Dwie szczególne formy modlitwy za innych
Odnowa w Duchu Świętym wprowadziła dwie szczególne formy modlitwy za innych. Omówię je w kolejności odwrotnej niż chronologia ich powstawania.
Pierwsza z nich to nabożeństwo z modlitwą o uzdrowienie. Polega ono na tym, że po Mszy św. prowadzono modlitwę o uzdrowienie, często połączoną z posługą charyzmatami. Praktyka ta stała się na tyle powszechna, że 14 września 2000 roku Kongregacja Nauki Wiary wydała na ten temat specjalny dokument: „Instrukcję na temat modlitwy w celu osiągnięcia uzdrowienia od Boga”. Pismo to ukazuje zasady, jakie w tym względzie powinny być przestrzegane przez grupy modlitewne. Szczególnie istotne jest w nim rozróżnienie między pozaliturgicznymi formami modlitwy o uzdrowienie (w których dopuszczalna jest pewna dowolność), a formami liturgicznymi (które powinny odbywać się z zachowaniem wszelkich norm właściwych liturgii).
Druga forma modlitwy wstawienniczej pojawia się dwukrotnie w trakcie Seminarium Odnowy w Duchu Świętym, będącym formą rekolekcji wprowadzających uczestników w tajemnicę chrześcijaństwa. Sprawują ją animatorzy wraz z kapłanem oraz osoby o większym doświadczeniu i dłuższym stażu w grupie modlitewnej. W pierwszej z wymienionych modlitw proszą oni Boga o łaskę uzdrowienia uczestnika seminarium z wszystkich chorób duchowych, emocjonalnych i fizycznych, które ograniczają i przeszkadzają mu w drodze do Boga. W drugiej grupa modli się za uczestnika seminarium o łaskę jego otwarcia na charyzmaty, które Bóg włożył w jego serce podczas sakramentu Chrztu św. i bierzmowania. W obu przypadkach oferowana pomoc nie ogranicza się tylko do samej modlitwy, lecz poprzedza ją jeszcze wspólne rozeznanie. Zwyczaj takiej modlitwy przenosi się często na spotkania modlitewne, w trakcie których cała wspólnota wstawia się za potrzebującymi szczególnego wsparcia. Niekiedy we wspólnotach proponowana jest także stała posługa modlitwą wstawienniczą. Sprawuje ją grupa osób, które są szczególnie powołane do takiej formy pomocy innym. Bywa, że jest to forma towarzyszenia danej osobie na drodze jej duchowego wzrostu, szczególnie w momentach trudności lub kryzysów. Ta forma modlitwy wstawienniczej stanowi główny temat tego artykułu.
Każdemu z nas zdarzają się różnego rodzaju trudności, wówczas w sposób naturalny szukamy oparcia u tych, którzy cieszą się naszym zaufaniem. Często są to osoby ze wspólnoty modlitewnej, do której należymy. Nawet sam Jezus podczas swojej wewnętrznej walki w Ogrójcu potrzebował obecności przyjaciół: Smutna jest moja dusza aż do śmierci; zostańcie tu i czuwajcie ze Mną! (Mt 26,38).
Skąd biorą się kryzysy? Dlaczego potrzebujemy pomocy innych? Źródła naszych trudności mogą być bardzo różne: od sytuacji zewnętrznych, niezależnych od nas, poprzez trudności wewnętrzne, związane z naszą kruchością fizyczną i emocjonalną, aż do problemów duchowych, mających związek z naszą relacją z Bogiem. Oczywiście wiele trudności możemy rozwiązać na płaszczyźnie ich występowania. Gdy kogoś boli ząb, idzie do dentysty, gdy cierpi na poważniejsze zaburzenia emocjonalne, zwraca się o pomoc do psychologa lub psychiatry, natomiast gdy popełni grzech, idzie do spowiedzi. Modlitwa wstawiennicza wcale nie ma zastępować wspomnianych form szukania pomocy. Zdarza się jednak, że pewne dolegliwości fizyczne czy emocjonalne są wynikiem nieuporządkowania w sferze duchowej człowieka. Właśnie dlatego głębokie nawrócenie często przynosi ludziom wolność od dolegliwości, z którymi wcześniej nie mogli sobie poradzić innymi środkami. Modlitwa wstawiennicza może być w tym wielką pomocą. Przyjdźcie do mnie wszyscy, którzy obciążeni i utrudzeni jesteście, a Ja was pokrzepię (Mt 11,28) – mówi Jezus, a w innym miejscu dodaje: Gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich (Mt 18,20).
Pomoc duchowa świadczona innym jest niejako wpisana w powołanie chrześcijanina. Św. Paweł w Liście do Galatów pisze: Jeden drugiego brzemiona noście i tak wypełnijcie prawo Chrystusowe (Ga 6,2). Wymaga to od nas wrażliwości na drugiego człowieka i gotowości do udzielenia mu pomocy. Nie wystarczy jednak chcieć pomagać innym, trzeba jeszcze wiedzieć, jak to robić. Brak wyczucia i delikatności w dotykaniu bolesnych ludzkich spraw może być przyczyną cierpienia. I choć nie jest ono zamierzone i tego rodzaju uchybień często nie można ujmować w kategoriach grzechu, to jednak mogą one stanowić dużą przeszkodę w rozwoju życia duchowego tych, którzy w jakimś sensie są nam powierzeni.
Najpierw modlitwa osobista
Pragnienie modlitwy za innych może wyrosnąć tylko z modlitwy osobistej. Człowiek, który spotyka się z Bogiem i przyjmuje Jego miłość, w sposób naturalny pragnie się tą miłością dzielić.
Nieraz byłem świadkiem zastrzeżeń kierowanych pod adresem grup modlitewnych, że „tam się tylko modlą”. Pomijając przypadki, gdy wspólnota rzeczywiście staje się zamkniętą w sobie „grupą wzajemnej adoracji”, podejście takie nie jest słuszne. Powtarzane niekiedy opinie, że „bycie chrześcijaninem do czegoś zobowiązuje” i istnienie wspólnoty chrześcijańskiej ma o tyle sens, o ile działa ona charytatywnie (np. odwiedzając chorych, domy dziecka itp.), nie są prawdziwe i trącą napiętnowaną przez Pawła VI herezją czynu. Prawdą jest, że dojrzały chrześcijanin musi w jakiś sposób realizować w swoim życiu ewangeliczne wezwanie do miłości. Prawdą jest jednak i to, że nasze dojrzewanie w wierze wymaga czasu, jest pewnym procesem. Od tych którzy karmią się mlekiem (por. 1 Kor 3,2) raczej nie należy wymagać odpowiedzialności czy działań, które są domeną ludzi dojrzałych w wierze.
Aby móc pomagać innym, trzeba najpierw zająć się sobą i osobistym spotkaniem z Bogiem. Tylko z tego spotkania może zrodzić się służba, która będzie rzeczywistym działaniem w mocy Ducha Świętego, a nie tylko naszym zewnętrznym aktywizmem. Cała historia Kościoła uczy nas, że wszystkie wielkie dzieła rodziły się z cichego, pozornie bezsensownego trwania przed Panem. Pustynia zawsze była miejscem dojrzewania do podjęcia działań, których inspiratorem był Duch Święty. Gdybyśmy chcieli prześledzić życie wielu postaci biblijnych, nieodmiennie odnajdywalibyśmy tę samą prawidłowość: właśnie pustynia, przez wiele ówczesnych ludów uznawana za obszar działania demonów, stawała się miejscem przemiany wewnętrznej w życiu tych, którzy spotkali Boga. Tak było np. w przypadku Mojżesza, Eliasza. Również Jezus dojrzewał do podjęcia swojej misji na pustyni.
Bez modlitwy osobistej w życiu chrześcijanina nic nie może się zdarzyć. To z niej wyrasta wszystko, co w Kościele dzieje się ważnego. Bez doświadczenia Boga wszelkie działania tracą sens, pozostają bowiem tylko martwą literą Prawa, które bez poznania Prawodawcy jest raczej przeszkodą niż pomocą w zbawieniu. Zbawienie wynika ze spotkania z Tym, który zbawia. Do tego spotkania możemy zaś prowadzić innych tylko wtedy, gdy sami go nie zaniedbujemy.
Spotkanie
Kiedy pewnego razu zapytałem dzieci na katechezie: "Czym jest modlitwa?”, odpowiedź była natychmiastowa: „Modlitwa jest rozmową z Bogiem”. To proste określenie katechizmowe staje się jednak nazbyt często zasłoną dla braku własnego doświadczenia modlitwy. Kiedy postawiłem kolejne pytanie: „A o czym rozmawiałeś dziś rano z Bogiem?”, stwierdziłem, że dla większości moich uczniów jest ono za trudne. Gdy zaś, idąc dalej, zapytałem: „Jak Bóg odpowiada na twoją modlitwę?”, to okazało się, że na to pytanie potrafiły odpowiedzieć tylko pojedyncze osoby.
Określenie modlitwy „rozmową z Bogiem” skrywa głębię, której wielu chrześcijan nawet nie przeczuwa. Do nich szczególnie zwraca się św. Paweł słowami z Listu do Koryntian: Nie chciałbym, bracia, byście nie wiedzieli o darach duchowych. Wiecie, że gdyście byli poganami, ciągnęło was nieodparcie ku niemym bożkom... (1 Kor 12,1). "Niemym bożkom” św. Paweł przeciwstawia Boga, który żyje tu i teraz i na co dzień pragnie komunikować się z człowiekiem. Oczywiście u podstaw owej komunikacji leży samoobjawienie się Boga człowiekowi. Bez doświadczenia Boskiego TY Bóg pozostaje tylko ideą filozofów, która wprawdzie jest pomocna w tłumaczeniu prawd metafizyki, jednak nie ma żadnego wpływu na indywidualne życie człowieka. Prawdziwe chrześcijaństwo rodzi się ze spotkania, które może całkowicie odwrócić bieg ludzkiego życia. Karol de Foucauld piętnaście lat po swoim nawróceniu napisał: "Z chwilą, gdy uwierzyłem, że Bóg istnieje, zrozumiałem, że nie mogę żyć inaczej jak tylko dla Niego”. Słowa te wypływają ze spotkania, które wiarę pojmowaną ściśle rozumowo przemieniło w egzystencjalne doświadczenie.
Mowa Boga
Jest dla nas oczywiste, że każdy, aby móc porozumiewać się z innymi, musiał nauczyć się mówić. Podobnie jest z nauką rozmawiania z Bogiem. Komunikowanie się z Bogiem zakłada całkowite zaangażowanie ze strony człowieka. Modlitwa nie może być działaniem wynikającym tylko z lęku, litości czy przyzwyczajenia. Modlitwa nie jest monodramem, który z poczucia obowiązku odgrywamy każdego dnia. Modlić się to przyjąć styl życia w obecności Bożej bez względu na to, w jakim stanie żyjemy i jaki wykonujemy zawód. Tewie Mleczarz ze słynnego musicalu „Skrzypek na dachu” potrafił z Panem Bogiem godzinami rozprawiać o wszystkich, nawet najdrobniejszych wydarzeniach dnia. Modlić się to „chodzić przed Panem”, to kochać i doświadczać Jego miłości.
Każdy, kto wszedł na drogę chrześcijańskiego wtajemniczenia, z mozołem uczy się owego języka miłości. Uczy się odczytywać Boże wezwania, a także na nie odpowiadać. Nie bez powodu na pytanie uczonego w Piśmie: Które jest pierwsze ze wszystkich przykazań? Jezus odpowiedział: Pierwsze jest: Słuchaj Izraelu...(Mk 12,28b-29a). Słuchanie wydaje się zatem pierwszym obowiązkiem chrześcijanina. Bóg do nas mówi. Mówi przez wydarzenia, natchnienia, przez napotkanych ludzi. Znaki, które nam daje, mają jednak zawsze wymiar subiektywny, mogą być odczytywane tylko w naszym sercu. Bóg nie komenderuje nami, lecz delikatnie zaprasza do współpracy.
Św. Teresa od Jezusa porównała modlitwę do nawadniania ogrodu. Według niej, tak jak istnieją różne sposoby, aby zrosić spragnioną ziemię, tak też mogą istnieć różne sposoby zaspokajania duchowego pragnienia na modlitwie: „Czworaki (...) może być sposób podlewania: albo ciągnąć wodę ze studni, co jest pracą uciążliwą; albo za pomocą norii czy wodociągu, dobywając wodę przez obracanie koła, jak tego sama nieraz próbowałam; tu praca mniejsza jest od poprzedniej i więcej dostaje się wody; albo sprowadzając wodę z rzeki czy ze strumienia, i ten jest sposób o wiele lepszy, bo i ziemia obficiej się wodą nasyca, nie potrzebuje więc tak częstego podlewania, i ogrodnik daleko mniejszą ma pracę; albo wreszcie za pomocą deszczu obfitego; wtedy Pan sam bez żadnej pracy naszej podlewa, i ten sposób bez żadnego porównania przewyższa wszystkie poprzednio wymienione” .
Jest to niezwykle optymistyczny tekst dla wszystkich, którzy wkraczają na drogę modlitwy. Ukazuje on bowiem, że modlitwa, o ile jest praktykowana w sposób systematyczny i z pełnym zaangażowaniem, ulega rozwojowi. Modlitwa przemienia nas wewnętrznie, a przemiana ta obejmuje całe nasze serce rozumiane w sensie biblijnym jako siedlisko osobowości ludzkiej. Im większe jest w nas pragnienie modlitwy, tym szybciej następuje owa przemiana, i tym szybciej człowiek uczy się mowy Boga.
Rozwój modlitwy prowadzi do rosnącej wrażliwości, i to właśnie z niej wyrasta niezwykły dar – umiejętność rozeznawania. Paradoksalnie, kiedy poznajemy język Boga, w przedziwny sposób odkrywamy prawdziwy język człowieka. Nie jest to wcale przypadek, że ludzie modlitwy stają się dla bliźnich powiernikami i doradcami. Nie bez powodu ludzie przybywali do Ojców Pustyni, by powierzać im najtrudniejsze problemy swojego życia. Owa zdolność, w katechizmie określana jako dar rady, jest czymś nieodzownym w posługiwaniu modlitwą wstawienniczą.
Skuteczność modlitwy
Istnieje zasadnicza różnica między modlitwą pogan a modlitwą chrześcijan. Poganin modli się, aby zjednać sobie przychylność bóstw dla swoich planów. Chrześcijanin natomiast wie, że Bóg jest mu przychylny, jego modlitwa zaś to próba uzgodnienia własnej woli z wolą Bożą. Katechizm dodaje tu, że „Modlitwa jest współpracą z Boża Opatrznością, z Jego zamysłem miłości do ludzi” . Oczywiście nie tylko nie wyklucza to modlitwy prośby, ale wręcz ją zakłada. Ewangelista przytacza przecież znamienne słowa Jezusa: Proście, a będzie wam dane... (Łk 11,9).
Słowa te jednak dla wielu początkujących chrześcijan mogą wydać się dziwne i niezrozumiałe. Czy bowiem rzeczywiście oznaczają one, że otrzymamy wszystko, o co będziemy prosić? Najwyraźniej intencją Ewangelistów nie było sprowadzenie roli Pana Boga do rozdawania prezentów... Ewangelista Marek dodaje kolejny wymóg skuteczności modlitwy: Wszystko, o co w modlitwie prosicie, stanie się wam, tylko wierzcie, że otrzymacie (Mk 11,24). Wiara zatem jawi się jako warunek dobrej modlitwy, lecz czy wystarczający? Wszelkie wątpliwości powinny rozwiać słowa z Ewangelii według św. Łukasza: Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec z nieba da Ducha Świętego tym, którzy Go proszą (Łk 11,13). Słowa te sytuują całą wypowiedź Jezusa na temat modlitwy w bardzo konkretnym systemie wartości. Duch Święty jest największym darem, jaki Bóg udziela proszącemu. Nie wyklucza to oczywiście innych Bożych darów, lecz od razu określa ich hierarchię. Wobec zbyt dosłownego potraktowania słów: „proście a otrzymacie” mogą bowiem zdarzać się nadużycia. Nie bez powodu św. Jakub Apostoł gromił sobie współczesnych chrześcijan słowami: Modlicie się, a nie otrzymujecie, bo źle się modlicie, starając się jedynie o zaspokojenie swych żądz (Jk 4,3). Nie bez powodu też trzecia prośba modlitwy Pańskiej zaczyna się słowami: „Bądź wola Twoja” (por. Mt 6,10) a dopiero po niej następuje modlitwa o chleb powszedni, a więc o całą sferę doczesnego życia człowieka.
Modlitwa prośby wymaga zatem umiejętności rozeznawania, odkrycia, w jaki sposób to, o co proszę, odnosi się do woli Bożej. Z czego wynika moja prośba? Czy u jej źródeł leży moje pragnienie lepszej służby Bogu? Czy moje intencje są oczyszczone? To ostatnie pytanie dotyczy szczególnie tych sytuacji, w których przedmiot prośby wydaje się obiektywnie dobry, lecz nie wiadomo, czy jest on dobry również dla mnie. Obiektywnie dobre wielkie pragnienia apostolskie mogą w konkretnym wypadku stać się wyrazem braku akceptacji ludzi, którzy mnie otaczają. Św. Jan od Krzyża tak pisze o tego rodzaju błędach: „Ponieważ początkujący czują się pełnymi zapału w rzeczach duchowych i ćwiczeniach pobożnych, z tej pomyśloności (z powodu ich niedoskonałości) rodzi się pewien rodzaj ukrytej pychy, skutkiem której zaczynają oni nabierać niejakiego zadowolenia z samych siebie i ze swoich uczynków, mimo iż prawdą jest, że rzeczy święte same z siebie rodzą pokorę. Z tego źródła wypływają próżne, czasem nawet bardzo próżne chęci rozmów o rzeczach duchowych z innymi. Często zresztą w tym celu, by innych nauczyć, niż by się od nich uczyć. Gdy zaś napotykają u nich inny rodzaj pobożności niż ich własny, potępiają ich w swoim sercu, a nawet zewnętrznie w słowach...” . Sam potrzebowałem czasu na zrozumienie tego, że aby komuś w jakikolwiek sposób pomóc, trzeba najpierw wiedzieć, czego mu tak naprawdę potrzeba. Często bardziej trafny jest prosty gest życzliwości niż nieuprawnione stawanie w pozycji nauczyciela.
Podstawowym wymogiem prawdziwej modlitwy chrześcijańskiej jest czystość serca. Jest ona również warunkiem skuteczności modlitwy. Jezus potwierdza to w Kazaniu na Górze słowami: Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą (Mt 5,8). Jeśli naprawdę szukamy w swoim życiu chwały Bożej, jeśli ku Niemu kierujemy nasze najgłębsze pragnienia, to będzie On odpowiadał we właściwy sobie sposób na każdą, nawet najmniejszą, szczerą prośbę. Tak właśnie w naszym życiu doświadczamy tajemnicy Opatrzności. Zażyłość z Bogiem sprawia, że wiele naszych potrzeb czy pragnień będzie współbrzmieć z Jego wolą. Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim (Rz 8,28) – pisze św. Paweł, zaś gdzie indziej dodaje: Albowiem to Bóg jest w was sprawcą i chcenia, i działania zgodnie z [Jego] wolą (Flp 2,13).
Bycie uczniem Jezusa nadaje szczególny rys modlitwie. W swoim ostatnim pouczeniu Jezus mówi do uczniów: Tym zaś, którzy uwierzą, te znaki towarzyszyć będą: w imię moje złe duchy będą wyrzucać, nowymi językami mówić będą; (...) Na chorych ręce kłaść będą, i ci odzyskają zdrowie (Mk 16,17-18). Wezwanie to jest bardzo żywe w kręgach Odnowy Charyzmatycznej. Na nim opiera się wiara w skuteczność modlitw wstawienniczych zanoszonych w intencji chorych. Słowa z Ewangelii według św. Marka: a Pan współdziałał z nimi i potwierdzał naukę znakami, które jej towarzyszyły (Mk 16,20) równie dobrze odnosić możemy do czasów nam współczesnych. Potwierdza to świadectwo wielu uzdrowionych chrześcijan. Zatem żarliwa wiara połączona z czystością serca jest kluczem do otwarcia się na działanie Boga żyjącego dzisiaj, tu i teraz.
Modlitwa wstawiennicza
Modlitwa wstawiennicza wypływa z wrażliwości człowieka na ludzką biedę, z pragnienia pomocy drugiemu w jego trudnościach. Wynika z odkrycia Kościoła jako duchowej wspólnoty, w której w pewien sposób wszyscy są za siebie odpowiedzialni. Modlitwa za innych jest najbardziej uniwersalnym darem, jakiego mogą udzielać sobie chrześcijanie. I choć dzisiejszy świat, w którym liczy się przede wszystkim to, co da się zmierzyć czy wycenić, nie potrafi docenić wagi daru, jakim jest modlitwa za innych, to jednak wielu głęboko wierzącym nie raz dane było doświadczyć niezwykłej mocy zanoszonych przez nich modlitw.
Modlitwa wstawiennicza spontanicznie pojawia się jako prosta konsekwencja rozwoju życia duchowego. „Pierwsze wspólnoty chrześcijańskie przeżywały bardzo głęboko tę formę dzielenia się”. Gorąco propagował ją św. Paweł: Zalecam więc przede wszystkim, by prośby, modlitwy, wspólne błagania, dziękczynienia odprawiane były za wszystkich ludzi: za królów i za wszystkich sprawujących władzę, abyśmy mogli prowadzić życie ciche i spokojne z całą pobożnością i godnością. Jest to bowiem rzecz dobra i miła w oczach Zbawiciela naszego Boga, który pragnie by wszyscy ludzie zostali zbawieni i doszli do poznania prawdy (1 Tm 2,1-4). Dzisiaj również tam, gdzie następuje ożywienie życia modlitewnego, prędzej czy później wyrasta modlitwa wstawiennicza jako przejaw działania Ducha Świętego.
Dwa poziomy modlitwy wstawienniczej
Modlitwa wstawiennicza, tak jak i modlitwa osobista, podlega rozwojowi. Stąd możemy mówić o dwóch poziomach tego rodzaju modlitwy. Pierwszy z nich dotyczy wstawiennictwa, w którym element nadprzyrodzony nie jest zbytnio eksponowany. Znany jest opis z Księgi Rodzaju ukazujący Abrahama targującego się z Bogiem o ocalenie Sodomy: Czy zamierzasz wygubić sprawiedliwych wespół z bezbożnymi? Może w tym mieście jest pięćdziesięciu sprawiedliwych; czy także zniszczysz to miasto i nie przebaczysz mu przez wzgląd na owych pięćdziesięciu sprawiedliwych, którzy w nim mieszkają? (Rdz 18,23). Abraham modli się za całe miasto.
Każdego dnia modlimy się w intencjach różnych osób, spraw, potrzeb. Taka modlitwa polega na powierzaniu różnych problemów Bogu, z zaufaniem, że będzie je rozwiązywał zgodnie ze Swoją wolą. Zaletą takiej modlitwy jest to, że pomaga nam ona dystansować się do własnych pragnień. Przedstawiając Bogu potrzeby nasze i bliźnich, spontanicznie zaczynamy patrzeć na nie z Bożej perspektywy. Bywa, że początkowo taka modlitwa wiąże się z trudem odrywania się od naszych przywiązań. Im bardziej jednak stajemy się bliżsi Bogu, tym mniej jest między Nim a nami przeszkód. Wraz ze wzrostem zażyłości z Bogiem nasza modlitwa zawiera coraz więcej rozeznania. Umiejętność rozeznawania w przypadku takiej modlitwy nie jest jednak absolutnie konieczna, ponieważ nie bierzemy odpowiedzialności za tych, za których się modlimy. Takie osoby nie muszą być nawet obecne na modlitwie. Mimo, że prosimy czasem o zaspokojenie konkretnych potrzeb innych, ostatecznie powierzamy je Opatrzności Bożej z wiarą, że Bóg odpowie na nie w sposób sobie właściwy. Nasuwa się tu porównanie do modlitw liturgicznych, które mają często charakter ogólny.
Nieco inna modlitwa ukazana jest w Księdze Wyjścia. Przedstawia ona Mojżesza modlącego się za Izraelitów walczących z Amalekitami. Tu możemy już mówić o modlitwie wstawienniczej drugiego poziomu: Jak długo Mojżesz trzymał ręce podniesione do góry, Izrael miał przewagę (Wj 17, 11a). Opis ten ukazuje modlitwę, której owoce są widoczne od razu. Modlitwa tego typu stawia przed modlącymi się zupełnie nowe wymagania. Człowiek, zwracający się o pomoc, niejednokrotnie oczekuje konkretnego rozwiązania własnych trudności albo przynajmniej konkretnej porady. Jeśli jej nie uzyska, może odejść zawiedziony. Odpowiedzialność osób podejmujących modlitwę wstawienniczą jest zatem wysoka, gdyż mogą one albo pomóc w głębszym spotkaniu człowieka z Bogiem, albo zaszkodzić. Stąd modlitwa taka wymaga dokładnego rozeznania problemu, a następnie odnalezienia drogi jego rozwiązywania. Na tym poziomie zwykła ludzka roztropność często nie wystarcza. Modlitwa, jeśli ma być skuteczna, wymaga często bezpośredniej pomocy Ducha Świętego.
W Nowym Testamencie posługa modlitwy wstawienniczej jest nierozłącznie związana z misją uczniów Jezusa. Kiedy wysyłał siedemdziesięciu dwóch, mówił do nich: Jeśli do jakiegoś miasta wejdziecie i przyjmą was, jedzcie, co wam podadzą; uzdrawiajcie chorych, którzy tam są, i mówcie im: Przybliżyło się do was królestwo Boże (Łk 10,8-9). Jest sprawą oczywistą, że nie chodzi tu o uzdrawianie w sensie medycznym, lecz o modlitwę za chorych. Widać też jasno związek skuteczności modlitwy wstawienniczej z głoszeniem Ewangelii. Posługa modlitwą wstawienniczą nie może funkcjonować w oderwaniu od ewangelizacji, ponieważ jej skutki są znakiem przyjścia Królestwa Bożego, które jest wśród nas (por. Łk 17,21).
Uczniowie, powracający po wykonaniu misji, zafascynowani byli tym, czego Bóg przez nich dokonał. Mówili do Jezusa: Panie, przez wzgląd na Twoje imię nawet złe duchy nam się poddają. Jezus zaś odpowiedział im: Widziałem szatana spadającego z nieba jak błyskawica. Oto dałem wam władzę stąpania po wężach i skorpionach, i po całej potędze przeciwnika, a nic wam nie zaszkodzi (Łk 10,17-19). Słowa te ukazują grozę sytuacji, w jakiej znajdują się uczniowie, lecz również obietnicę Bożej opieki nad nimi. Misja ta wymaga od nich ciągłej łączności z Jezusem. Euforia, wywołana widocznymi efektami modlitwy, znika bez śladu, gdy zawiedzeni i skruszeni po nieudanej modlitwie o uzdrowienie epileptyka zwracają się do Jezusa z pytaniem: Dlaczego my nie mogliśmy go [złego ducha] wypędzić? (Mt 17,19).
Piękny przykład rozeznania w podjętej modlitwie wstawienniczej odnajdujemy w Dzienniczku św. Faustyny Kowalskiej. Opisuje ona następujące zdarzenie: „Przed paru dniami, przyszła do mnie pewna osoba z prośbą, żebym się bardzo za nią pomodliła w jej intencji, bo ma tak ważne i pilne sprawy. Nagle uczułam w duszy, że nie jest to miłe Bogu i odpowiedziałam jej, że nie będę się modlić w tej intencji – pomodlę się za nią ogólnie. Za parę dni ta pani przyszła do mnie i podziękowała mi, że się nie modliłam na jej intencję, ale za nią, ponieważ miała zamiar pełen mściwości względem pewnej osoby, dla której winna była cześć i uszanowanie na mocy czwartego przykazania. Pan Jezus zmienił jej wnętrze i sama uznała swoją winę, jednak zdziwiła się, że przenikłam jej tajemnicę”. Owe „odczuwanie” skuteczności danej modlitwy znane jest i dzisiaj. Jest ono łaską rozeznania udzielaną czasem tym, którzy modlą się za innych.
Cezary Sękalski
Prezentowany artykuł, to zebrane fragmenty książki Na chorych ręce kłaść będą. Modlitwa wstawiennicza we wspólnocie. Wydawnictwo eSPe, rok 2002.
Polecamy książkę o modlitwie wstawienniczej. Więcej - kliknij tutaj.