Pomysł organizowania takich wieczorów narodził się trzy lata temu. Powód? Zachęcenie młodych ludzi do modlitwy uwielbienia jako sposobu na wyrażenie zaufania do Stwórcy.
Kiedy otrzymałam zaproszenie na to wydarzenie – nie wiedziałam, co dokładnie mnie tam czeka. To była taka trochę „randka w ciemno” z Jezusem. Pojechaliśmy do Płocka we troje – o. Remi, Tereska z Mocnych w Duchu i ja. Wyjechaliśmy z Łodzi ok. godz. 19, zmęczeni po całym dniu pracy. Mieliśmy sporo wątpliwości co do sensu naszej podróży. W dodatku po drodze popsuł się szybkościomierz i jechaliśmy „na intuicję”. Zastanawialiśmy się, czy nie za późno tam dojedziemy, czy przypadkiem nie zmarzniemy itp.
Kiedy weszliśmy do amfiteatru na Wieczór Chwały i spojrzeliśmy na to, co działo się na scenie – zapomnieliśmy o naszych wątpliwościach. To tak, jakbyśmy znaleźli się w zupełnie innym świecie! A w centrum był Jezus.
Mimo że moim zadaniem było opisać to wydarzenie do „Szumu z Nieba”, szybko odczułam, że ten wieczór jest przede wszystkim dla mnie, a zmartwychwstały Jezus chce spotkać się ze mną osobiście. To tak, jakby cały świat dookoła nagle zniknął, a zostałam tylko ja i On. Ze sceny prowadzona była modlitwa przez ks. Tomasza Radkiewicza, głównego organizatora tego spotkania. Osobiście poczułam się objęta tą modlitwą i weszłam w nią całym sercem. Trudno mi było się od niej oderwać, nawet gdy zaczął padać deszcz. W pewnym momencie usłyszałam słowa poznania skierowane właśnie do mnie.
Przed oczami przesuwały się kolejne obrazy: układy taneczne, ciała ułożone w słowo „Jezus”, chór dziecięcy, hip-hopowcy. Różne style muzyki i tańca. A wszystko po to, by oddać chwałę Jezusowi. To na Niego ciągle wskazywano, mimo że na scenie tyle się działo. Nie zabrakło także kapłana przechadzającego się wśród tłumu z Najświętszym Sakramentem.
Wszystko odbywało się na najwyższym poziomie technicznym – kolorowe światła, wielki telebim na środku sceny, zespół muzyczny, chór, profesjonalni muzycy, tancerze… Łącznie w to przedsięwzięcie zaangażowanych było ponad 150 osób – przede wszystkim członków wspólnoty „Jezus żyje”, którzy chcieli się po prostu dzielić swoją posługą z innymi. Oprócz nich występowali także zawodowi muzycy. Przygotowania do tego wieczoru rozpoczęły się ponad pół roku wcześniej, tak że wszystko było precyzyjnie zaplanowane, zgrane i przemyślane, że nawet w najmniejszym stopniu nie przysłaniało Jezusa. On pozostał w centrum.
Na scenie, jak na posterunku, charyzmatyczny kapłan obejmujący modlitwą wszystkich, a szczególnie ofiary powodzi. Czy było to dla niego stresujące? – Nie – powiedział później w rozmowie ze mną. – Tam, gdzie jest Jezus, nie ma stresu. Dlatego ja sam mogłem bardzo osobiście przeżywać spotkanie z Nim tego wieczoru. Dla mnie to był czas, w którym Jezus przychodził do mnie w Duchu Świętym, a ja mogłem Go uwielbiać i modlić się do Niego. Ten wieczór był dla mnie mocnym doświadczeniem, że Jezusa można spotkać także poza murami kościołów, że On chodzi po ulicach miast, przychodzi do amfiteatru. Choć bałem się trochę, czy Wisła nie wyleje – przyznaje.
Jaki jest przepis na sukces, który z pewnością osiągnęli organizatorzy tego wydarzenia? – Duch Święty – stwierdza krótko ks. Tomek.
Po zakończeniu wieczoru nie mieliśmy wątpliwości, że warto było w nim uczestniczyć i już zaplanowaliśmy, że za rok znowu pojedziemy do Płocka. Byliśmy też zgodni co do tego, że… tego się nie da opowiedzieć! No bo jak przekazać innym, że spotkaliśmy Pana? Że objawił się nam jak uczniom idącym do Emaus, tak że zapomnieliśmy o wszystkich wątpliwościach, jakie mieliśmy po drodze? Nie da się. Trzeba samemu wyruszyć w drogę.
* Wieczór Chwały w amfiteatrze organizowany jest raz do roku. Natomiast co miesiąc można w nim uczestniczyć w kościele pw. św. Stanisława Kostki na płockiej Stanisławówce. Bliższe informacje: www.wieczorchwaly.pl.