W jednym z wywiadów Szymon Hołownia powiedział: „Nie umiem tego zrozumieć, ale Kościół od dziecka był dla mnie jak dom. Najbardziej dosłownie: wchodzę do jakiegoś kościoła i czuję się jak w domu. Mógłbym zamieszkać w każdym kościele na świecie”. Miałeś tak ? Ja zawsze. Kiedy wchodzę do kościoła, czuję się u siebie, co więcej, jakoś tak dziwnie staję się naturalnie sobą, bez żadnej maski. Wolność w domu Ojca, który zna mnie i przenika. Wszystko odsłonięte, nagość całkowita. Kojarzy mi się z nagością Adama i Ewy, którzy tak właśnie bez zasłony przebywali w obecności Boga.
Mojżesz podczas pobytu w Namiocie Spotkania widział Boga twarzą w twarz. Po wyjściu z niego jego twarz jaśniała. Pismo mówi, że zakrywał ją zasłoną, aż do czasu ponownego wejścia na spotkanie z Panem (Wj 34, 33). Rozmawiając z Panem, zdejmował zasłonę (chustę).
Patrzenie na Boga ma taką właściwość, że nawet nie wiesz, kiedy twoja twarz upodobnia się do Jego. Bóg prześwietla cię swoją chwałą i miłością. Idziesz na adoracje i twoje myśli się zmieniają, zmienia się więc wyraz twojej twarzy. Bóg robi ci „roentgena” i przemienia tak, byś świecił Jego światłem. Abyś takim „roentgenem” bez szkodliwego UV stawał się dla innych. Spotykasz się ze znajomymi i wiesz, że coś się zmieniło. Sam nie wiesz, kiedy przyszła łaska. Im więcej przebywasz twarzą w twarz z Bogiem, tym bardziej stajesz się do Niego podobny – to cielesne jak pokarm. Dlatego św. Paweł pisze, że kiedy zwracasz się do Pana, wyuczone, religijne odruchy i gesty nie mają żadnego znaczenia. Opadają jak zbędna zasłona.
Polecamy książkę Patti Mansfield "Świętość w zasięgu ręki". Więcej - kliknij tutaj.
{youtube}be_ctQkVS4s{/youtube}