Zapytałam: „Kto pokazał ci Jezusa i jakie słowa najbardziej cię poruszyły?”. W odpowiedzi usłyszałam zupełnie inne historie... Bartek, student szkoły filmowej, wyjaśnił, że dawniej interesował się filozofią Wschodu. Ale nawrócił się w jednej chwili, gdy usłyszał od kogoś słowa: „Jezus cię uzdrowi”. To wystarczyło! Agatę, moją przyjaciółkę, zainteresowało zachowanie pewnej dziewczyny, która będąc na imprezie – z uśmiechem i dyskretnie jadła tylko chleb. Na pytanie: dlaczego, odpowiedziała, że pości. Tak rozpoczęły się rozmowy o Bogu, które rozbudziły w Agacie pragnienie, aby Go lepiej poznać. Mnie moja przyjaciółka Ania zaprosiła na rekolekcje, gdzie na własnej skórze (a raczej sercu) doświadczyłam Bożej miłości. Ania z kolei, za namową rodziny jeździła na Msze w intencji uzdrowienia kuzyna, gdzie powoli zaczęła odkrywać, że Bóg jest obecny w jej życiu. I w końcu powiedziała Mu: Tak.
Jak widać, nie ma w tych historiach żadnego schematu. A jaki z tego wniosek płynie dla nas? No właśnie ten – że w nawróceniu nie ma żadnego schematu. Są oczywiście wypracowane, sprawdzone sposoby na ewangelizację, są też miejsca, gdzie panują wyjątkowo sprzyjające warunki, by serce człowieka otworzyło się tam szerzej – i o tym warto pamiętać. Ale Bóg do każdego z nas podchodzi indywidualnie. Tylko On zna nasze serce na tyle dobrze, żeby wiedzieć, kiedy jest gotowe na przyjęcie Go. Skoro więc Bóg wie wszystko, a my tak niewiele – jak to jest z tym naszym udziałem w nawracaniu? Sądzę, że najbardziej pomocni jesteśmy Mu wtedy, gdy słuchamy Ducha Świętego i z Nim współpracujemy. Nie wybiegamy przed Boga i nie wyprzedzamy Jego planów wobec drugiego człowieka. Jesteśmy na tyle dyspozycyjni, by na Jego znak wypłynąć na głębię i zarzucić sieci – nie później, nie wcześniej. Porzucić ludzkie plany i myślenie, zaufać Jego mądrości i nabrać wobec niej pokory. A czasami – cierpliwie czekać.
Trzeba też dbać o własną świętość i relację z Jezusem, tak aby nasze czyny, słowa i postawa były spójne i wypływały z tej więzi. O wiele prostsza będzie wtedy rezygnacja z własnych pomysłów i planów wobec drugiego człowieka, o wiele łatwiej też przyjdzie nam zgoda na wolę Bożą wobec niego.
Często spotykam się z brakiem pokory wobec tego, że Bóg ma swój plan dla każdego i nie da się tu nic wymusić. Szczególnie trudno jest „oddać Bogu stery”, jeżeli chodzi o kogoś nam bliskiego: dziecko, małżonka, rodzeństwo, rodziców. Marzymy o tym, żeby syn się w końcu nawrócił, mąż poznał Boga (i zaczął pomagać w domu), a najlepiej, żeby potem trafił do wspólnoty. Dobrze, jeśli to wszystko jest podyktowane troską o zbawienie drugiego człowieka. Trochę gorzej, jeśli wypływa z naszej wizji, kiedy ten człowiek powinien się nawrócić, ponieważ wtedy – zamiast świadkami Jezusa – możemy stać się realizatorami własnych pragnień. A w zamyśle chodziło przecież o nawrócenie drugiego człowieka! Dlatego tak ważne jest słuchanie Ducha Świętego i dbałość przede wszystkim o własną relację z Jezusem.
Pamiętajmy również, że nawrócenie to nawiązanie relacji Boga z człowiekiem i człowieka z Bogiem. To coś bardzo intymnego, więc wymaga ode mnie szacunku wobec tego, że Bóg ma prawo dotrzeć do serca mojego bliźniego w taki sposób, w jaki On sam chce. I w swojej hojności daje nam możliwość udziału w tym niezwykłym dziele. Pokazuje, co my ze swojej strony możemy zrobić, aby ułatwić drugiemu człowiekowi spotkanie z Nim. Daje odwagę, kiedy trzeba coś powiedzieć, cierpliwość, kiedy trzeba milczeć, i gorliwość, kiedy potrzeba modlitwy.
Ważne, żeby to wszystko mieściło się w Bożych planach, a nie w naszych…
Polecamy niezwykłą książkę o. Emilieno Tardifa pt. "Jezus jest Mesjaszem".