Męski punkt widzenia

Krótko, zwięźle i na temat o męskich sprawach.

Czy przyznasz się do Chrystusa?

Kiedy spotykamy się z o. Zygmuntem Kwiatkowskim SJ, odnosimy wrażenie, że jest to człowiek głęboko spokojny. Opowiadając o sytuacji chrześcijan na Bliskim Wschodzie, ma z pewnością przed oczami swoich znajomych i przyjaciół. To pewnie dlatego waży słowa, by oddać najwierniejszy obraz tego, w jakiej rzeczywistości żyją oni obecnie.

 

– Chcieliśmy porozmawiać o walce duchowej, a Ojciec od pierwszego zdania podkreśla potrzebę jedności wśród chrześcijan…

W ten sposób chciałem podkreślić, że tutaj znajduje się punkt newralgiczny tej walki. Chodzi o grzech, który oddziela nas od Boga i dzieli wzajemnie między sobą. Zwycięstwo nad grzechem owocuje jednością z Bogiem i jednością ludzi pomiędzy sobą, ponieważ Bożym principium życia jest miłość. W ten sposób wpisujemy się w paschalną walkę Chrystusa, który podczas Ostatniej Wieczerzy, w swojej modlitwie zwanej arcykapłańską, dwukrotnie prosi Ojca, aby byli jedno: „jak Ja Ojcze i Ty stanowimy jedno”. Jest to dla nas święty nakaz! My go przyjmujemy, ale przywykliśmy już do tego wezwania, więc nie robi ono na nas wrażenia i nie przypisujemy mu należytej wagi. A tymczasem stanowi on kardynalną zasadę duchowości chrześcijańskiej.

 

– Czy to znaczy, że różnice pomiędzy Kościołami na Bliskim Wschodzie są nieistotne?

W pierwszym rzędzie znaczy to, że w warunkach walki pomiędzy wspólnotami chrześcijańskimi, jaka toczyła się przez długie wieki, każdy Kościół starał się o to, aby udowodnić drugiemu, że tylko on jest prawdziwy, przyjmując stanowisko polemiczne i starając się wykazać błędy drugiej strony. Na różnice patrzono pod kątem oskarżenia „przeciwnika” o sfałszowanie patrimonium wiary. Atmosfera zmieniła się znacząco w naszych czasach, szczególnie od Soboru Watykańskiego II i pamiętnego spotkania pomiędzy Patriarchą Prawosławnym, Atenagorasem, i papieżem Pawłem VI. Na Wschodzie małe wspólnoty chrześcijańskie miały dodatkowe powody do tego, aby nie podkreślać różnic, ale zachowywać się jak jedna rodzina wierzących w Chrystusa. Tam, gdzie pracowałem, nie tworzyliśmy jednorodnej, wyłącznie katolickiej wspólnoty. Wprost przeciwnie. Na nasze rekolekcje, konferencje i spotkania w ramach różnych ruchów religijnych – przychodziły osoby należące do różnych Kościołów. Nie było z ich strony żadnej obawy, że zostaną wchłonięci przez Kościół katolicki, ponieważ duch prozelityzmu został definitywnie odrzucony. Każdy był dumny, że jest chrześcijaninem. I tak jak posiadamy rożne nazwiska, podobnie naturalna była przynależność każdego do określonego Kościoła.

 

– To zadziwiające, co Ojciec mówi, bo my tu mamy problemy z jednością w łonie jednego Kościoła, a tam ludzie różnych tradycji budują wspólnie wiarę. I co się wydarzyło dalej? Czy chrześcijanie przetrwali na Bliskim Wschodzie pojawienie się fundamentalistów spod znaku Państwa Islamskiego?

Historia wojny, która się toczy na Bliskim Wschodzie, jeszcze się nie skończyła i za wcześnie na podsumowania. Można jednak powiedzieć, że Kościół poniósł w niej olbrzymie straty. Jest to tym bardziej alarmujące, że tuż przed rozpoczęciem się „wiosny arabskiej”, odbył się nadzwyczajny Synod Biskupów Katolickich poświęcony Kościołowi na Bliskim Wschodzie, i dlatego właśnie umiejscowiony został na Cyprze. Jego owocem było odnowienie powszechnej świadomości Kościoła odnośnie znaczenia chrześcijaństwa w tym regionie, gdzie ono się zrodziło i nieustannie czerpało siły duchowe. Synod wezwał do tego, aby Kościół Powszechny zwrócił szczególną uwagę i zatroszczył się o Kościół wielkiej tradycji i znaczenia. Było to prorocze przygotowanie do tego, co stało się zaraz potem, kiedy „wiosna” przerodziła się w srogą „zimę” – albo po prostu w potworny chaos niszczenia i zabijania. W tym czasie Kościół w Iraku został zniszczony prawie doszczętnie i obecnie śmiertelne zagrożenie ciąży nad Kościołami Syrii. Tak jak tego chciał wspomniany już Synod Biskupów, Kościół na całym świecie powinien się czuć odpowiedzialny za wspieranie Kościoła na Bliskim Wschodzie, który znajduje się w wielkiej potrzebie i cierpi na osamotnienie, pogłębione przez milczenie światowych mediów, które raczej zbywają problem męczeństwa chrześcijan i prześladowania religijnego, jakie się tam toczy, aniżeli uczciwie o tym informują.

 

– Co stało się z ludźmi wyznającymi Chrystusa na terenach opanowanych przez terrorystów z ISIS?

Ludzie ci stawali przed dramatycznymi wyborami. Nakazywano im przechodzić na islam lub płacić bardzo wysoki podatek, co miesiąc równowartość 13 uncji złota za każdego członka rodziny. Czasami, jak po zajęciu Mosulu, muzułmanie dopuszczali się zbrodni na chrześcijanach: gwałcono kobiety, sprzedawano dziewczęta w niewolę, zabijano bestialsko małe dzieci. Większość chrześcijan uciekła w tereny niezajęte przez dżihadystów, niektórzy schronili się pod opiekę Kurdów, którzy fundamentalistów z Państwa Islamskiego nienawidzą z całego serca i traktują jako rywala w walce o tereny, które mogłoby im dać wymarzone państwo. Niektórzy chrześcijanie podjęli walkę zbrojną, ale większość wybiera ucieczkę z terenów, na których toczą się walki, do regionów względnego spokoju. W Syrii jest to region, gdzie sytuację kontrolują wojska rządowe.

 

– W takich chwilach człowiek musi się mocno zmagać z samym sobą, aby pozostać przy Bogu…

To prawda. Ludzie są wtedy wystawieni na wielką próbę i toczy się w nich ogromna walka duchowa. Zwłaszcza gdy stawką jest nie tylko ich życie, ale także życie ich żon i dzieci. Zdarzają się oczywiście przypadki buntu i wołania: „dlaczego”, albo: „gdzie jesteś, Panie” , ale zdecydowanie przeważa postawa ufności Bogu i zawierzenia Jemu wszystkiego, co się dzieje. Ostatnio symbolem bohaterskiego ducha chrześcijańskiego stało się 21 Koptów, umęczonych na libijskiej plaży Morza Śródziemnego, jako symbol dla „chrześcijańskiego świata”, który znajduje się po drugiej stronie tego morza– czyli dla Europy. Nie zaparli się oni wiary. Ponieśli śmierć męczeńską, a Kościół koptyjski wpisał ich jako autentycznych męczenników do księgi swoich świętych męczenników, co jest równoznaczne z naszym aktem kanonizacyjnym.

 

– Dlaczego szeroka opinia publiczna nic na ten temat nie wie?

Właśnie dlatego, że jest to stała praktyka funkcjonowania głównych mediów światowych. Losy Kościoła i to, co się dzieje jako gehenna ludności chrześcijańskiej, jest świadomie ignorowane. Nie bardzo wiadomo dlaczego. Czy chodzi o konsekwentne prowadzenie polityki laicyzacji? Z tego powodu państwa europejskie nie chciały kiedyś uznać religii chrześcijańskiej za ważny element jej fundamentów kulturowych i nie zgodziły się, aby ten zapis znalazł się w konstytucji europejskiej, a teraz konsekwentnie realizują tę politykę, bojąc się zaangażować w obronę chrześcijan, aby nie były obciążone podejrzeniem sprzyjania religii chrześcijańskiej. Jest to zupełnie analogiczne do milczenia świata wobec prześladowań, jakich doznawali od Niemców Żydzi. Dla światowych mediów zamordowanie Koptów było terrorystycznym, krwawym epizodem, o którym poinformowały zdawkowo, nie dając temu zdarzeniu należnego rozgłosu. Dobrze się stało, że Kościół widzi coś więcej aniżeli tylko 21 ofiar terroru jihadistów. Są to męczennicy, którzy ponieśli śmierć z racji swojej wiary. Dlatego właśnie zostali wyselekcjonowani spośród egipskich robotników, którzy tam pracowali. Uprowadzono ich, zmuszano do przejścia na islam, w końcu urządzono z nich wstrząsające widowisko nieopisanego okrucieństwa. Poderżnięto gardła i nożami obcięto im głowy. Owo młodzi mężczyźni, którzy zostawili w Egipcie swoje rodziny, dzieci i żony, do końca wzywali imienia Chrystusa, a niektórzy z nich zadziwiali wprost niezwykłym, powiedziałbym nieziemskim spokojem. Mam informacje o równie zadziwiającej reakcji ich rodzin i środowisk z nimi związanych. Choć osoby te przeżywają wielki ból, to są dumne z tego, że ich mężowie i ojcowie wyznali Chrystusa życiem. I nie mają wątpliwości, że o to właśnie w życiu chodzi! Synowie tych mężczyzn mają podniesione głowy, bo wierzą, że ich ojcowie są teraz z Panem Jezusem i wstawiają się za nimi. Wierzą, że rozłąka z nimi nie jest definitywna i że walczą z nimi wspólnie o ustanowienie Bożego pokoju na ziemi, która zwija się w paroksyzmach wrogości i bólu.

 

– Czy wie Ojciec coś więcej o owych 21 Koptach? To chyba musieli być ludzie bardzo mocni duchowo?

Wiemy, że byli to zwykli chrześcijanie, tacy jak ja i wy, którzy chcieli zatroszczyć się o byt materialnych swoich rodzin. Dlatego wyjechali do sąsiedniej Libii, podobnie jak nasza polska młodzież wyjeżdża za chlebem za granicę. Nie były to grupy bojowników ani też specjalnie formowane jednostki, ale zwykli, „szeregowi” chrześcijanie. Tym lepiej świadczy to o wierze i moralnej mocy chrześcijan wschodnich.

 

– Jaką postawę wobec prześladowanych chrześcijan powinniśmy przyjąć? Co możemy zrobić, żeby nie pozostać ignorantami?

Troszczcie się o poznanie prawdy o ich życiu, pomimo tego, że dostęp do wiadomości jest utrudniony. Trzeba zada sobie trudu i poszuka informacji np. w Internecie. Bardzo ważne jest powstawanie ośrodków, gdzie wiadomości te byłyby zbierane i gdzie byłyby komentarze – wyważone i odpowiedzialne, ale jednocześnie odważne i niepoddające się dyktatowi myślenia mainstreamu. Istotne jest również zaangażowanie wyrażające solidarność z ludźmi, którzy znajdują się w wielkiej życiowej potrzebie. Ważna jest każda pomoc, dzisiaj głównie materialna, ale również ta, która przełamuje ich strach i osamotnienie, daje im wiarę i pomaga przetrwa ten okropny czas chaosu i nieustannego zagrożenia życia. Wreszcie – chodzi o dbałość o te same wartości, o które oni walczą i za które cierpią. Mam tu na myśli głównie szacunek dla człowieka, szczególnie tego, który nie może podołać ciężarom życia, poczynając od tych nam najbliższych, od naszej rodziny i parafii. Jeśli będziemy mądrymi, dobrymi i uczciwymi ludźmi – to gdy nadarzy się okazja pomocy, będziemy wiedzieli, jak pomóc również tym, którzy są daleko albo których nie znamy. Ogromna, choć nie bardzo widoczna walka toczy się dziś o rodzinę. Osłabia się ją i umniejsza jej wartość. Nie jesteśmy jak klocki lego, które można dowolnie przestawiać bez szkody dla nich. Rodzina jest jak drzewo – Gdy się oderwie pojedyncze gałęzie, drzewa usychają. Tak ważna jest zatem troska o jedność, bo dzięki niej jesteśmy silniejsi jako społeczność, trudniej nas poróżnić i nami manipulować. Frontem waszej walki duchowej jest teraz rodzina.

 

o. Zygmunt Kwiatkowski SJ – w zakonie od ponad trzydziestu lat, z których większość spędził jako misjonarz w Syrii. Jeśli chciałbyś wesprzeć ojca w pomocy chrześcijanom na Bliskim Wschodzie, napisz: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

 

Rozmawiali: Joanna Sztaudynger, Szymon Wierzbiński

 

{youtube}EJLmOjYKpec{/youtube}

 

 

Szum z Nieba nr 128/2015

 

 

 

 

 

 

 

 

Zachęcamy do książki o. Pawła Kowalskiego SJ "Kościół - wspólnota i dynamizm". Ta książka to pięć dni wytężonej modlitwy, aby tak jak Jezus poznać i pokochać Kościół, aby iść w ślady Mistrza, czyli dołączyć do Jego wielkiej misji głoszenia Ewangelii. - więcej tutaj!

 

 

 

 

 

 

(zamieszczono 2015-04-04)

 

Ostatnio zmieniany środa, 04 wrzesień 2019 08:56
Oceń ten artykuł
(0 głosów)
Zygmunt Kwiatkowski SJ

przez ponad trzydzieści lat był misjonarzem w Syrii i na Bliskim Wschodzie. Obecnie pracuje w parafii jezuitów w Łodzi, gdzie odprawia Msze św. z modlitwą uzdrowienia za wstawiennictwem św. Szarbela.

Najnowsze od Zygmunt Kwiatkowski SJ

banery na strona szum5

banery na strona szum b

banery na strona szum4

banery na strona szum3

banery na strona szum

banery na strona szum2

banery na strona szum7

banery na strona szum8