Czasem ludzie upatrują w terapii rozwiązania wszystkich swoich problemów, oczekują, że ktoś inny zdejmie im z pleców ciężar ich życia. A z własnym życiem trzeba się ciągle mierzyć, i nikt tego za nas nie zrobi. Z drugiej strony – warto skorzystać z pomocy, gdy trudno z nim sobie poradzić – mówi Bogdan Kosztyła, teolog i psycholog z łódzkiego „Domu Miłosierdzia”.
Czemu służy terapia u psychologa?
Słowo „terapia” związane jest z doświadczeniem wsparcia, pomocy, zmiany sytuacji na lepszą. Podczas jej trwania psycholog towarzyszy komuś w jego problemie, by pomóc ten problem rozwiązać, a przez to polepszyć jakość życia pacjenta. Jest wiele szkół i sposobów prowadzenia terapii, dla mnie jest ona spotkaniem dwóch osób, podczas którego jeden może pomóc drugiemu. Pomoc psychologa nie polega na manipulacji czy szukaniu dyrektywnych rozwiązań, ale na poszukiwaniu zasobów, dzięki którym osoba szukająca wsparcia, będzie mogła sama poradzić sobie w życiu.
Czym różni się terapia świecka od chrześcijańskiej?
Podstawową różnicą jest deklarowany system wartości terapeuty. Osoba, która przychodzi na terapię, poszukuje podobnego systemu wartości, co daje jej poczucie bezpieczeństwa dla zasad, jakie sama wyznaje, oczekuje, że psycholog uwzględni te wartości. Z jednej strony kompetencje psychologa nie powinny zahaczać o wymiar duchowy – podobnie jak chirurga lub kardiologa nie pytamy, czy jest wierzący, ale czy będzie nas potrafił wyleczyć. Jednak osoba wierząca, która chce skorzystać z pomocy psychologa, oczekuje, by proponowane rozwiązania były zgodne z jej wiarą, że np. nie zaproponuje on małżeństwu rozstania. Ponadto człowiek może przeżywać pewne problemy psychiczne, których źródłem są doświadczenia duchowe, np. wyrzuty sumienia. Wówczas ważne jest, by psycholog rozumiał, o czym pacjent mówi, miał podobny punkt odniesienia.
W jakich sytuacjach dobrze jest skorzystać z pomocy terapeuty?
Na pewno wtedy, gdy ktoś doświadcza jakiegoś rodzaju bezradności. Jeśli takie poczucie się pojawia – lepiej podjąć środki zaradcze jak najszybciej, niż odwlekać, by skorzystać z pomocy. Najwięcej pracuję z małżeństwami i rodzinami i największym dramatem jest, kiedy np. kryzys małżeński przyjął już taką formę, a destrukcja życia małżeńskiego jest tak silna, że nie ma gotowości do współpracy. Gdyby ci ludzie zgłosili się na terapię pół roku wcześniej czy rok wcześniej – kryzys nie byłby tak zaawansowany. Warto tutaj oddzielić kontakt ze specjalistą o charakterze konsultacji, wsparcia czy odkrywania pewnych mechanizmów (co jest łatwiejsze) od podjęcia działań terapeutycznych, by problem rozwiązać. Osobiście nie jestem zwolennikiem wiązania ludzi z terapeutą na długi czas. Podczas terapii z pacjentem skupiamy się na jednym problemie, z którym on sobie nie radzi lub ma trudność, by sobie poradzić. Taka bezradność często ma swoje źródło w doświadczeniach życiowych czy przeżyciach i terapia pomaga wskazać na źródło obecnych problemów, by je przepracować.
A zatem, kiedy jakieś małżeństwo przeżywa kryzys, powinno poszukać wsparcia u terapeuty?
Czasem nawet przed kryzysem, kiedy są sygnały, że on nadchodzi. Małżonkowie myślą często: „jakoś to się ułoży” i co najwyżej próbują podejmować środki zaradcze: zdroworozsądkowe lub zasłyszane od innych, typu: „macie problem, by się dogadać, to się zdecydujcie na dziecko, ono was zbliży”. Tymczasem w życiu dzieje się zupełnie odwrotnie – dziecko jeszcze bardziej pogłębia małżeńskie problemy. Albo: „wyprowadźcie się od rodziców, zmieńcie miejsce pracy”. A okazuje się, że problemem jest trudność w relacji, a nie praca. Oczywiście zdarza się, że takie kroki pomagają. Jednak zachęcam, by nie zwlekać z terapią, jeśli tylko pojawią się ku temu przesłanki. Jednocześnie warto pamiętać, że terapia jest doświadczeniem bolesnym i trudnym, bo wymaga konfrontacji i zmierzenia się z tym, co kłopotliwe. Może przez to rozczarować. Niektórzy oczekują, że pomoc psychologa zadziała jak środek przeciwbólowy, który po zażyciu wyeliminuje ból – tymczasem terapia jest mierzeniem się z bólem, docieraniem do jego źródła. Czasem ludzie oczekują też, że od razu nastąpi poprawa, coś się w życiu od razu zmieni. Jednak może tak być, że najpierw się pogorszy (właśnie przez to, że trzeba dotknąć tego, co bolesne), by dopiero na skutek tego mogło się poprawić.
A jeśli w małżeństwie jedna osoba odmawia współpracy z psychologiem, czy jest sens, by druga ją podejmowała?
Jestem przekonany, że tak. Po pierwsze dlatego, że kontakt terapeutyczny jest dla tej osoby wsparciem, przestrzenią, gdzie może się podzielić swoją bezradnością, upokorzeniem, zranieniami, trudnymi emocjami. Po drugie – bardzo często zdarza się, że zmiana postawy jednej osoby, zmienia postawę drugiej. Wybuchy złości czy agresji, niechęć do współpracy – mają jakąś przyczynę, zdarza się, że są prowokowane zachowaniem drugiej strony. Znalezienie tej przyczyny i zmiana zachowania u jednej strony, może zapobiegać destrukcyjnym zachowaniom drugiej. Albo np. gdy żona nie chce rozmawiać z mężem, może to być jej reakcją na to, że mąż komunikuje się z nią w sposób niedojrzały lub przyjmuję styl apodyktyczny, dyrektywny, dominujący, a wtedy ona zamyka się na dialog, bo zyskała przekonanie, że i tak jej zdanie nie będzie przyjęte, że zostanie zlekceważona. Wówczas wystarczy zmienić styl komunikacji, by żona się otworzyła, zmieniła swoje nastawienie do męża. Oczywiście najbardziej optymalna sytuacja to taka, gdy obie strony chcą współpracować i wiedzą, co chcą zmienić w swojej relacji.
Czy terapia może zaszkodzić?
Według mnie nie, ponieważ do terapeuty należy rozeznanie, czy ją prowadzić, i jak pracować, by nie zaszkodziła. Czasem też tak jest, że pewne obszary życia człowieka nie wymagają pomocy psychologa, ale pomocy medycznej lub duchowej. Wtedy terapeuta może zdiagnozować źródło problemu i odpowiednio pokierować daną osobę, poradzić, jakiego rodzaju pomocy i u kogo powinna jej szukać (np. u kierownika duchowego).
Jednak mówi się, że terapia może rozbić?
Terapia zakłada, że człowiek musi się skonfrontować ze swoimi problemami, zranieniami, trudnymi emocjami itp. Jeśli psycholog do tego doprowadzi i zostawi człowieka w takim momencie, nie da mu niczego w zamian, nie pokaże drogi wyjścia lub też człowiek sam przerwie terapię – pozostanie rozbity.
Co wtedy?
Należy podjąć terapię od nowa lub poszukać innego specjalisty, nie rezygnować.
A jak odróżnić problem natury duchowej od psychicznej?
Ta granica nie zawsze jest jednoznaczna. Generalnie do psychologa należy się kierować, gdy problem dotyczy tego, co jest w człowieku naturalne – np. emocji, potrzeb psychicznych, pewnych postaw i zachowań, sfery seksualnej, w pewnej mierze historii życia (doświadczeń i przeżyć z tym związanych). Psychologia w swoim założeniu zajmuje się wszystkimi ludźmi (także tymi niewierzącymi w Boga). Z kolei to, co transcendentne i nadprzyrodzone, dotyczy duchowości (jest związane z relacją z Bogiem, który mnie stworzył i który mnie kocha). A zatem rozważanie pewnych problemów na poziomie duchowym dotyczy ludzi, którzy są wierzący. Z duchowością związana jest też sfera wyborów i życiowych decyzji (szczególnie wyborów moralnych), które są podejmowane na kanwie doświadczenia Boga. Oczywiście można przeanalizować aspekt psychologiczny tych wyborów czy dylematów moralnych, jednak w tym wypadku psycholog ma być raczej neutralnym katalizatorem czyichś przeżyć i refleksji, pomóc nazywać pewne doświadczenia, ale nie odpowiadać na pytanie, czego Bóg od kogoś chce, do czego go zaprasza, albo jak czyjeś wybory wpłyną na relację z Bogiem
Czy rozmowa z psychologiem może być sprawdzianem duchowej autentyczności wyboru?
Tak, w szczególności może pomóc nazwać wewnętrzne przeżycia, które wpływają na taki wybór. Trzeba jednak pamiętać, że wybory wypływają z całego mnie – tym, co na nie wpływa, jest: moje „ja”, doświadczenie relacji z Bogiem, poczucie, że On mnie do czegoś zaprasza. Żyję też w jakimś kontekście życia, który również wpływa na moje decyzje. Psycholog może pomóc nazwać, co wpływa na podejmowane przeze mnie decyzje. Szczególnie należy się przyjrzeć decyzjom, które podejmujemy zbyt pochopnie lub które odwlekamy zbyt długo, a które pochłaniają mnóstwo naszego czasu i uwagi (wtedy psycholog pomoże nazwać, z czego wynika opór przed decyzją). Jednak przestrzeń wiary jest znacznie szersza niż rozumowanie psychologiczne, a ostateczna decyzja zawsze należy do pacjenta.
Jak psychologia podchodzi do tematu uzdrowienia wewnętrznego?
Kluczowe jest tu słowo „uzdrowienie” (wewnętrzne, ale i zewnętrzne), którego nie da się wytłumaczyć w prosty, namacalny sposób. Dla psychologa jest to pewien fenomen. Jeśli terapeuta jest osobą wierzącą – łatwiej mu takie doświadczenie zrozumieć i być otwartym na to, że tak może się w czasie terapii zadziać, że Bóg przychodzi ze swoją łaską (jak chce i kiedy chce). Zazwyczaj uzdrowienie przynosi radykalną zmianę. By tak się stało w terapii – potrzebny jest wysiłek i praca. Bóg przychodząc z uzdrowieniem, pomija działanie człowieka i długi proces pracy nad sobą.
Czy psychologię da się połączyć z duchowością?
Tak, o ile jednego nie będzie się zastępowało drugim. Np. psycholog wie, że są pewne granice jego możliwości, których nie może przekroczyć w pracy z pacjentem, i na tym może się zatrzymać. Z drugiej strony pojawia się myślenie, że na poziomie duchowym wszystko da się załatwić – przy pomocy modlitwy, nie korzystając z naturalnych (np. z pomocy lekarza, terapeuty, z pominięciem pracy nad sobą itp.) Oczywiście Pan Bóg może zadziałać w sposób cudowny i dla Niego nie ma żadnych granic, ale byłoby nadużyciem, gdym miał np. zapalenie wyrostka robaczkowego, liczył na cud, a nie poszedł do lekarza, nie poddał się operacji. Dlatego, jeśli mam problem ze sobą i swoim życiem – najpierw powinienem szukać rozwiązań naturalnych. Potrzebna jest też pokora i szacunek wobec pewnych procesów, które dzieją się w człowieku. Sfera naturalna jest także sferą, poprzez którą możemy kontaktować się z Bogiem.
Odnoszę jednak wrażenie, że ludzie wierzący niejednokrotnie boją się psychologii. Dlaczego?
Ponieważ przez bardzo długi czas psychologia była traktowana jako środek do zastąpienia duchowości. Kiedyś tak interpretowano publikacje Freuda i późniejsze komentarze do nich. Można znaleźć teksty w psychologii, psychiatrii, mówiące że religijność wynika z nerwicy napięć i frustracji, jest strukturą narzucającą określony sposób patrzenia na życie, który zamyka na przeżywanie wolności. Takie podejście w psychologii bardzo się zmieniło. Kolejnym powodem nieufności jest tratowanie jej jako narzędzia manipulacji i towarzyszący temu lęk, że jeśli pójdę do psychologa – zmanipuluje mnie, zmieni moje myślenie, światopogląd. Może tak być, jeśli się temu poddam. Ale podobnie mogą na mnie działać lekarze, politycy czy inne osoby z mego otoczenia, jeśli przyjmę ich sposób myślenia. Dlatego niezależnie od tego, czy korzystam z pomocy psychologa, czy innej osoby – powinien być we mnie pewien krytycyzm wobec proponowanej oferty. W obecnych czasach szuka się przestrzeni współpracy między psychologią a duchowością poprzez konferencje, spotkania czy inne działania (nawet niektóre rekolekcje prowadzone są w dwugłosie).
A jeśli na którąś z tych sfer położony jest większy akcent?
Dzisiejszy świat ma tendencję do tego, by każdą przestrzeń życia psychologizować, wychodzi z założenia, że w psychologii można odnaleźć odpowiedź na wszystkie pytania, także te związane z duchowością. Z kolei poleganie jedynie na duchowości powoduje, że pomija się przestrzeń naszej ludzkiej natury, która jest integralną częścią naszego istnienia. Wówczas człowiek próbuje ukrywać i pomijać pewne sfery swojego człowieczeństwa, jakby ich nie było – np. emocje czy seksualność.
Kiedy można powiedzieć, że jest się zdrowym psychicznie, a kiedy nie?
Odpowiedzi na to pytanie poświęconych jest wiele książek, ale generalnie należy zwrócić uwagę na jakość relacji z samym sobą (czy akceptuję siebie, czy jest mi dobrze, gdy zostaję sam ze sobą, czy dostrzegam moje dobre cechy) i jakość relacji z innymi ludźmi (nie jestem ani uległy i podporządkowany, ani nie traktuję ludzi przedmiotowo), czy te relacje mnie satysfakcjonują i cieszą. Czy nie odczuwam długotrwałych dyskomfortów psychicznych, np. depresji, wycofania, bierności lub pobudzenia, które mi uniemożliwia normalne funkcjonowanie. Czy na poziomie intelektualnym jestem w stanie skupić uwagę i zaangażować się w zadania, które wykonuję. Ale z drugiej strony – czy potrafię szerzej spojrzeć na kontekst swojego życia, nie tylko przez pryzmat zadań, które realizuję. Także, czy przeżywam emocje, czy ich nie wypieram.
Co to znaczy, że ktoś wypiera emocje?
Gdy taką osobę pyta się, co czuje – nie umie tego nazwać, dotrzeć do swoich uczuć. Z drugiej strony te emocje determinują działanie i decyzje tej osoby, choć ona się do tego nie przyznaje lub też nie uświadamia sobie tego. Także wtedy, gdy człowiek ma trudność z przeżywaniem i okazywaniem emocji.
Czym różni się zapieranie się siebie (do czego wzywa Jezus) a wypieranie emocji?
Gdy człowiek poddaje się emocjom, jest niestały, chwiejny, egocentryczny. Dlatego, choć emocje uzewnętrzniają nasze przeżycia, nasz wewnętrzny świat, to, co się w nas dzieje (np. sygnalizują ból), nie powinny determinować naszego działania. Gdy Jezus mówi o zapieraniu się siebie, zachęca, byśmy nie rezygnowali z obranego lub postawionego sobie celu, by emocje nie zatrzymały nas w drodze. Nie mówi jednak o tym, byśmy ich nie przeżywali, choć w niektórych sytuacjach nie ułatwiają nam życia. Powinniśmy nauczyć się patrzeć szerzej na kontekst naszego życia, niż tylko przez pryzmat przeżywanych emocji. Np. kiedy czuję zniechęcenie w wychowywaniu mojego dziecka, nie oznacza to, że mam przestać być ojcem, mam zrezygnować z wychowywania go. Nawet jeśli dziś mnie to przerasta, jest ponad moje siły – mogę spróbować później, jutro, od nowa zająć się tą kwestią – na tym polega zaparcie się siebie. Tutaj możemy poruszyć kwestię podejmowania krzyża i dojrzałości w realizowaniu celu, który on nam stawia. Trudno uniknąć przy tym emocji (gniewu, bólu), czy płaczu, ale chodzi o to, by nie pozostać na poziomie emocji. Przykładem jest Jezus, który w Ogrójcu przeżywał silne poruszenie emocjonalne i wewnętrzny opór przed dalszą drogą, a jednak poszedł dalej. Płakał też po śmierci Łazarza, nad stratą kogoś bliskiego, ale nie zatrzymało Go to w podejmowaniu działania. Można tutaj też przeciwstawić postawę dziecka, które reaguje spontanicznie i ulega swoim emocjom, a dorosłego, które wie, że w pewien sposób nie należy się zachowywać, nawet jeśli ma się na to ochotę.
Czym różni się pomoc psychologa od pomocy psychiatry?
Do psychiatry kierujemy człowieka w sytuacjach, gdy jego problemy mają podłoże somatyczne, ich przyczyną jest funkcjonowanie organizmu, przy na tyle silnych traumatycznych przeżyciach, że ich leczenie wymaga farmakoterapii lub hospitalizacji. Psychiatra w odpowiedzi na problem, szuka przyczyny w zaburzeniach funkcjonowania mózgu np. w niskim poziomie określonego neuroprzekaźnika, i przepisuje na to określony lek. Często psychiatra to także terapeuta. Dobrze jest, jeśli leczeniu farmakologicznemu towarzyszy psychoterapia.
A co to znaczy, że ktoś jest „przeterapeutyzowany”?
Gdy człowiek chodzi do tylu terapeutów, że wie wszystko na temat swojej choroby i zaburzeń, ale to nie zmienia jakości jego życia. Czasem ludzie upatrują w terapii rozwiązania wszystkich swoich problemów, oczekują, że ktoś inny zdejmie im z pleców ciężar ich życia, nie akceptują, że ono niesie za sobą sytuacje powodujące dyskomfort – nie da się ich uniknąć. Po prostu z własnym życiem trzeba się ciągle mierzyć, i nikt tego za nas nie zrobi.
Taka osoba powinna przestać korzystać z pomocy psychologa?
Nie. Jeśli terapia nie przynosi oczekiwanych rezultatów – zmienia się styl jej prowadzenia.
Rozmawiała: Beata Szymczak-Zienczyk
Szczególnie zapraszamy do lektury książki Neala Lozano "Modlitwa Uwolnienia" cz. 1 - więcej tutaj!
W łódzkim Domu Miłosierdzia prowadzimy modlitwę uwolnienia wg pięciu kluczy, można też skorzystać z konsultacji psychologa lub podjąć terapię.
Więcej informacji na stronie DOMU MIŁOSIERDZIA - tutaj!
(zamieszczono 2013-07-30)