Gdy byłem daleko od Boga, nie pojmowałem przykazań jako Ojcowskich rad, których celem jest oszczędzenie mi cierpienia, ale jako wymyślone na chybił trafił przepisy, które Kościół bezczelnie narzuca wszystkim dookoła. Seks przed ślubem to grzech – „i co z tego?”.
Nie znając nauczania Kościoła, żyjąc stereotypami na jego temat, będąc wreszcie „poza nim” (nawet chodząc na Mszę co niedzielę), można to nauczanie odebrać jako bezpodstawną interwencję albo atak na moje prawo do robienia ze sobą tego, na co mam ochotę. Będąc osobą niewierzącą, pytałem często „i co z tego, że Kościół tak mówi?”. Nie zakładałem czystości jako stanu naturalnego, służącego człowiekowi, a wręcz przeciwnie.
Patrząc z tej perspektywy, zadawałem pytania osobom, które wybrały czystość: „Co ci to daje? Co na tym zyskujesz?”. A gdy ktoś powoływał się na wiarę albo wierność Ewangelii, po prostu wzruszałem ramionami: „i co z tego?”. Skoro się kochamy, czemu to jest złe? Nie raz spotykałem się u innych z myśleniem, że Bóg istnieje, ale daleko, więc na pewno nie zwraca uwagi na takie drobiazgi jak seks. Słyszałem wówczas: „Bez przesady. Poza tym, każdy ma swoje słabości”, „Dlaczego mam sobie psuć życie i młodość, tłumiąc popęd? Po co komu taka „masakra” ze zmaganiem się z samym sobą? Skoro Bóg mi dał taki temperament, to mnie nie potępi”, „Jeśli kogoś kocham i chcę zawsze być z tą osobą, a seks to okazywanie sobie miłości, to po co czekać?”.
A czy wiara daje konkretną pomoc w zachowaniu czystości? Jak się zachować, gdy przychodzi ogromna pokusa? Czy ludzie prowadzący życie duchowe mają pomysł na to, jak budować szczęśliwe i radosne bycie razem, bez ciągłego uważania i zadręczania się myślami „tego nam nie wolno”?
Odpowiedź na te wszystkie pytania jest zarazem łatwa, jak i niezwykle trudna. Prosta okaże się dla tych, którzy na swojej drodze spotkali żywego Boga i zawalczyli o czystość dla drugiej osoby lub dla siebie samych. Trudna okaże się dla tych, którzy nadal szukają i nie zadowalają ich łatwe, choć przecież prawdziwe odpowiedzi. Chyba słuszność miał C. S. Lewis, gdy pisał, że czystość to najbardziej niepopularna ze wszystkich cnót chrześcijańskich. Chociaż jest to „dopiero” szóste przykazanie, nacisk nauczania Kościoła na czystość jest tak duży, że albo chrześcijaństwo tkwi w błędzie, albo nasze myślenie na temat czystości i seksu jest wypaczone.
Bardzo długo uważałem, że nauka o czystości oraz tradycyjna moralność tłumią naturalne pragnienia, marzenia i instynkty. Uznawałem, że to właśnie z narzucanych ograniczeń bierze się tak wielki „popyt” na seksualność. Dopiero po latach zauważyłem, że poza enklawami kościelnych murów, seks nie jest tematem tabu. Zdałem sobie sprawę, że w świecie seks jest powszechnie dostępny, jest wszędzie dookoła. A mimo to ludzie nie znajdują szczęścia, które bliskość fizyczna wydaje się obiecywać. Niezależnie od nauki Kościoła, musiałem przyznać, że zaspokajanie pragnienia – nie ugasi go.
Kiedy się jest zakochanym, to trudno zrozumieć, po co czekać. Nie podejmę się przekonywania kogokolwiek, że warto, mam jednak głębokie przekonanie, że czystość przedmałżeńska jest większym dobrem niż seks przedmałżeński. Widzę to u ludzi, którzy walczą o nią każdego dnia, zmagając się ze sobą czy to w związku, czy w samotności. Zresztą, nawet gdy ktoś nie uznaje czystości i jest z drugą osobą, to też nie możne uprawiać seksu za każdym razem, gdy ma na to ochotę. Ograniczenia są wpisane w nasze życie, a czasem jest nią ta druga osoba, która np. akurat „nie ma ochoty”. Pojęcie „wolnej miłości”, chociaż pociągające, jest więc fikcją bez względu na to, czy to się komuś podoba, czy nie. Jest zatem nieuniknione, że w takiej czy innej formie przyjdzie jednej bądź drugiej stronie walczyć ze swoim „naturalnym” instynktem. A skoro tak, czemu nie oddać tej sfery Bogu? A On wspiera człowieka w tym zmaganiu.
Mężczyzna walczący o czystość seksualną nabiera męskości, spójności, hartu ducha. Z czasem staje się odważniejszy, uczy się także poświęcać dla swojej ukochanej. W czystości uczymy się przyjmować siebie takimi, jakimi jesteśmy.
To oczywiste, że mężczyzna pragnie być podziwiany i szanowany, zaś kobieta tęskni za poczuciem wyjątkowości dla swojego mężczyzny oraz świadomością, że jest dla niego najważniejsza. W to pragnienie wpisana jest wyłączność, bo mężczyzna chce być tym jedynym, a dziewczyna – tą wymarzoną. Odpowiedź na pytanie, czy ślub coś zmieni, warto czasem odwrócić: „Czy chciałbyś/chciałabyś, aby wasz ślub był dla was czymś cudownie niepowtarzalnym?”.
Walcząc o czystość, odpowiadamy na wezwanie Boga, by przyoblec się w moc, która będzie potrzebna, by opiekować się i walczyć o dobro ukochanej osoby. Nasza walka nie toczy się tylko za nas i nasze wybranki, ale także za nasze córki i synów. Oni będą potrzebowali w swoim życiu bohaterów, prędzej niż nam się wydaje.
Dobrze jest mieć wreszcie świadomość, że dla kobiety, bez względu na to, co mówi, nie istnieje coś takiego jak seks bez zobowiązań. Gdy kobieta kocha się z mężczyzną, pozwala, aby on dotknął najbardziej intymnej części jej duszy i serca. Gdy kobieta dopuszcza do siebie mężczyznę, literalnie pozwala, aby on ją posiadł. Jeśli ten zabiega jedynie o zaspokojenie swoich potrzeb – łamie jej serce. Dlatego mężczyzna nie może klęczeć przed swoją kobietą niezdolny do czystości, zaparcia się siebie i oddania za nią życia. I takiego właśnie „dowodu miłości” kobieta powinna żądać od mężczyzny – by pokazał jej, jak bardzo pragnie być cały dla niej poprzez czystość i do jakiego zaparcia się siebie jest zdolny, by z nią być. Św. Ignacy mówił przecież, że „Miłość winno się zakładać więcej na czynach, niż na słowach”.
(Artykuł zamieszczono 2011-10-11)
{youtube}rxNEZj-5BCA{/youtube}
Polecamy dla małżeństw książkę "Pocałunek złożony na duszy".