Jedną z takich „wyrw” jest nasza współpraca z „duchem starości”. Jest on bardzo niebezpiecznym duchem, ponieważ dotyka osoby nawet bardzo młode i prowadzi do tego, by w pewnym momencie powiedzieć Bogu: – Nie będę już Ciebie słuchać. Nie mogę już Ciebie słuchać, bo jestem za stary, za słaby, bo z tą osobą nie chcę służyć, z tamtą też nie i w tym miejscu też nie chcę. To taki duch, który zamyka człowieka na słuchanie Boga. Mówi do niego: – Ty już sobie nie dasz rady. Nawet jeśli sam Jezus mówi do człowieka: – Dasz radę. Ja ciebie zachęcam i zapraszam do czegoś nowego – to człowiek Go nie słucha. A duch starości będzie wtedy podpowiadał: – Już tyle lat służysz, tak długo idziesz za Jezusem, tyle już zrobiłeś. Jesteś zmęczony. Powiedz: Nie! Non serviam! Nie będę służyć! Gdzieś te słowa już słyszeliśmy… Człowiek zaczyna wtedy znajdować wiele usprawiedliwień i tłumaczy się: – Nie będę służyć, bo mnie boli noga, boli mnie ząb, ona mi zrobiła przykrość, on mi robi przykrość już od roku, lider w ogóle mnie nie rozumie, w rodzinie to mam same problemy. Panie Jezu, zrozum, że jestem za stary, za młody, po prostu nie dam rady. W efekcie człowiek przestaje odpowiadać na wezwania i poruszenia Boże, bo z pewnością Pan Bóg się… myli wzywając mnie.
Stuletnia pasjonatka
Niedawno oglądałam w telewizji wywiad z pewną siostrą zakonną. To była kobieta, która w sposób heroiczny przeciwstawiła się duchowi starości. Mając 65 lat odczytała w swoim sercu zaproszenie: – Jedź do Brazylii i zamieszkaj z gałganiarzami. Zamieszkaj z tymi, na których nikt już nie chce patrzeć. I ona, mając 65 lat, poprosiła o zgodę, spakowała rzeczy i pojechała do Brazylii. Kiedy skończyła 80 lat, przełożona powiedziała do niej: – Proszę cię, wracaj do Paryża. A ona odpowiedziała: – Proszę zakon o jeszcze 5 lat, bym mogła być z tymi ludźmi. Mieszkała w kartonie i tak jak ci gałganiarze nie miała nic. Jedynymi jej współlokatorami były szczury. Mówiła, że na początku bała się ich, ale później okazało się, że one jednak nie gryzą. Kiedy w końcu skończyła 85 lat, przełożona powiedziała do niej znowu: – Proszę cię, wracaj. A ona znowu odpowiedziała: – Poproszę o jeszcze 5 lat. Jednak już wtedy przełożona nie zgodziła się: – Ty musisz wrócić, bo my potrzebujemy ciebie w Paryżu. Wówczas siostra odpowiedziała: – Aaa, skoro mnie potrzebujecie w Paryżu, czyli jest dla mnie praca, to ja wracam. Pojechała do Paryża i założyła tam wiele przytułków dla ubogich. Zrobiła to wszystko mając 85 lat. Ta kobieta miała w sobie coś niezwykłego. Ona ciągle zadawała Jezusowi pytanie: – Panie, co chcesz, abym czyniła? I zadawała je niezależnie od tego, w jakim była wieku. Swoim życiem pokazała, że to pytanie nigdy nie traci na aktualności. Ufała Bogu jak dziecko. Niedawno czytałam wywiad z nią już jako stulatką. Chciałabym mieć taki zapał jak ona i proszę o to Boga.
Nie bądźmy kurami!
Człowiek, który słucha Pana i niezależnie od wieku zadaje Mu pytanie: „Panie, co chcesz, abym czynił?” jest radością dla Boga, ponieważ jest Jego przyjacielem. Bóg może w takim człowieku mieszkać i taki człowiek jest Jego narzędziem. Ludzie, którzy współpracują z duchem starości smucą Boga. Pewnie mogliby na niejednej kartce wypisać argumenty przeciwko jakiemukolwiek dobremu działaniu.
Ja sama od kilku lat uczę się, by w sytuacjach, kiedy ktoś mnie o coś prosi, a wydaje mi się to już na samym początku trudne do wykonania, nie zrzędzić, ale zadać sobie pytanie: – Jak to zrobić? Kogo poprosić o współpracę? Chodzi o to, aby nie „ścinać głowy” tym, którzy mają wielkie marzenia i mnie do nich zapraszają, ale stanąć w postawie dialogu. Może się okazać, że ja rzeczywiście nie mogę tego zrobić, ale sama postawa serca już jest ważna.
Dlaczego jesteśmy słabi? Zadałam to pytanie pięćdziesięciu osobom z zespołu Mocni w Duchu. Ktoś zauważył, że słabość idzie w parze z letniością i byciem byle jakim. Ta osoba tak o tym napisała: „Jeśli nie rezygnuję z moich małych przyzwyczajeń, to często jestem letni. A człowiekowi, który Boga doświadcza, letniość nie smakuje i staje się on człowiekiem nieszczęśliwym”.
Taka letniość ma także wymiar wspólnotowy, ponieważ szkodzi innym. We wspólnotach są osoby, które mają zapał, pragnienia, modlą się, czegoś doświadczają i idą za tym. I kiedy przedstawiają swoje marzenia mogą usłyszeć bardzo krótko: – O, znowu! Ale święta! Świętszy od Papieża! Letniość sprawia, że idziemy za myślą: – Bądźmy wszyscy kurami. Niech wśród nas nie będzie żadnych orłów. Orły były kiedyś, a my bądźmy kurami i niczym się nie wybijajmy.
Nie zabijaj narzekaniem
Duch starości często idzie w parze z duchem narzekania. Ten duch jest także bardzo niebezpieczny, ponieważ zamyka nas na wdzięczność Bogu. Są takie osoby, które wykonując swoją pracę tak narzekają i biadolą, że chciałoby się im powiedzieć: – Człowieku, jak coś robisz, to po prostu rób to i dziękuj Bogu, że możesz to robić. Dziękuj, że jesteś na tyle zdrowy, że masz dość siły i możliwości, że masz wspólnotę. A jeśli biadolisz, to prosimy cię – nie rób tego. Jeśli wszystko ma się wokół ciebie kręcić i wszyscy mają cię przepraszać, prosić, dziękować – to po prostu nie rób tego albo nie narzekaj. Narzekanie zabija tych, którzy są wokół. Nie można wówczas skupić się na Panu Jezusie, tylko trzeba się skupić na tej osobie, która ma „tak strasznie dużo pracy”, że teraz nie wiadomo, co my powinniśmy zrobić, żeby ona jednak przestała narzekać.
Co ciekawe, osoby narzekającej, której nic się nie podoba, nie da się pocieszyć. Nie ma takiej możliwości, bo tu chodzi o utrwaloną postawę serca. Jak świeci słońce, jest niedobrze, bo jest za gorąco. Jak pada deszcz, jest niedobrze, bo chciałam, żeby świeciło słońce. Takim ludziom należałoby powiedzieć: – To nie jest problem wszystkiego wokół ciebie, ale problem twojego serca. Po prostu nie da się ciebie zadowolić i musisz się narodzić na nowo. Duch narzekania pociąga za sobą kolejne pokusy i złe duchy, zwłaszcza we wspólnotach: ducha ironii i ducha wyśmiewania. Uleganie temu jest niebezpieczne, bo oznacza, że serce człowieka nie jest już czyste. Jeżeli patrzę na czyjąś posługę z ironią, wyśmiewam lub działam przeciwko niej to znaczy, że to ja mam problem w sercu.
Nawet jeśli komuś się coś nie udaje i ja to widzę, to jestem od tego, by mu pomóc. Tak właśnie zrobiłby Jezus. On nie powiedziałby: – Nie rób tego, bo robisz to tragicznie. A my mamy być jak Jezus. Mamy się stawać jak Jezus dla drugiej osoby, a więc widząc pewne słabości – mamy pomóc. Uważajmy na ducha ironii, szyderstwa i wyśmiewania.
Osoba, która ciągle narzeka, która ma zdolność do niszczenia pracy drugiego człowieka przez wyśmianie, czy ironizowanie – jest tak naprawdę osobą samotną, która nie potrafi nawiązywać prawdziwych relacji. Dlatego zakłada maskę ironii, za którą się chowa, bo nie potrafi współpracować z inną osobą i przyjaźnić się z nią.
Za kim idziesz?
Przejdziemy teraz do kolejnego wyłomu w fundamencie. Jest to sytuacja, gdy uważam się już za tak wspaniałego apostoła, że przestaję być uczniem. Kim jest uczeń? Uczeń jest tym, kto ciągle pyta: – Panie, co mam czynić? Panie, co chcesz, abym czynił? A może się zdarzyć tak, że uznamy siebie za tak wspaniałych apostołów, że przestaniemy pytać. No bo co mi Pan Jezus może nowego powiedzieć? A uczeń to jest ten, który siada u stóp Mistrza i słucha. I to słucha niezależnie od swojego grzechu. Taki apostoł, który nie słucha, to w sumie nie wiadomo kogo głosi.
Apostoł, który przestaje być uczniem, często nie potrafi zerwać z całego serca z grzechem. W tym miejscu również wielu z nas może powiedzieć: – Mnie to nie dotyczy. Już tyle razy zrywałem z grzechem, że już naprawdę jestem wolny. Zachęcam, by posłuchać Jezusa, by to On powiedział, czy tak jest. Bądźmy uczniami i posłuchajmy Go. Gdy człowiek nie zrywa ze złem z całego serca, to wówczas pewne rodzaje zła pociągają go w sercu i wydają się atrakcyjne. Uważa, że są fajne i co prawda nie powinien temu ulegać, ale w sercu czuje ku temu pociąg. Jestem przekonana, że każdy z nas ma taki obszar w swoim sercu, choć zazwyczaj się do tego nie przyznajemy, nawet sami przed sobą. Jednak, gdy się zatrzymamy, zasłuchamy i zapytamy Pana Jezusa o to, będziemy mogli ten obszar zobaczyć. Apostoł, który jest uczniem, może dzięki łasce Bożej pokonać swoje słabości i stawać się mocnym.
Rozeznawaj
Pan Bóg stworzył świat i On wiedział co jest dobre, a co jest złe, i wie to do dziś. On nam pokazuje drogowskazy. Apostoł, który nie jest uczniem Pana, ma problemy z rozeznawaniem, ponieważ nie pyta o nic Pana Jezusa. Uznaje, że ma duże doświadczenie, robi coś przez wiele lat, więc po co ma pytać?
W zespole Mocni w Duchu gramy od 20 lat koncerty i może to się wydać niewiarygodne, ale nie mamy nawet jednego schematu koncertu, ani jednej kartki z takim schematem. Zawsze siadamy do modlitwy i rozeznajemy. To się wiąże z pewnym trudem, bo można by powiedzieć: – Już setki koncertów mamy za sobą. Już wiemy mniej więcej jaka jest dynamika, co robić. Ale my chcemy być apostołami, którzy są uczniami. I mamy z tego radość, bo możemy być narzędziami w ręku Pana, a to daje niezwykłe nasycenie serca.
Mistrzynią rozeznawania jest Matka Boża. Ja ucząc się od Niej i przyglądając się Jej życiu, nazwałam jej sposób rozeznawania „krok do przodu, krok do tyłu”. Czasem trzeba zrobić krok do przodu, być odważnym i powiedzieć fiat Bogu, ale trzeba też umieć zrobić krok do tyłu. Takim krokiem do tyłu w życiu Maryi był moment, kiedy usłyszała od Jezusa: „Moją matką są ci, którzy słuchają słowa Bożego”. Ona pojawia się w tej scenie, padają słowa Jezusa i już nic więcej nie ma tam o Maryi. Ona robi krok do tyłu. Potrafić być osobą, która nie zawsze stoi z przodu.
Czasem we wspólnotach taki krok do tyłu wiąże się np. z taką sytuacją – wpadam na znakomity pomysł, dzielę się nim w grupie, a tu nikt się nim nie zachwyca i pomysł zostaje odrzucony. Wtedy dobrze jest powiedzieć Jezusowi: – Panie, nie rozumiem, czemu tak jest, ale zrobię ten krok do tyłu, bo Ty mnie do tego zachęcasz, by Ciebie zawsze słuchać.
Artykuł powstał na podstawie konferencji wygłoszonej podczas X Forum Charyzmatycznego w Łodzi.
W tym temacie polecamy książkę "Uzdrawianie relacji we wspólnocie". Więcej - kliknij tutaj.