Burza pomysłów, deszcz możliwości, ogień pragnień i gwałtowny wybuch talentów – tak mniej więcej wygląda serce młodego człowieka.
Co z tego rozwijać, z czego zrezygnować, a z czym nieco poczekać?
Nie wierzysz, że to prawdziwe dylematy? To dodaj do nich jeszcze jeden: młody chrześcijanin staje przed faktem, że nie sam trzyma stery swojego życia, ale płynie przez nie razem z Panem Bogiem, który też ma coś do powiedzenia. Co więcej, to On jest tym, który „wie lepiej”. Jak więc pogodzić te dwie rzeczywistości – siebie i Pana Boga – by obrać właściwy kurs swojego życia?
W labiryncie fałszywego chrześcijaństwa
Prawdopodobnie każdy z nas zderzył się kiedyś z murem tajemnicy Bożej woli. Pan wszystko widzi, o wszystkim wie, wszystko zaplanował, przenika czas i wie, co się ze mną stanie. Jak pisze autor Psalmu 139: „Oczy Twoje widziały me czyny i wszystkie są spisane w Twej księdze; dni określone zostały, chociaż żaden z nich [jeszcze] nie nastał”. Chcąc szukać woli Pana Boga wobec mnie – mogę niebezpiecznie zbliżyć się do granic determinizmu, odgadywania zapisanego gdzieś w umyśle Boga rzekomego przeznaczenia, które jest dla mnie jedyną drogą do szczęścia.
Chociaż nie chodzę do wróżki, nie bawię się magicznymi kartami ani kamieniami i nie czytam horoskopów – to Pana Boga mogę traktować w „magiczny” sposób. Staję na przykład przed problemem znalezienia „drugiej połówki”, którą Pan dla mnie przeznaczył i przy każdej dziewczynie łamię sobie głowę myślami: czy to już ta przeznaczona? Chłopak rozeznający powołanie zakonne może mierzyć się z wątpliwością, czy jeżeli wybierze złą drogę, to do końca życia będzie nieszczęśliwy? Ktoś modląc się – otwiera na chybił trafił Pismo święte i usiłuje „wycisnąć” ze Słowa Bożego wskazówkę do rozwiązania swojego problemu. Lider, animator czy odpowiedzialny za jakiekolwiek dzieło drży nad każdą decyzją, przypisując jej wagę „być albo nie być”. Co gorsza – gdy po dokonaniu wyboru doświadcza trudności związanych z jego realizacją, rozdziera szaty i rozpacza nad rzekomą „pomyłką”.
Wszystkie te sytuacje mają wspólny mianownik: niepokój w sercu, zamieszanie i lęk, o których św. Ignacy, mistrz rozeznawania wewnętrznych poruszeń, mówi wprost, że pochodzą od złego ducha, próbującego zagłuszyć głos Pana we mnie. Człowiek nie będzie szczęśliwy, roztrząsając w nieskończoność: czy to na pewno ta osoba, czy Bóg tego chce, a co by było, gdyby… Paradoksem jest, że szukając szczęścia w ten sposób – sam nie pozwalam go sobie zaznać.
Jezus daje wolność i… pragnienia
Na szczęście Bóg chce mojego dobra i szalenie Mu na mnie zależy, dlatego widząc, jak bezradnie szamoczę się w kajdanach „przeznaczenia” – dał mi swojego Syna, który wybawił mnie przez krzyż, obdarzył wolnością i udzielił mi swojego Ducha jako Przewodnika. To Jezus w swoim człowieczeństwie najpierw pokazał, jak pełnić wolę Ojca, a teraz chce być blisko mnie, realnie obecny w moim życiu, aby mi tę wolę ukazywać. A ma w tym tylko jeden cel: „aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna” (J 15, 11). Zatem, jeżeli chcę żyć w pełni, rozwijać swoje zdolności i z radością realizować pragnienia – muszę najpierw żyć z Jezusem.
Jestem dzieckiem Bożym i od Boga pochodzę. On, stwarzając mnie, miał w swoim boskim sercu wspaniałe pragnienia, które we mnie zapisał: „umieszczę swe prawo w głębi ich jestestwa i wypiszę na ich sercu” (Jr 31, 33). Ukształtował każdego z nas jako osobę wyjątkową, niepowtarzalną, z właściwym sobie sposobem bycia, upodobaniami i talentami. To wszystko już we mnie jest, budzi się, rośnie i nadaje coraz wyraźniejsze kształty moim pragnieniom. Do mnie należy troska o nie – czyli pielęgnowanie relacji z Jezusem. Bo któż inny pomoże mi poznać siebie, jak nie Ten, który mnie stworzył?
Coraz bliżej światła
Gdy przeżywam swoje życie razem z Panem – rozmawiając z Nim, spotykając Go w sakramentach, słuchając w Słowie Bożym i patrząc razem z Nim na siebie – zaczynam wewnętrznie dojrzewać. Zauważam, że rzeczywiście głównym celem istnienia człowieka jest to, aby „Pana, Boga swego chwalić, czcić i Jemu służyć, a przez to zbawić duszę swoją”, jak pisał św. Ignacy Loyola. A pragnąc uczynić ten cel najważniejszym w swoim życiu – dzięki natchnieniom Ducha czuję, jak mogę go realizować. Zaczynam rozumieć siebie, w moim sercu panuje coraz większy pokój, nabieram głębszego zaufania do Pana, a moje pragnienia przez Jego działanie oczyszczają się i stabilizują. Lepiej rozumiem, jakim mnie Pan uczynił i czego ode mnie oczekuje. I nawet gdybym zbłądził czy zderzył się z wielkimi trudnościami, nie stracę pewności, że Pan jest ze mną bez względu na mój wybór i nie opuści mnie, „choćbym szedł ciemną doliną” (Ps 23).
Tajemnica pragnień
Boga nie da się nauczyć ani odgadnąć – podobnie jak mąż nigdy nie nauczy się ani nie odgadnie swojej żony. Bóg jest Osobą, z którą się przebywa, żyje na co dzień i którą się odkrywa. Można się z Nim nie zgadzać, można się z Nim spierać, można prosić o światło do rozeznania tego, co nosimy w sercu. Ale gdy mówimy o pragnieniach – to podstawowym, najgłębszym pragnieniem każdego człowieka jest właśnie relacja z Panem Bogiem, podobnie jak wielkim pragnieniem Boga jest relacja z człowiekiem. Gdy pozwolę się spotkać obu tym pragnieniom – moje życie nabierze najgłębszego sensu i niepowtarzalnych barw, a w moim otoczeniu i w relacjach z innymi zaczną się dziać prawdziwe cuda.
Polecamy lekturę podręcznika do rozeznawania
o. Józefa Kozłowskiego SJ "Śladami Ducha".