Rodzinne zmagania z modlitwą

Ocena użytkowników: 0 / 5

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna
 

Mamy trzech synów: czteroletniego Antka, dwuletniego Tymka i trzymiesięcznego Franka. Modlitwa z nimi to wyzwanie, któremu staramy się sprostać każdego wieczora.
Ich czas przygotowywania się do snu jest ściśle zrytualizowany. Nie może zabraknąć żadnego elementu: oglądania dobranocki, picia kakao, mycia zębów, czytania bajek, wspólnej modlitwy, wyglądania przez okno i oceniania, czy cały świat już śpi… Dzieci domagają się przestrzegania ustalonej kolejności wydarzeń. Chcą również, by w tym czasie, tuż przed zaśnięciem, gromadziła się cała rodzina.

 

A nasza wspólna modlitwa jest... oryginalna: tata klęczy, mama siedzi, bo mały Franek nieustannie chce jeść, starsi chłopcy przewracają się po łóżku. Budują domek z kołdry, kopią się, szczypią, płaczą, zaczepiają Franka...

 

Co chwilę przywołujemy ich do porządku. Czasem się udaje. Antek zazwyczaj przystaje na propozycję dzwonienia do Pana Boga. Wykręca wtedy numer: „W imię Ojca i Syna.... – a następnie wypowiada zawsze te same słowa: – Panie Boże, dzwonimy do Ciebie w oddaniu naszych grzechów, szatana i diabełka”. Tej rozmowie telefonicznej zawsze towarzyszą pytania: „Panie Boże, czy tam, w drugim bloku, na samej górze jest diabeł? Jeśli tak, to wyślij Archanioła na pomoc tym sąsiadom. A w ogóle to jak to się dzieję, że Archanioł jest taki silny? Dlaczego potrafi zmiażdżyć głowę szatana? Czy ja też mógłbym mieć taki niezwykły miecz i być taki silny jak Anioł?”. Decydujemy się na lakoniczne wyjaśnienia, by to nie one zdominowały naszą modlitwę. Proponujemy, żeby podziękować za to, co nas spotkało w ciągu dnia. Tymek dziękuje za „spacerek”, a Antek za to, „że nam się Franek urodził”. To może teraz o coś poprosimy? Tymek nie ma pomysłu, natomiast Antek za siebie i za brata prosi o nieskończoną ilość czekolady. My do tych podziękowań i próśb dołączamy swoje.

 

Dziękujemy za to, że się kochamy, że jesteśmy zdrowi, mamy co jeść. Dziękujemy też za wszystkich, którzy nam pomagają – dziadków i przyjaciół.

 

Prosimy o miłość w rodzinach, które przeżywają trudne chwile, o mądrość dla nas i dla dzieci i umiejętność cieszenia się wszystkim, co mamy i czego nie mamy. Nie zapominamy o chorej nodze taty, dobrym mężu dla jednej cioci i dzidziusiu w brzuchu drugiej.
Potem prosimy o wstawiennictwo naszych patronów. Największe zainteresowanie budzi św. Tymon, który był jednym z pierwszych męczenników Kościoła. Następuje seria pytań i prób wyjaśnienia, co znaczy umrzeć za Chrystusa i dlaczego czasami bycie chrześcijaninem wymaga odwagi. Następnie tata błogosławi dzieci, kreśląc na ich czołach znak krzyża. Tymon też chce wszystkich pobłogosławić, najbardziej Franka. Antek z kolei prawie zawsze uznaje, że krzyż, który narysował tata, jest za mały, za krzywy, nierówny… Prosi o poprawkę, albo czyni to sam z niezwykłą precyzją. Bywa również, że nie pozwala się pobłogosławić, wówczas po raz kolejny tłumaczymy mu, czym jest błogosławieństwo i że jest mu ono bardzo potrzebne. Wymyślił nawet, że skoro ma ono go chronić, to tata powinien kreślić krzyż od pępka do czubka głowy. Wtedy byłaby to prawdziwa tarcza i ochrona przed szatanem.
Nasza modlitwa jest zatem nieprzewidywalna. Ale może jest to jej zaletą, bo przecież „Duch wieje, kędy chce”.

 

Na szczęście, są sytuacje, gdy przekonuję się, że nasze starania mają sens. Widziałam na przykład, jak Antek błogosławił babcię i wyjaśniał jej, po co to robi.

 

Słyszałam, jak na klatce schodowej w niedzielne przedpołudnie tłumaczył sąsiadce, że jedzie do kościoła i że trochę mu się nie chce, ale te złe myśli podsuwa mu diabełek i Pan Bóg jeszcze bardziej się ucieszy, jeśli on tych podszeptów nie posłucha i jednak do tego kościoła pojedzie. Natomiast ostatnio, gdy byliśmy w Łagiewnikach i staliśmy przy figurze św. Antoniego, nasz syn stwierdził, że fajny jest ten jego patron, ale „dla mnie najważniejszy jest Jezus”. Byłam zaskoczona!
Chcielibyśmy, żeby dzieci w czasie modlitwy klęczały ze złożonymi rączkami, były skupione i wyciszone, ale tak się nie dzieje. Ostatnio nawet bardzo się zdenerwowałam i powiedziałam, że jeśli dzieci chcą się modlić, to „zapraszam na kolana, bo czas już skończyć z tymi wygłupami. Przecież rozmawiamy z Panem Bogiem, a nie z kolegą!”. Jednego wieczoru zadziałało, ale następnego już nie. Zarządziłam więc, że nie będziemy się modlić i kazałam wszystkim natychmiast iść do łóżek. Rozpoczął się lament, a ja byłam nieugięta. Szybko się zorientowałam, że beznadziejnie postąpiłam. Wiem, że nie tędy droga.

 

Przecież nie zmuszę ich do modlitwy. Poza tym, skąd wiem, że oni się nie modlą?

 

Postanowiłam porozmawiać z dziećmi. Spytałam czym, ich zdaniem, jest modlitwa. Antek odpowiedział, że rozmową z Panem Bogiem. Tymon przytaknął starszemu bratu. Pytałam dalej:
– Po co się modlimy? I co to znaczy, że rozmawiamy z Panem Bogiem? Ja mówię do was i wy mi odpowiadacie. To jest rozmowa. A przecież Pana Boga ani nie widzimy, ani nie słyszymy.
– Słyszymy, ale On mówi bardzo cichutko, w naszych sercach. I modlimy się po to, żeby nie było szatana – powiedział Antek. Tymon przytaknął.
– A czy pamiętacie, jak niedawno umarł prezydent?
– Tak, w katastrofie, skrzydło zaczepiło o drzewo...
– I pamiętacie, jak się ludzie zachowywali? Składali kwiaty przed Pałacem Prezydenckim...
– I tata pojechał na pogrzeb do Krakowa, i było mnóstwo ludzi, i policjanci, żołnierze, i na czołgach wieźli parę prezydencką na Wawel. (Gdy Tymon usłyszał o żołnierzach, krzyknął „baczność!” i zasalutował).
– Skoro ludzie z takim szacunkiem traktują prezydenta jednego kraju, to jak my powinniśmy traktować Pana Boga, który rządzi całym światem?
– I wie o nas wszystko?
– Zna nas lepiej, niż my znamy samych siebie.
– Powinniśmy klęczeć, gdy z Nim rozmawiamy?
Fantastycznie, doskonały wniosek. O to mi chodziło. Wieczorem jednak okaże się, co chłopcy wynieśli z tej rozmowy. A jeśli nadal będą turlać się po łóżku i zaczepiać Franka? Trudno, wciąż będziemy ich upominali – z cierpliwością i spokojem.

 

Myślę, że jedyne, co możemy zrobić, to codziennie wspólnie trwać na tej modlitwie. Nie zrażać się i wierzyć, że niezależnie od tego, jak bardzo jest ona nieporadna, Panu Bogu i tak się podoba. Ufam, że Duch Święty czule obserwuje nasze zmagania i będzie otwierał nam serca, by ta rodzinna modlitwa była prawdziwą rozmową z Bogiem, w której każdy z nas będzie mógł zabrać głos, tak jak potrafi.

 

Polecamy książkę N.Lozano "Czy mnie pobłogosławisz?"

Więcej - kliknij tutaj.

 

© Szum z Nieba nr 101/2010

 

banery na strona szum5

banery na strona szum b

banery na strona szum4

banery na strona szum3

banery na strona szum

banery na strona szum2

banery na strona szum7

banery na strona szum8