Większość ludzi ma świadomość, że to ojciec ma być osobą, która wytycza rodzinie kierunek, w jakim ona podąża. Ale jestem przekonany, że nie ma szans, aby dobrą głową rodziny był mężczyzna, który nie ma w sercu Boga. Mężczyzna musi mieć twardy kręgosłup moralny, podyktowany wytycznymi Jezusa Chrystusa – a nie wzorcami od kumpli, z telewizji, czyli ogólnie mówiąc: ze świata. Dopiero wtedy może stać się wzorem dla swoich dzieci, inspirować żonę, a na dodatek dawać świadectwo innym mężczyznom.
Prawdziwe męstwo, które powinno charakteryzować głowę rodziny, nie polega na większych bicepsach lub zdobywaniu lepszej pozycji materialnej, zawodowej czy społecznej niż inni. Prawdziwe męstwo kryje się w odpowiedzi na pytania: czy głowa rodziny potrafi się dla niej poświęcać? Jak prowadzi ją drogą Chrystusa? Czy umie znajdować dla niej czas, czy idzie na kompromisy ze światem? Wydaje mi się, że bardzo wielu mężczyzn poległo na polu walki o czas dla najbliższych – bo zawsze znajdą się sprawy pozornie ważniejsze, a przynajmniej pilniejsze. A rodzina nie ucieknie, poczeka...
Przecież nie pozwolimy, by myślano, że jesteśmy życiowymi niedorajdami, że nie potrafimy wywalczyć dla swojej rodziny odpowiedniego poziomu życia!
Mnie akurat wyleczyły z tego rekolekcje ignacjańskie, na których po „dotknięciu Boga” zrozumiałem, że nic nikomu nie muszę udowadniać. A przy okazji – bardzo mocno polecam każdemu facetowi przejście takich rekolekcji! Nie wspomnę już o tym, że akurat dla mężczyzn jest to fajna odskocznia od życia codziennego, gdzie nikt nie zmusza do komunikowania się na siłę (coś wspaniałego!) – bo tam obowiązuje milczenie. A w czasie poszczególnych medytacji można zamknąć się w swojej „jaskini” i poukładać sobie wszystko w głowie. Jeśli tylko Mu na to pozwolimy – Bóg na rekolekcjach okazuje niesamowitą łaskę i układa wszystko jednym ruchem!
Po raz pierwszy pojechałem na takie rekolekcje – przyznam, że nie bez oporów – na początku sierpnia 2009 r., cwanie zapętlony w wielu kwestiach przez świat i diabła. A tam, po „dotknięciu Boga” – jakby wyleciało ze mnie ponad 20 lat życia (czasu stopniowego gmatwania się w tym wszystkim, co jest w życiu ważne, a co nie) i powlatywało z powrotem do głowy poukładane i klarowne. Uwolniło mnie to od wielu złych rzeczy w sposób trwały. Ale nauczyłem się też, że nie można nigdy przestać nad tym pracować (szatan nie śpi), że każdą sferę mojego życia muszę permanentnie oddawać pod władzę jedynej Osoby we wszechświecie, która wie, co jest dla nas najlepsze – Boga, ponieważ On sam nas zaprojektował jeszcze miliardy lat temu. Stąd dziś już wiem, że głowa rodziny musi – po prostu musi, a nie tylko powinna – poświęcać czas swoim bliskim.
Czas to miłość – to najcenniejsze, co możemy dać rodzinie.
A dobry czas spędzany z bliskimi potrafi być naprawdę inspirujący – daje nadzieję i motywuje do pozytywnego działania, buduje zdrowe więzi. Niech więc każdy mężczyzna, który chciałby nazywać się głową rodziny, uczciwie odpowie sobie na pytanie: ile czasu dziennie jej poświęca.
A jak to teraz jest u mnie? Świadomy fatalnych skutków zaniedbań w tej sferze, niestety, nadal miewam z tym problemy. I wiem, że tylko Jezus jest w stanie prowadzić mnie każdego dnia tak, bym znów się w tej kwestii nie pogubił.
Zwłaszcza, że pamiętam własne dzieciństwo, gdy odbierałem Boga przez pryzmat swojego taty – zakładam więc, że mój syn podobnie będzie Go rozumiał. W związku z tym pragnę mu dawać poczucie bezwarunkowej miłości, akceptacji i bezpieczeństwa. Staram się też zapewniać mu ekscytujące chwile, pozwalając na co ciekawsze (w mniemaniu żony – bardziej niebezpieczne) zabawy, żeby odczuwał beztroską radość i smak przygody. Ale też stoję na straży ustalonych zasad, właściwego zachowania i potrafię być w tym surowy. Wcześniej byłem chyba nawet zbyt surowy – niestety, to uboczny efekt pracy na kierowniczych stanowiskach – ale pracuję nad tym, zwłaszcza od czasu rekolekcji ignacjańskich.
Tak więc rola faceta w rodzinie jest o wiele poważniejsza, niż to się wydaje przeciętnemu człowiekowi. To duża odpowiedzialność, którą przyjął na siebie każdy mężczyzna wstępujący w związek małżeński. Nie może się więc „wymigać” od niej tłumaczeniem, że nie miał dobrego wzorca w domu. Ale też żaden z nas nie powinien się załamywać, gdy coś nie wychodzi – za życia ziemskiego nigdy nie będziemy doskonali, co nie oznacza, że nie powinniśmy się o to starać. Mamy jeden wzorzec Miłości, w którym znajdziemy inspirację na każdy dzień – Jezusa Chrystusa, i w Nim zawsze znajdziemy niezbędną pomoc.
Polecamy książkę o. Wojciecha Żmudzińskiego SJ "Niebo jest w nas". Więcej - kliknij tutaj.