Kolejni to ci, co do kościoła chodzą z przyzwyczajenia (coraz mniejsza gromadka w parafialnej rzeczywistości) oraz ci, co przyszli, bo czegoś chcą, ale nie wiedzą czego. Jest też kilka osób, które słuchając kolejnego kazania pozbawionego związku z rzeczywistością i problemami zwykłych ludzi – zaczynają myśleć o opuszczeniu kościelnych struktur i zajęciu się czymś „pożytecznym”. Ale na szczęście jest też kilka osób, stojących w różnych miejscach kościoła: na chórze, przy ołtarzu, za filarem, na zewnątrz, które wkrótce czeka mocne doświadczenie duchowe prowadzące do przemiany myślenia – czyli tzw. „nawrócenie”.
Pobudka w środku życia
Neofici, bo o nich tutaj mowa, to ludzie „świeżo nawróceni”. Wywodzą się praktycznie z każdej z powyższych grup, choć ich droga do przemiany nie była jednakowa. Jedni po prostu zaczynają mieć dosyć rutyny w swoim „chodzeniu do kościoła” i stawiają sobie ultimatum: „Albo coś się zmieni, albo kończę z tą zabawą”. Inni napotkają fajnego księdza albo osobę dojrzale i ciekawie przeżywającą swoją wiarę, bez cienia dewocji. A pewna część ludzi zacznie szukać odpowiedzi na pytania nurtujące ich po jakiejś życiowej tragedii, np. odejściu kogoś bliskiego, rozwodzie rodziców… Neofici przeżywają rodzaj oświecenia, przebudzenia duchowego czy opadnięcia łusek z oczu, mówiąc językiem biblijnym. Przemiana myślenia u nowo nawróconych prowadzi w większości przypadków do entuzjastycznego przeżywania wiary, spontanicznych rozmów o Bogu z przypadkowymi ludźmi w tramwaju czy do zwiększonej potrzeby praktyk religijnych. Każda z tych osób potrzebuje osobnego podejścia i zainteresowania ze strony duszpasterzy, bo jak każda delikatna roślina wystawiona na zbyt wiele promieni słonecznych – może cierpieć na brak czystej wody lub zapuścić korzenie w ziemi mało żyznej i uschnąć. Czasem dzieje się z nimi tak, jak z Romkiem, Kasią i Tomkiem, których nawróceniu zaraz się przyjrzymy…
Romek, Kasia i Tomek
Romek, lat 20 – wzorowy ministrant i dobry uczeń. Kiedy poszedł na studia, zauważył, że chciałby czegoś więcej w relacji z Panem Bogiem niż tylko coniedzielna Msza. Wspólnota, do której trafił w duszpasterstwie akademickim, to grupa charyzmatyczna, więc zaproponowała mu przejście dziesięciotygodniowego Seminarium Odnowy Życia w Duchu Świętym. Jest to dla Romka tak duża zmiana z relacji „ja – Bóg moich rodziców” na relację osobową, że zaczyna poświęcać sprawom duchowym bardzo dużo czasu. Codziennie przed zajęciami na uczelni idzie na Mszę, a w chwilach wolnych od nauki czyta książki religijne. Jego ulubioną lekturą są żywoty świętych zakonników i zakonnic, którzy czas poświęcają głównie modlitwie, rozmyślaniu i rozmowach o Bogu. I Romek też tak chce! Problem w tym, że własna rzeczywistość zaczyna mu się mieszać z rzeczywistością świętych – w których życiu wiele wody w Wiśle musiało upłynąć, zanim doszli do głębi zażyłości z Jezusem, a i niejeden kryzys po drodze przeżyli. Jednak Romek o tym nie wie. A jego obecny obraz Boga przynagla go do zwiększania ilości praktyk religijnych – Romek myśli, że inaczej w relacji z Bogiem niczego nie osiągnie. Poświęcając coraz więcej czasu na duchowość, zaniedbuje znajomych, którzy słusznie zaczynają się od niego odwracać. On twierdzi jednak, że to inni mają probem i że nikt go nie rozumie. Kasia i Tomek to znajomi Romka, którzy poznawszy fajnego księdza na Przystanku Jezus – zaczynają swoją przygodę z wiarą dopiero teraz, po trzydziestce. Kasia jest zafascynowana osobą Jezusa. Chodzi na spotkania modlitewne i uwielbieniowe, nawet od czasu do czasu przychodzi na Mszę, ale z Kościołem nie chce się za bardzo identyfikować. Ma wielki problem z księżmi, ponieważ pamięta nieprzyjemne sytuacje z czasów szkolnych, kiedy to katecheci – zamiast uczyć młodych jak wierzyć – w swojej nadgorliwości walczyli z całym zepsutym światem. Przy okazji dostawało się też tym, którzy na religię przychodzili z przekonania. Poza tym, Kasia nie chce nawet słyszeć o nauczaniu Kościoła na temat in vitro, związków homoseksualnych czy antykoncepcji, uważając te poglądy za średniowieczne. Jest w niej pewne rozdarcie, wiele niezrozumienia i żalu. Tomek z kolei idzie trochę inaczej. Zawsze interesował się historią i społeczną stroną życia, dlatego teraz, świeżo po nawróceniu – wiara mocno miesza mu się z polityką. Czyta więc mnóstwo internetowych blogów i magazynów, i codziennie zagląda na strony skrajnie prawicowych portali. Jest wyznawcą teorii spiskowych i każdemu za wszelką cenę stara się je „sprzedać”. Oburza się na tych katolików, co myślą inaczej, i twierdzi, że muszą jak najszybciej przejrzeć na oczy. Zupełnie nie akceptuje postaw i zachowań w Kościele, które uważa za liberalne i pochodzące ze „zgniłego Zachodu” (tj. Komunia na rękę, skoczna muzyka kościelna itp.). Czy istnieje dla nich jakieś wyjście z obecnej sytuacji? Czy trzeba ich „nawracać z neofizytyzmu”? Jak mają przejść z tego, co dla nich nowe – do tego, co jeszcze nowsze?
Przychodzi neofita do Jezusa…
Dobrym przykładem neofity w Nowym Testamencie jest Piotr. Jezus powołuje go zupełnie niespodziewanie, spotykają się w zwyczajnej, życiowej sytuacji – podobnie jak kiedyś dokonało się nawrócenie Romka, Kasi i Tomka. Piotrowi bardzo trudno jest zrozumieć niestandardowe działania Jezusa, dlatego akceptuje tylko pewną część z nich. Jeśli przyjrzymy się postawie Jezusa wobec niego, to zobaczymy, z jaką cierpliwością patrzy On na różne zachowania przyszłej głowy Kościoła, akceptuje Piotra i daje mu czas. Świeżo nawróconemu przede wszystkim trzeba dać żyć. Jeśli pozwoli mu się na dojrzewanie w wierze w jego własnym tempie – nie waląc po głowie tym, jak „powinno być” – być może wyrośnie z niego przyszły papież, tak jak to było z Piotrem? Po kilku latach bycia z Jezusem i z innymi uczniami, oraz po zesłaniu Ducha Świętego, Piotr staje się dla innych przykładem rozwoju wiary. Z drugiej strony widzimy, że Jezus wcale nie pobłażał Piotrowi. Jego „zejdź mi z oczu, szatanie” świadczy o tym, że pomysły świeżo nawróconych czasem muszą być solidnie konfrontowane. Dobrze byłoby więc, aby neofici inwestowali czas w bycie z innymi – czy to we wspólnocie, na imprezach studenckich, czy na spotkaniach z kolegami z pracy – bo tylko wtedy to, co przeczytali i przemodlili, ma szansę wejść w życie.
Chodzi o kopanie głębiej
Czysta woda jest głęboko pod ziemią. To, co pochodzi z płytkich wód, płynie z pobliskiego bajora czy bagna, miesza się z gliną. Święty Paweł miał głęboką świadomość tego, że na początku nawrócenia pijemy duchowe „mleko”, dostajemy lekkostrawną kaszkę, która w końcu przestanie nas karmić, a nawet nam smakować. Każdy z nas, nie tylko świeżo nawróceni, potrzebuje pogłębiania swojej wiary. Jeśli przez dłuższy czas stoimy w miejscu w swojej relacji z Bogiem – woda, z której czerpaliśmy, zacznie cuchnąć. Trzeba nam kopać zawsze głębiej. Jeśli mamy do czynienia z duchowym przebudzeniem i stajemy się neofitami, musimy mieć świadomość „bycia w drodze” – do czegoś zawsze lepszego od tego, co mamy. Ale ścieżka ta prowadzi przez wiele trudu i weryfikacji. Jednak ufność, że Bóg zawsze dobrze prowadzi, oraz dobry kierownik duchowy, zaawansowany w wierze przyjaciel lub rekolekcje otwierające nam serce na Boga i na ludzi – to niezbędne narzędzia, które neofita powinien zabrać do plecaka na drogę.
.
.
.
.
Zachęcamy do pogłębiania osobistego doświadczenia wiary poprzez modlitwę, chrześcijańską lekturę i muzykę:
CD Fundamentem jest miłość - Mocni w Duchu. Więcej tutaj!
.
Książka "Serce Ojca" Nela Lozano. Więcej tutaj!
(zamieszczono 2016-06-17)