obecny w naszej rodzinie, a nie tylko na spotkaniu modlitewnym, Mszy z modlitwą o uzdrowienie czy na dużym wydarzeniu halowym.
Bóg wywyższył naszą „zwyczajną” modlitwę rodzinną, podczas której nie doświadczaliśmy żadnych specjalnych uniesień, i nadał jej rangę cudu i niezwykłości.
Na tym nie koniec – wreszcie zatroszczyłam się o mój kręgosłup. Udałam się do specjalistów, zrobiłam potrzebne badania. Dbam o higienę kręgosłupa, staram się regularnie ćwiczyć. Okazało się, że najważniejszym problemem jest duża przepuklina w odcinku lędźwiowym, która uciska nerwy. Być może czeka mnie operacja. Nie boję się tego, powierzam tę sprawę Bogu i otwieram się na każdy rodzaj uzdrowienia, jakie dla mnie przewidział! Honorata
Zachęcamy do książki "Świętość w zasięgu ręki" Patti G. Mansfield - więcej tutaj!
(zamieszczono 2015-10-01)