Niektóre konflikty są nie do uniknięcia, a ich pojawienie się jest zupełnie naturalne. Naturalne konflikty istnieją pomiędzy mężczyzną a kobietą, bo inaczej odbiera świat mężczyzna, a inaczej kobieta. Naturalne jest również napięcie pomiędzy następującymi po sobie pokoleniami – pomiędzy dziećmi a rodzicami zazwyczaj „iskrzy”. To „iskrzenie” jest potrzebne, dlatego konflikt pomiędzy pokoleniami nie oznacza, że w rodzinie lub wspólnocie dzieje się źle. Mądrość ludzi w średnim wieku ma polegać na tym, żeby pozwolili młodym być sobą i nie narzucali im swojej wizji świata. Nie oznacza to oczywiście zgody na życie w grzechu, ale na to, że czasami młody człowiek musi się „sparzyć”. Sztuką jest cierpliwe czekanie, aby ktoś rósł w swoim tempie.
Trzeci konflikt, który jest we wspólnocie naturalny, to… konflikt walki o władzę. Każdy chce rządzić, wszyscy chcemy być pierwsi. Ale to, że chcemy – nie oznacza, że rzeczywiście mamy być. Do funkcji lidera nadaje się ten, kto umie być „szarym członkiem” grupy – jeśli nie potrafi być ostatnim we wspólnocie, nie będzie dobrym pierwszym.
W sytuacjach dużego napięcia, niekiedy konflikt trzeba wręcz sprowokować, by dać mu ujście i oczyścić atmosferę. Dlatego warto w takiej sytuacji „włożyć kij w mrowisko” i obudzić „mrówki”. Zdarzają się wprawdzie czasem spory nie do rozstrzygnięcia, które po prostu trzeba tolerować, jednak najczęściej sytuacje konfliktowe da się rozwiązać.
A jakie są sposoby wychodzenia z konfliktu?
1. Dialogowanie
Gdy ludzie rozmawiają ze sobą w sytuacji napięcia – bardzo ważne jest wypowiedzenie się i usłyszenie siebie nawzajem. Czasami już wtedy problem zostaje rozwiązany i z innymi, i w nas samych. Dlatego we wspólnotach warto uczyć się dialogu – nie dyskusji, ale dialogu, ponieważ jego owocem jest zbliżenie ludzi, podczas gdy dyskusja oddziela.
Dialog jest jednak możliwy tylko wtedy, gdy istnieje wzajemne zaufanie, jako że jego istotą jest przekazywanie uczuć, przeżyć i osobistych doświadczeń. Jest to trudne, ponieważ zazwyczaj boimy się osądu, odrzucenia czy wyśmiania. W małżeństwie, w rodzinie często kłócimy się, dyskutujemy, ale nie dialogujemy, dlatego nie zbliża nas to do siebie. Sztuką jest, aby nauczyć siebie i innych dialogu. Przepiękny przykład dialogu daje nam Pan Jezus, rozmawiając z Samarytanką przy studni Jakubowej.
Należy też pamiętać, że jeśli rozmawiamy na jakiś temat – najpierw trzeba się na nim znać. Człowiek musi przyjąć, że pewnych rzeczy nie wie i aby wejść na ten sam poziom rozmowy, czasem będzie musiał się po prostu douczyć.
2. Pozytywne spojrzenie na drugiego
Zobaczenie drugiej osoby w dobrym świetle to danie jej szansy zaistnienia. Każdy jest umiłowany przez Pana Boga tak samo jak ja, dlatego bardzo ważne jest, aby dostrzegać w człowieku jego dobro i dobre chęci. Nikt nie jest z góry przegrany.
To bywa trudne, bo często patrzymy na ludzi przez pryzmat stereotypów, które nie pozwalają nam dostrzec w człowieku jego pozytywów. Gdy patrzymy na ludzi z życzliwością, gdy się do nich uśmiechamy – oni na to odpowiadają. Pamiętajmy, że miłość rodzi miłość, agresja rodzi agresję, nienawiść rodzi nienawiść. Podobnie uśmiech rodzi uśmiech. Nawet jeśli ktoś w tym momencie się do nas nie uśmiechnie, to za chwilę może się rozchmurzy. Dlatego pozytywne spojrzenie zmniejsza napięcia we wspólnocie.
3. Szukanie tego, co nas łączy
Ludzie są we wspólnocie dlatego, że coś ich łączy i, tak naprawdę, łączą nas rzeczy najważniejsze. Z tego względu w sytuacji konfliktu warto sobie czasem powiedzieć: dajmy już spokój, przecież chcemy dobrze. Porozmawiajmy później, gdy miną emocje. Zobaczmy, że to, co nas łączy, jest ważniejsze.
Niestety, zdarza się nieraz, że człowiek tak się „nadmucha” w jakimś drobiazgu, że zaczyna go absolutyzować. Prawdziwą sztuką jest wtedy zobaczenie płaszczyzn, które nas łączą.
4. Akceptacja własnej roli i funkcji
Konflikty łatwiej się rozwiązuje, gdy każdy wie, jakie jest jego miejsce – w rodzinie, w małżeństwie, we wspólnocie. W rolę rodzica, lidera, kapłana czy siostry zakonnej jest zawsze wpisane doświadczenie pewnej samotności. Dlatego każdemu z nas potrzebna jest umiejętność zaakceptowania, że dana osoba będzie ode mnie zawsze o krok oddalona. Ludzie nie powinni bać się kapłana, ale dobrze jest, gdy czują do niego respekt. Kapłan nie może być kumplem. Dlatego akceptacja roli, jaką się pełni i przyjęcie samotności z nią związanej – jest rzeczą niezwykle istotną.
Jeśli ktoś ma misję bycia animatorem czy liderem, a sam zaczyna sobie wybierać osoby, faworyzować jednych lub drugich – będzie tym dzielić wspólnotę. Taka osoba nie może ulegać wpływom. W wojsku powtarza się pewną regułę: ktoś może być dobrym sierżantem, ale jak zrobią z niego kapitana – to zabiją i jego, i jego ludzi. Każdy ma swoje miejsce i swoje zdolności. Jeden jest dobry jako pułkownik, drugi jako kapitan, trzeci jako sierżant – ważne, by wiedzieć, że to jest jego najlepsze zadanie i rola. Gdy kapral zostanie generałem, to wykończy wszystkich, nie mówiąc o tym, że przede wszystkim siebie.
5. Kultura osobista
Kultura jest kolejnym wymiarem rozwiązywania konfliktu – tak oczywistym, że aż wstyd o tym mówić. Ale naprawdę wiele konfliktów przestaje istnieć, gdy mówimy: przepraszam, pomyliłem się. Autorytetu nie traci się przez to, że przyznajemy się do błędów – dzięki temu go zyskujemy. Ważne, aby najpierw samemu uczyć się używać tych „magicznych słów”: dzień dobry, do widzenia, dziękuję. One też mają Boży wymiar i warto czasem zastąpić nimi nasze „Szczęść Boże”. My ciągle chcemy, żeby Pan Bóg coś za nas robił. Niech Ci Pan Bóg pobłogosławi – a ja nic… Uważajmy więc na nadużywanie Bożego imienia.
6. Rezygnacja z mitów
To ostatni element rozwiązywania konfliktów – trzeba rezygnować z nieprawdziwych oczekiwań odnośnie życia wspólnego. Jednym z nich jest to, że we wspólnocie wszyscy powinni być szczęśliwi. A to przecież niemożliwe, ponieważ „jeszcze się taki nie urodził, który by wszystkim dogodził”. Istotą wspólnoty chrześcijańskiej nie jest stworzenie raju na ziemi, więc lider czy kapłan nie powinien się zamartwiać, że nie wszyscy są zadowoleni. Podczas prowadzenia zajęć, wykładów czy rekolekcji ludzie nieraz mówią do mnie: – Proszę ojca, ale uczestnicy są zadowoleni! Mnie to nie interesuje, bo to jest zaledwie kategoria przyjemności. Dla mnie jest ważne, czy dane Słowo do nich dotarło. Można mówić rzeczy trudne, które nie dają zadowolenia, ale które zrodzą owoc. Słowo głosi się nie po to, by się przypodobać – bo wtedy głosimy siebie – ale po to, by wnieść rzeczy istotne.
Jeśli będziemy pamiętać o tych elementach, konflikt stanie się dla nas szansą rozwoju. Wspólnota polega nie tylko na śpiewaniu „Alleluja”, bo to przychodzi nam łatwo. Ale gdy mamy ludzi podnieść na duchu, trzymać ich za ręce i śpiewać – to z tym jest już gorzej. Wspólnotę buduje poszukiwanie przestrzeni dobra, więzi duchowej, która jest intymnością – więzi z sobą, z Bogiem, z drugim człowiekiem. Chrześcijaństwo jest pełne nadziei. Chrześcijanin, gdy zdaje sobie sprawę, że nie dorasta – zaczyna rosnąć. Gdy uświadomi sobie, że jest kamieniem – zaczyna się kruszyć. Gdy zrozumie, że jest nieczuły – zaczyna być empatyczny. Gdy zdaje sobie sprawę, że jest egoistą – zaczyna być altruistą. Cierpienie i radość idą w parze. Jeśli chcecie budować wspólnotę „jak po maśle”, to nic wam z tego nie wyjdzie. Wystarczy trochę słońca i… z masła niewiele zostanie. Wspólnotę buduje się na skale, którą się rzeźbi i choć jest to trudne, to efekty są trwałe. Życie wspólnoty buduje się na tym, co ludzkie i Boskie zarazem.
Artykuł jest fragmentem konferencji o. Tadeusza Kotlewskiego SJ.
Jeśli zainteresował Cię ten temat – zapraszamy do posłuchania płyt z konferencjami o. T. Kotlewskiego oraz do lektury następujących pozycji:
"Akceptacja siebie" o. Tadeusz Kotlewski SJ Więcej - kliknij tutaj.
"Uzdrawianie relacji we wspólnocie" o. Tadeusz Kotlewski SJ Więcej - kliknij tutaj.