Skrupuły a wyrzuty sumienia
Poprzez prawo naturalnego sumienia Bóg daje mi poznać, co jest dobre, a co złe. Istnieje jednak niebezpieczeństwo, że na drodze postępowania w dobrym będę kuszony do tego, żeby stracić duchową równowagę.
Podam przykład: ktoś zaprosił mnie na spotkanie modlitewne. Ze względu na wielość zajęć w domu nie poszedłem. Czuję teraz niepokój i zamęt w duszy: czy powinienem tam być, czy nie. Wobec tego należałoby wrócić do początku – jaki stan ducha towarzyszył mi wtedy, kiedy padła propozycja pójścia na spotkanie? Czy moja odmowa wynikała z konieczności (ważne obowiązki), czy też z obawy, niechęci, lenistwa lub lęku przed czymś nowym, przed zmianą stylu życia? Jeśli miałem do spełnienia obowiązki wynikające z mojego powołania, stanu życia czy z konieczności wykonania danej pracy – nie będę obarczać swojego sumienia jakimiś niepokojami, nawet jeśli propozycja pójścia na spotkanie była czymś dobrym. Gdyby jednak tak nie było, należy przyjrzeć się bacznie motywom mojej odmowy.
Niepokój sumienia a niepokoje ducha złego
Wiadomo, że duch zły będzie rodził niepokój, abyśmy nie osiągnęli swojego celu. Obrazowo można to nazwać, że będzie “tworzył dym na przedpolu” – żeby człowiek się pogubił. Gdy jadąc samochodem wpadamy nagle w gęstą mgłę – ogarnia nas niepokój. Ma on wprawdzie przyczynę zewnętrzną, ale jeśli człowiek bardzo gwałtownie zareaguje, może spowodować wypadek. Podobnie dzieje się na płaszczyźnie naszych myśli. Podążamy dobrą drogą w naszym rozważaniu, w kontemplacji czy w rozumieniu przedmiotu modlitwy, gdy nieoczekiwanie wpada nam jakaś trudna myśl, która zaczyna drążyć i niepokoić. Przyjmując ją, zaczynamy ten niepokój wchłaniać. Pokój kontemplacji jest już zakłócony, gaśnie radość obcowania z Bogiem na modlitwie. Myśl zaczyna przynosić swój zamierzony skutek. Człowiek pracujący nad sobą w rachunku sumienia odkryje, czy w myśli popełnił grzech niewierności wobec Boga, czy nie. Niepokój pogłębi się jednak, gdy sam będzie siebie oskarżać i budzić w sobie poczucie winy z powodu rzekomej niewierności wobec Boga. Zatarła się różnica między myślą, która została “podrzucona” duszy ludzkiej przez nieprzyjaciela, a odbiorcą.
Jak sobie z tym poradzić? Tutaj należałoby wrócić do jednej z reguł drugiego tygodnia Ćwiczeń, która mówi, żeby badać początek, środek i koniec myśli. Jeśli cel obrany przeze mnie był dobry i nie miałem intencji zmiany go (lub zmiany sposobu dążenia do niego), a myśl, która się przyłączyła w trakcie, właśnie do tych zmian chce prowadzić – oznacza to, że została sprowokowana przez złego ducha. Nie tylko oderwała mnie od słodyczy modlitwy, od przedmiotu kontemplacji, ale także spowodowała, że popadłem w dręczące wyrzuty sumienia. Myśl pochodziła z zewnątrz – wcisnęła się pomiędzy mnie a przedmiot kontemplacji czy rozmyślania. Ważne jest to, co ja z nią zrobiłem. Jeżeli nie przyjmowałem jej, nie chciałem z nią współpracować, to nie ma powodu do niepokoju.
Skrupuły powstające z naszego osądu
Święty Ignacy mówi o nich następująco: te skrupuły wywodzą się z naszego własnego osądu i wolności – kiedy ja sam za grzech uważam to, co nie jest grzechem. Podam przykład: ktoś przechodząc obok kościoła rozmawiał z drugim człowiekiem, nie zrobił znaku krzyża (który zawsze zwykł czynić). Potem dręczy go to wewnętrznie, ponieważ patrzy na to w kategoriach grzechu. Natomiast tu grzechu żadnego nie było. Nie było zaniedbania – był zajęty słuszną rzeczą w rozmowie z drugim człowiekiem. Jeśli jednak będzie rozważał, że powinien zawrócić i przeżegnać się, to w pewnym sensie zacznie zadręczać samego siebie i tracić ducha. A przecież Jezus dał nam Ducha trzeźwego myślenia!
Fałszywa pokora
Istnieje reguła mówiąca o gaszeniu Ducha i Jego natchnień. Opisuje ona sytuację, gdy w człowieku powstaje myśl zrobienia czegoś dobrego, np. na spotkaniu modlitewnym ktoś zachęcany jest do wypowiedzenia słowa proroczego, a zarazem w duszy budzi się mu fałszywa pokora: “Stary, jesteś pyszny, jeśli to wypowiesz. Znowu będziesz błyszczał swoją elokwencją. Niektórzy z obecnych na spotkaniu idą tą drogą już od kilku lat, a ty tylko dwa lata i chcesz się wychylać?”. Widać wyraźnie, że duch zły żeruje na naszej pseudodoskonałości, na niewłaściwym rozumieniu prawdy o nas samych. Tymczasem człowiek uczy się – robiąc. Tak jak dziecko uczy się chodzić chodząc, tak woda oczyszcza się płynąc. Animator zdobywa doświadczenie służąc, pomagając drugiemu tak, jak potrafi. Poza tym nie on człowiekowi daje wzrost, ale Duch Święty. A jeśli starał się będzie o pokorę serca, o posłuszeństwo w wierze, to pomimo jego niedoskonałości (np. jeśli zaniedba coś, co Pan Bóg chciał przez niego przekazać), ma przynajmniej jedno do zaofiarowania: potrafi słuchać. A skoro tak, Pan Bóg będzie się nim posługiwał.
Przeciwnik – diabeł może odciągać osobę od podjęcia współpracy z Bożym natchnieniem czy wezwaniem, poprzez zwrócenie jej uwagi na samą siebie. Na przykład na spotkaniu modlitewnym może u osób, które przeżywają radość modlitwy wspólnotowej, zasugerować porównywanie się z innymi. Żeby człowiek zaczął zwracać uwagę bardziej na siebie i swoją posługę, niż na Jezusa Chrystusa jako swojego Pana i Zbawiciela. Wtedy jest mu ukazana jego nieporadność w wypowiadaniu się, niedoskonałość w odpowiedzi na Słowo rozeznane na spotkaniu, czy nagle stają mu przed oczami własne kompleksy, które nie pozwalają mu w pełni otworzyć się na działanie łaski. W ten sposób duch zły stara się odwrócić uwagę od tego, co dobre. Na przykład od słuchania słowa Bożego i rozważania tego, co mówi Bóg przez to Słowo do jego serca, lub po prostu od radowania się jak dziecko prostą modlitwą zanoszoną do Boga...
Przesada w dobrym
Ktoś w stanie pocieszenia nałożył na siebie dużo modlitw i teraz czuje, że już nie daje rady, nie ma siły na nie wszystkie, jest zmęczony. Teraz ma wyrzuty sumienia na myśl, że chce z którejś z nich zrezygnować. Jak wyjść z tego zamkniętego koła?
Podjęcie tych zobowiązań dokonane zostało często bez porozumienia z kierownikiem duchowym. Dlatego ważne jest, żeby postawić siebie wobec obiektywnych kryteriów: zachowania podstawowego przykazania miłości Boga i bliźniego: czy to, co robię (podejmowana modlitwa w takim a nie innym wymiarze) służy większej miłości? Czy rzeczywiście znajduje odpowiednik w czynach miłości wobec bliźniego, czyni go człowiekiem większego pokoju, czy też smutku i uciemiężenia? Ważna jest tutaj porada kierownika duchowego, aby rozpoznał, czy ciężary, które zostały przyjęte, nie są podjęte w sposób nieroztropny. Wiadomo, że jeśli jesteśmy w stanie wewnętrznego pocieszenia, gotowi jesteśmy pójść za Jezusem na koniec świata! Kiedy jednak przychodzi moment strapienia, wtedy jest to bardzo trudne. Jeżeli podjęliśmy naszą drogę wiary, praktykę modlitwy zgodnie z wolą Boga, Duch Pański da nam wytrwałość i męstwo. Ale jeśli chcieliśmy “przedobrzyć” i wzięliśmy na siebie więcej, niż to jest możliwe do udźwignięcia, poczujemy się uciemiężeni. Dlatego ważne jest obiektywne kryterium – podstawowego przykazania miłości Boga i bliźniego. Rozmowa z kierownikiem duchowym na ten temat pomoże nam, abyśmy nie dali posłuchu fałszywym wyrzutom sumienia i nie popadli w skrupuły, zwłaszcza gdy już zaczynamy się oskarżać: bo nie odmówiliśmy określonych modlitw, nie odwiedziliśmy jakichś osób. A należałoby się raczej oskarżać za swoją nieroztropność w braniu na siebie tylu ciężarów... Wówczas duch ludzki może słabnąć, a psychika nasza ulec zmęczeniu. Da to okazję bardziej złu niż dobru.
Rozpoznać rodzaj niepokoju
Doświadczamy dwojakiego rodzaju niepokoju. Czasem może on wynikać z fałszywych subtelności, fałszywych myśli, postaw, odczuć, który należy przezwyciężyć odwołując się do sytuacji, w jakiej ostatnio doświadczaliśmy pokoju ducha – jakby wracając do początku. Tutaj proponowałbym, aby zbadać, jaki stan ducha towarzyszył mi wtedy, kiedy dana sprawa, decyzja była podejmowana lub kiedy decydowałem się na określony sposób życia. Jeśli towarzyszył mi wtedy stan wewnętrznego pokoju, to należy się zastanowić, w którym momencie wkradł się niepokój. Być może zabrakło pełnego zaufania Bogu, a lęk o własną doskonałość wprowadził w naszą duszę zamęt.
Z drugiej strony, możemy doświadczać niepokoju jako wezwania do zbawienia, jako upomnienia się Boga o człowieka. Jeśli idziemy drogą wiary, nadziei i miłości, słuchamy Słowa i rozważmy jej w sercu – w pewnym momencie troski tego świata (których mamy każdego dnia bardzo wiele: rozstrzyganie spraw rodzinnych, domowych, zawodowych; podyktowane koniecznością, że jeszcze i to trzeba zrobić) odciągają nas od codziennego stawania przed Bogiem. Zaczynamy gubić się, tracimy zdolność odczuwania rzeczy Bożych i słuchania tego, co Bóg mówi dzisiaj do mnie i mojej rodziny lub zgromadzenia. Na skutek tego tracimy powoli grunt pod nogami, tzn. nasz wewnętrzny człowiek traci oparcie na Bożej miłości i słabnie. Czujemy wewnętrznie, że rzeczy, sprawy doczesne próbują nami zawładnąć, że panują nad nami, natomiast my nie potrafimy ich już ogarnąć. Wtedy przychodzi niepokój, ale niepokój, który daje Bóg, by człowiek się opamiętał i stanął mocno na nogach. Aby zatrzymał się chociażby na chwilę, posłuchał, co Bóg mówi do niego, by odnalazł właściwy kierunek swego życia, utraconą równowagę i pokój serca.
Posłowie
Zastosowanie reguł w praktyce oznacza konsekwentne podejmowanie rachunku sumienia, badanie woli Bożej i podejmowanie jej każdego dnia. Jeżeli tego ćwiczenia brak, niełatwo będzie zrozumieć działanie Ducha Świętego na spotkaniu modlitewnym czy w życiu osobistym, ponieważ Duch Święty udziela się człowiekowi w cichości i prostocie serca, w ciszy “Nazaretu”. Przychodzi, żeby objawiła się w nas chwała Boża. I niewątpliwie to nastąpi, natomiast trzeba być na to dobrze przygotowanym.
Polecamy książkę "Śladami Ducha" o. Józefa Kozłowskiego SJ - podręcznik do nauki rozeznawania. Więcej - kliknij tutaj