O zgubnych skutkach alkoholizmu, drodze wyjścia i trudnych decyzjach mówi Monika Szymańska, specjalista terapii uzależnień z Poradni Profilaktyki Uzależnień w Gdyni.
Skąd bierze się alkoholizm? Co tkwi u jego źródła?
Bardzo różne czynniki. W skali ogólnej, makrostrukturalnej możemy mówić m. in. o uwarunkowaniach kulturowych, zaniku humanistycznych wartości, czemu sprzyja cywilizacja konsumpcyjno-przemysłowa. W węższym wymiarze jest to dezintegracja więzi społecznych, dysfunkcje w rodzinie (szczególnie, jeśli chodzi o poczucie więzi), przemoc, rozwody, uboga komunikacja, wadliwe kompetencje wychowawcze rodziców, porzucenia i innego rodzaju urazy i traumy emocjonalne. Do tego dochodzą także indywidualne predyspozycje, z którymi człowiek się rodzi: mała odporność na frustrację, która w połączeniu z zaniedbaniami rodziców skutkuje niedojrzałością emocjonalną, niską samooceną, nieradzeniem sobie ze stresem oraz brakiem umiejętności społecznych. Do cech indywidualnych predysponujących do wchodzenia w nałóg zaliczyć też można nadmierną nieśmiałość, wrażliwość, lęk. U nastolatków ogromną rolę odgrywa środowisko szkolne i wpływ rówieśników, naśladownictwo osób traktowanych jako autorytety. Istotną rolę odgrywają także niepowodzenia szkolone, brak pomocy ze strony rodziców ich akceptacji, karanie za złe oceny. Powoduje to powstawanie deficytów i braków w zaspokajaniu potrzeb, zwłaszcza tak ważnych jak potrzeba uznania czy miłości. Dziecko próbuje wtedy rekompensować je w grupach dewiacyjnych. Warto również wymienić postawę wobec religii. Okazuje się, że ludzie uzależnieni bardzo często nie są związani z żadną religią, alienują się od wspólnot, które mogłyby im pomóc w wyjściu z uzależnienia.
Czy taki nałóg może być uwarunkowany genetycznie?
Istnieje teoria biologiczna, która tłumaczy, że można odziedziczyć geny, które predysponują do rozwinięcia się nałogu, szczególnie gdy w rodzinie występuje ten problem. Ale geny – to tylko predyspozycja (skłonność). Tak naprawdę, to środowisko, w którym dziecko wzrasta decyduje, czy taka tendencja się rozwija.
Kiedy można stwierdzić, że człowiek już jest uzależniony, a kiedy jeszcze nie?
W poradni, w której pracuję, diagnozujemy na podstawie konkretnych objawów. Zgodnie z kryteriami ICD 10 najistotniejszą cechą uzależnienia jest m. in.: wzrost tolerancji, czyli ilość alkoholu (lub innej używki), jakiej człowiek potrzebuje, by poczuć się zaspokojonym i osiągnąć pożądany efekt. Kolejnym objawem jest przymus zażywania określonej substancji. Oznacza to, że ktoś nie wybiera picia, bo chce, ale po prostu musi. Kolejnym bardzo ważnym objawem jest utrata kontroli nad piciem, oraz występujący zespół abstynencyjny. Organizm wymaga tego, do czego się już przyzwyczaił i buntuje się, gdy tego zabraknie, reagując na brak objawami fizycznymi. Można powiedzieć, że organizm wymusza, by po raz kolejny się napić, bo bez tego nie jest w stanie normalnie funkcjonować, odczuwa tzw. głód. Do tych objawów dochodzi również utrata instynktu samozachowawczego, niezauważanie destrukcyjnych i niszczących skutków picia (a nawet gdy człowiek je zauważa – nie przestaje pić). Co więcej – alkohol w pewnym momencie staje się jedynym celem życia. Rodzina, przyjaciele, praca, zainteresowania są porzucane na rzecz nałogu, wokół którego koncentruje się całe życie. Wystąpienie tych trzech objawów już świadczy o uzależnieniu. Oprócz diagnozowania, by stwierdzić, czy nałóg występuje, określa się również głębokość uzależnienia.
Dlaczego mówi się, że alkoholikiem jest się do końca życia, nawet gdy człowiek już nie pije?
Ponieważ ktoś, kto już raz się uzależnił, będzie podlegał zwiększonemu ryzyku złamania abstynencji. Przede wszystkim ze względu na sposób reagowania na rzeczywistość –wyuczone patologiczne mechanizmy obronne (regulowanie uczuć czy system iluzji i zaprzeczeń), które sprzyjają powrotowi do nałogu. Alkohol wywołuje u człowieka pewien efekt emocjonalny, co sprawia, że konieczność rozstania się z nim oznacza rezygnację z dotychczasowej gratyfikacji emocjonalnej, i to jest przerażające dla osoby, która nie potrafi poradzić sobie sama ze swoim bólem i cierpieniem, nie może go uśmierzyć. Dlatego ważne jest poznanie siebie i uczenie się innych sposobów radzenia sobie z samym sobą i z problemami. W sytuacji niepodjęcia takiej pracy nad sobą, a potem postrehabilitacji, nawrót choroby może być bardzo szybki, i może zdarzyć się on też osobom z długoletnią abstynencją, świadomym już mechanizmów choroby i siebie. Nawrót zazwyczaj jest poprzedzony większą tragedią, ale i drobniejszymi kryzysami, i związanymi z tym trudnymi i silnymi emocjami. Łatwiej jest się wtedy odwołać do czegoś, co kiedyś natychmiast pomagało. Podczas terapii uzależniony może nauczyć się wychwytywać symptomy zbliżającego się nawrotu, by mu zapobiec, ale to oznacza konieczność ciągłej pracy nad sobą. Dlatego nawet po skończonej terapii nie można powiedzieć sobie: „jestem wyleczony”.
Czy alkoholizm jest grzechem?
W moim odczuciu nie należy podchodzić do tego w kategoriach winy i kary. Myślę, że wystarczającą karą jest dla alkoholika świadomość strat, które poniósł w trakcie rozwijania się nałogu czy też świadomość wyrządzonych innym szkód i krzywd . Należy pamiętać, że alkoholizm jest przede wszystkim chorobą. Myślę, że piętnowanie, brak pomocy czy próby zrozumienia powodów picia wywoła efekt odwrotny do zamierzonego (izolację uzależnionego i dalsze zapijanie trudnych emocji). W miarę postępowania nałogu osoba pijąca zaniedbuje swoje życie, często traci rodzinę, przyjaciół czy pracę, czyli to, na czym wcześniej bardzo jej zależało. Świadomość tych strat skłania do zapijania trudnych uczuć. Tak tworzy się zamknięte koło i rozwija się uzależnienie. Nikt świadomie nie chce być alkoholikiem. Niestety ta choroba bardzo degeneruje i zmienia człowieka, często występują w niej psychozy alkoholowe, czyli utrata kontaktu z realnym światem i świadomością tego, co się robi. Bywa, że jest to kontynuacja „rodzinnych tradycji”, która paradoksalnie daje jedyne znane poczucie bezpieczeństwa (choć bardzo zgubne). Dlatego w terapii osób uzależnionych istotne jest pokazywanie związków przyczynowo-skutkowych oraz pomoc w odróżnianiu dobra od zła, ponieważ nałóg te granice mocno zaciera. Stąd też alkoholizm trudno jest oceniać w kategoriach moralnych. Tak więc zachęcam najpierw do zrozumienia tego problemu, zanim pochopnie się kogoś zaszufladkuje. Poznając uzależnionego głębiej, odkryjemy w nim bezbronne, wrażliwe, głodne miłości dziecko, które musiało włożyć zbroję, żeby jakoś przetrwać, by przeżyć. Często w kręgu, w którym się taka osoba wychowała, pewne złe zachowania były wzmacniane pozytywnie np. siła fizyczna i przemoc, które dawały złudne poczucie mocy i kompensacje różnego rodzaju braków. Dopiero w momencie, kiedy człowiek uświadomi sobie motywy swojego postępowania i to, że ono do niczego dobrego nie prowadzi, że nie osiągnie tego, co by chciał – może zacząć inaczej funkcjonować. Okazuje się też niejednokrotnie, że dla takich osób butelka jest jedynym substytutem miłości, której od nikogo nie dostali (pomaga stłumić w sobie tę potrzebę lub stworzyć iluzję posiadania jej w sobie). Tak więc zachęcam najpierw do zrozumienia problemu osoby uzależnionej. Poznając tą osobę, niejednokrotnie odkryjemy w niej bezbronne, wrażliwe, głodne miłości dziecko, które musiało włożyć zbroję, by jakoś przetrwać, by przeżyć.
Czy taka osoba może korzystać z rekolekcji ignacjańskich?
Nie jest to zalecane, ponieważ zakładają one świadome podejmowanie decyzji, a osoba uzależniona ma zmienioną lub zawieszoną świadomość. Poza tym, czas całkowitego milczenia może prowokować u alkoholika wzmożone fantazje, a nawet delirium.
Jeśli w małżeństwie występuje alkoholizm, często pojawia się pytanie: „zostać, czy odejść?”. Czym wtedy należy się kierować?
Zacznę od tego, że w takiej sytuacji zazwyczaj rodzinę dotyka problem współuzależnienia. Tzn. żona zaczyna żyć życiem męża i jego nałogiem. Zazwyczaj ma do tego pewne predyspozycje, tzn. jest z rodziny alkoholowej, w której pełniła rolę „ratownika”, i nie wie, że można żyć inaczej. Tzw. znane piekło jest lepsze od nieznanego nieba, więc kiedy wchodzi w związek z alkoholikiem, łudzi się, że on pod jej wpływem się zmieni, że ona go uratuje. Najczęściej jednak takie wysiłki bez leczenia pozostają bezskuteczne i raczej podtrzymują rozwijający się nałóg. Kiedy destrukcja w rodzinie jest już daleko posunięta i niszczy życie jej członków, a uzależniony, pomimo prób pomocy, nie chce podjąć leczenia, odejście żony jest pomocne, bo skłania alkoholika do podjęcia refleksji nad tym, co się dzieje, wzięcia na siebie odpowiedzialności za siebie i chęci odbudowania strat. Warto zatem w takich sytuacjach rozważyć separację, a kiedy to niczego nie zmienia, także i rozwód jako wyraz postawienia granicy i niezgody na postępującą destrukcję.
A jak postępować w narzeczeństwie, gdy okazuje się, że ta druga osoba jest uzależniona? Czy brać wtedy ślub?
To trudne pytanie. Są osoby, które chcą być ze sobą pomimo nałogu. Ważne jednak, by był to wybór świadomy. Zazwyczaj jednak nie do końca taki jest. Często zdarza się, że np. narzeczony jest podobny do ojca alkoholika i dziewczyna go wybiera, bo wchodzi w rzeczywistość, odwzorowującą relacje, które zna, i które paradoksalnie są jej bliskie. Zdarza się też, że problem jest ukryty lub nie wydaje się taki groźny. Trzeba pamiętać, że osoby uzależnione mają problemy emocjonalne: trudność w wyrażaniu uczuć, tworzeniu więzi, budowaniu bliskości, a ich partnerzy zazwyczaj mają podobne braki. Pojawia się więc alkohol, który uzupełnia tę lukę – jedna osoba pije, a druga ją ratuje. W ten sposób nie muszą zajmować się samymi sobą i rozwiązywać własnych problemów. Dlatego istotne jest również podjęcie terapii przez partnera, ponieważ nawet gdy alkoholik się skutecznie leczy, a jego partner nie – może to sprzyjać powrotowi nałogu. Jest to zazwyczaj związane z nieumiejętnością budowania bliskich relacji. Także z tym, że np. trzeźwy mąż oznacza brak zajęcia dla żony, która dotychczas skupiała się głównie na jego nałogu. A to rodzi frustrację i inne trudne uczucia. Na pewno przed podjęciem decyzji o wspólnym życiu z taką osobą warto się dobrze zastanowić, nabrać świadomości, jak takie życie może wyglądać. Dobrze jest się nie spieszyć i odsuwać decyzję w czasie. A przede wszystkim zachęcać osobę uzależnioną do wcześniejszego leczenia się. Problemy, które były w narzeczeństwie nie rozwiążą się same po złożeniu obietnic dożywotniej miłości.
Czy z tego nałogu można wyjść bez terapii?
Nie słyszałam o takich przypadkach. Chciałabym podkreślić, że sama abstynencja nie oznacza wyjścia z uzależnienia. Należy poznać przyczyny nałogu. Alkoholizm powoduje degradację procesów myślenia, postrzegania, wyjaławia emocjonalnie, uczuciowo, pozbawia wartości. Świat widziany oczyma takiej osoby jest bardzo ponury i przygnębiający, a ludzie źli i nieprzychylni. Odbieramy taką osobę często jako agresywną lub nieprzyjemną w kontakcie. Alkoholik reguluje swoje uczucia i emocje za pomocą alkoholu, nie umie nad nimi panować, rozmawiać o nich, wyrażać ich. Osoba dotknięta problem alkoholowym przemieszcza się między stanami cierpienia i ulgi. Alkohol staje się dla takiego człowieka jedynym źródłem przyjemności i ratunku. Potrzeba kogoś, kto pokaże, że można żyć inaczej: co i jak trzeba zrobić, by tak było. Jeżeli alkoholik nie znajdzie takiego przykładu, zachęty i wsparcia, to wyleczenie graniczy z cudem. Łaska Boża może wspierać, dawać siłę, cel, motywować do zmiany, jednak bez ukierunkowanej pracy nad sobą, bez pomocy innych, będzie bardzo trudno odbudować własne życie i siebie.
A jeśli takie osoby trafiają do wspólnot modlitewnych, jak należy je traktować?
Na pewno nie należy odrzucać, piętnować czy osądzać. Jeśli ktoś chce – może pomóc, np. w poszukaniu odpowiedniej poradni, ośrodka. W takich sytuacjach sprawdza się tzw. twarda miłość, która wspiera, ale stawia wymagania i granice, których uzależniony sobie sam nie postawi. Z drugiej strony trzeba mieć świadomość, że z tego nie da się wyjść z dnia na dzień (często nałóg rozwija się latami). Dlatego potrzeba cierpliwości i czasu, by taka osoba dojrzała do zmiany. Dobrze jest rozmawiać, zachęcać do podjęcia leczenia, pokazywać drogę wyjścia, inną stronę życia. Pamiętając jednak, że decyzja i trud wychodzenia z nałogu spoczywają na alkoholiku.
Rozmawiała: Beata Szymczak-Zienczyk
W tematyce uzależnień proponujemy książkę Wojciecha Żmudzińskiego SJ - Narkomani i Chrystus - tutaj!
(zamieszczono 2012-10-08)