O. Józef Kozłowski na bazie świadectwa instruktażowego, pokazuje w jaki sposób należy przyglądać się działaniu duchów i jak podejmuje się rozeznawanie duchowe. Uwaga: artykuł może być niejasny dla osób, które ani razu nie odprawiały rekolekcji ignacjańskich.
ŚWIADECTWO INSTRUKTAŻOWE I JEGO ANALIZA
Świadectwo jest przeplatane analizą, dzięki której możemy się uczyć rozeznawania duchowego na konkretnym przykładzie. Za każdym razem, gdy powracamy do cytowania świadectwa, umieszczamy po lewej stronie twarz dziewczyny. Dzięki temu łatwiej odnajdziemy się w całym artykule. Poniższe świadectwo mówi o doświadczeniu pewnej młodej kobiety. Zaobserwujemy w nim, jak zagnieżdżają się w nas myśli „zatrute” i co za ich pośrednictwem duch zły czyni z naszym życiem.
Jestem osobą bardzo niecierpliwą i niewytrwałą, dlatego zawsze miałam problemy z systematycznością. Chcę opowiedzieć, jak szybko i niepostrzeżenie można zawrócić z drogi wzrastania w wierze. W 1992r. z kilkoma przyjaciółmi przeżyłam swoje nawrócenie podczas Seminarium Odnowy Życia w Duchu Świętym, chodziłam wtedy jeszcze do szkoły średniej. Czułam się wtedy kochana przez Boga i sama z wdzięczności pragnęłam Go coraz bardziej kochać. Regularnie uczęszczałam na cotygodniowe spotkania modlitewne i przez cały tydzień czekałam z tęsknotą na dzień spotkania. Z radością także modliłam się sama, często sięgałam po duchową lekturę. Trwało tak do końca szkoły, do matury, a więc ponad trzy lata.
+ Nie trzeba się zbytnio wysilać, by dostrzec, iż ta młoda dziewczyna miała żywą relację z Bogiem. Widać w niej wspaniałą pracę Ducha Świętego, która wyraża się w tym, iż z wdzięczności chciała coraz bardziej kochać Boga. Bardzo widoczne są także elementy osobistej troski i współpracy z darem nawrócenia i nowego życia: regularne uczęszczanie na cotygodniowe spotkania modlitewne, samodzielna, częsta modlitwa osobista oraz sięganie po duchową lekturę. Należy także zwrócić uwagę na to, że Pan udzielił jej w jakimś stopniu poznania samej siebie: swej niecierpliwości, braku wytrwałości i systematyczności. Poznanie własnych słabości – jak pamiętamy z reguł rozeznania I tygodnia – ma w życiu duchowym niebagatelne znaczenie, będzie bowiem chciał je wykorzystać nasz nieprzyjaciel, duch zły (zob. ĆD, 327). Zobaczmy, czy jego zatrute strzały skierowane były właśnie w te miejsca.
Powinniśmy tutaj także podkreślić bardzo cenną informację, która podana jest w zdaniu, że ten sposób życia trwał przez 3 lata. Śmiało można powiedzieć, że był to czas darowany przez Jezusa, czas osobistej współpracy z Nim, w którym On sam chciał przygotować swą uczennicę na to, co miało nadejść.
Po maturze zaczęłam pracować. Jak wspomniałam na początku, jestem osobą mało wytrwałą, więc wszystko zaczęło się od znużenia, zniecierpliwienia z powodu braku owoców. Wtedy zrodziła się we mnie myśl, żeby „zaprzestać się modlić z przymusu” i w parze z nią – inna myśl: „przestać się modlić o określonej wcześniej porze”, natomiast „modlić się, kiedy poczuję wyraźną ochotę”.
- „Woda mętnieje”, tak można by określić wewnętrzny klimat tej osoby. Słowa: znużenie, zniecierpliwienie i odczucie braku spodziewanych owoców – wskazują, że nadciągnął stan duchowego strapienia. Wytrawnym doradcą w tym stanie, jak wiemy, jest duch zły (ĆD, 318). Pojawiają się więc zatrute myśli, pierwsza z rysem dobra: by nie modlić się z przymusu; druga już bez żadnego związku z dobrem, bo niby w imię czego mam przestać modlić się o określonej porze? I wreszcie trzecia, zupełnie zwodnicza, by modlić się, kiedy przyjdzie na to wyraźna ochota. Myśl ta sugeruje sprowadzenie życia duchowego do sfery przypadkowych odczuć.
- Jeśli chodzi o omawiany proces przenikania myśli do serca, to w tym momencie jest to etap 2 (etap dialogu), ale połączony z podjęciem decyzji, a więc z etapem 4 (rezygnacji z modlitwy, modlenia się, kiedy przyjdzie na to ochota). Oznacza to, że etap 3 (etap walki z myślą) został pominięty, tzn. walka duchowa o życie z Bogiem nie została w ogóle przez tę osobę podjęta. Za chwilę zobaczymy, co zajęło miejsce Bożej obecności i co wypełniło jej serce.
+ Czego zabrakło w tym momencie? Przede wszystkim osobowego odniesienia do Boga. Było odniesienie do modlitwy, która była w tym momencie jakimś wysiłkiem dla dziewczyny, ale zabrakło osobistego odniesienia do Jezusa i Jego miłości. A przecież to właśnie miłość Boża była przez 3 lata dynamizmem i światłem jej życia. Wystarczyłoby proste pytanie do Jezusa: Gdzie teraz jest miłość do Ciebie i czego ona ode mnie oczekuje, jak mam dziś na nią odpowiedzieć – bo przecież chciałam kochać Boga coraz bardziej. Takiego pytania jednak zabrakło.
Okazało się z czasem, że „ochota” do modlitwy przychodziła bardzo rzadko, więc i rzadko się modliłam. Myślałam wtedy, że to nic takiego, że w każdej chwili mogę ot tak, po prostu, zacząć na nowo. I tak stopniowo zapomniałam o całej sprawie, zaabsorbowana nowymi sprawami w pracy, nowym sposobem życia, nowymi znajomymi. W końcu zupełnie przestałam się modlić. Dawno także przestałam uczęszczać na spotkania modlitewne.
- Świat zaczął pociągać i fascynować. Przyjmowanie jego powabów bezkrytycznie, tzn. bez Bożego światła, kształtuje i rzeźbi raczej człowieka zmysłowego, który zaczyna żyć według ciała i jego pożądań. Wszystko było nowe i absorbujące, dlatego łatwo wchłaniane i utożsamiane jako własne. Natomiast życie z Bogiem, Jego miłość była spychana na margines życia: „przestałam zupełnie się modlić”. Relacja z Jezusem została odsunięta na korzyść zainteresowania się światem.
+ Nie jest dobrze, kiedy człowiek nie ma odniesienia do Prawdy, do tego, co mówi Bóg, bo wtedy bezkrytycznie pozwala „oświecać” się kłamstwom i podążać za nimi. Brak rachunku sumienia, rezygnacja z osobistej modlitwy oraz odejście od grupy modlitewnej sprawiło, że dziewczyna sama odcięła się od światła Bożej miłości, którym wcześniej się kierowała. Gdzie jest Bóg w moim życiu dziś? – to pytanie mogłoby wprowadzić ją na nowo na drogę nawrócenia i przyjaźni z Bogiem, który chce chronić jej życie, bo zawsze jest wierny miłości do swych dzieci.
Na kolejny krok nie trzeba było długo czekać. Mam taki rodzaj pracy, że często muszę pracować w niedzielę. Zawsze mogłam pójść na niedzielną mszę na godzinę 700 rano i na początku tak było. Później jednak zaczęłam usprawiedliwiać coraz częstszą nieobecność na niedzielnej mszy tym, że pracuję i jestem zbyt zmęczona. W końcu nawet w wolne od pracy niedziele przestałam chodzić do kościoła.
– Zmaganie o życie. Zły duch chce odłączyć ją od źródła siły i mocy: spotkania z Jezusem w Eucharystii. Chleb i wino – Ciało i Krew Chrystusa, pokarm życia, moc na drogę – zostają przez tę młodą dziewczynę odrzucone. Praca i zmęczenie to rzeczowe argumenty, można zostać przez nie zmylonym, można się oszukać. Lecz wolne od pracy niedziele i nieobecność na Mszy świętej, tego autorka świadectwa już nie widziała, to ją nie zaniepokoiło. Na co więc liczy, wszak teraz pozostają już tylko jej kruche, ludzkie możliwości? Jak potoczy się to życie, odcięte od miłości Bożej?
+ Czy można było w tym momencie się zatrzymać? Na pewno tak. Wymagałoby to jednak odwagi, by nie przymykać oczu na prawdziwe motywy wewnętrznych wyborów i tak łatwo się nie usprawiedliwiać. Czyli zwykła uczciwość względem siebie i pamięć o podstawowym przykazaniu miłości Boga, pozwoliłyby zachować ludzką twarz i uniknąć bolesnych skutków swoich decyzji.
Od tego momentu moje życie szybko potoczyło się w dół. Przychodziły wtedy uspokajające myśli, że przecież wielu ludzi tak żyje i dają sobie radę. Problemy jednak zaczęły mnie coraz bardziej przerastać: znajomości, rozrywkowe towarzystwo, z dnia na dzień upadająca moja moralność i godność. Nie miałam już sił, byłam bliska załamania i do głowy przychodziły najbardziej czarne myśli. W tym też okresie poczęło się dziecko w moim łonie. Nie było chciane. Wiedziałam, że sama nie dam sobie z tym wszystkim rady.
– Dzieło diabła polega na spychaniu człowieka w nieuporządkowane życie zmysłowe, by stracił zupełnie duchową wrażliwość, by odciął się przez to od prawdziwego życia – życia w Bożej miłości. Upadająca z dnia na dzień moralność i godność, to owoc własnych decyzji, podjętych pod wpływem ducha tego świata. Dziewczyna dostrzegła ten chaos w swoim życiu, lecz, jak sama stwierdza, nie miała już sił, by coś zmienić, a wydarzenia zaczęły ją przerastać. Bardzo bliskie jest więc wtedy załamanie, depresja i śmierć, którą można dostrzec w „czarnych myślach”. Jak wielki dramat rozgrywał się w jej sercu, już nie tylko o jej życie, ale i o życie poczętego dziecka. Demon śmierci był blisko.
+ Czy i jak działał tutaj duch dobry? Czy próbował ocalić? Oczywiście. Znajdujemy tego dowód w zaniepokojeniu, które w niej się pojawiło. Nazywam to odczucie „niepokojem zbawczym”. Jednak dziewczyna szybko odrzuciła to działanie dobrego ducha, zlekceważyła je: „bo przecież wielu tak żyje i jakoś dają sobie radę”. Zrezygnowała więc z podjęcia współpracy z tym wewnętrznym niepokojem, który wzbudzał w jej sercu Duch Święty. Czy dała sobie radę i jak, opowie o tym za chwilę sama. W każdym razie Bóg z niej nie zrezygnował – walka więc trwała nadal.
Gdzieś jednak przebijały się także dobre myśli, pamięć o grupie modlitewnej, o wspólnej drodze wiary z przyjaciółmi. Udało mi się „uchwycić” jednej takiej myśli, mianowicie żeby poprosić kogoś o pomoc, o modlitwę za mnie. Tak też zrobiłam. Po tygodniu od tego wydarzenia poszłam do spowiedzi i postanowiłam zacząć wszystko od nowa. Ksiądz sam zaproponował mi termin następnej spowiedzi i udzielił niezbędnych wskazówek.
+ Widzimy tutaj troskę Boga o tę osobę. Dobry duch odwołuje ją do wspomnień o drodze wiary z przyjaciółmi. Pokazuje jednocześnie, bardzo delikatnie, drogę wyjścia z kłopotów: „poprosić kogoś o pomoc, o modlitwę za mnie” – prawdopodobnie takie zachowanie było dawniej normalne w grupie modlitewnej. Dziewczyna poszła za tą dobrą myślą. Modlitwa zaowocowała sakramentem pojednania i postanowieniem rozpoczęcia wszystkiego od nowa. Troskę Boga widać także w zachowaniu spowiednika.
Niestety jednak ten powrót nie jest taki prosty. Jest mi bardzo ciężko. Kiedy przyklękam do modlitwy – wciąż wydaje mi się, że to modlitwa pod przymusem, a kiedy tę myśl zwalczę, przychodzi następna: że to bez sensu, bo i tak nie wytrwam, nie dam rady, to nie dla mnie. Czasem aż boję się przyklęknąć, bo wiem, że czeka mnie ta sama walka. Ale walczę, raz słabiej, raz mocniej. I czasami czuję, jak Pan Bóg jest ze mnie dumny, że z każdym dniem podnoszę się z błota, w którym żyłam, przez długi czas nasiąkając „światem” i złem. Czasem przychodzą chwile tak trudne, że błagam Jezusa, by wytrwać przy Nim choć jeden dzień, ten jedyny, jutro jest nieważne. Widzę teraz, jak trudno wraca się na drogę dobra i wzrostu w wierze; że bez Bożej pomocy – a także wsparcia innych – byłoby to w moim przypadku niemożliwe! Widzę to bardzo wyraźnie jeśli chodzi o dziecko.
+ Widać walkę duszy z myślami przeciwnymi nowemu życiu, życiu z Bogiem. Klasyczne jest tutaj działanie złego ducha, który najpierw podsuwa stare myśli: „po co się modlić z przymusu”. Kiedy ta zła myśl nie przynosi zamierzonego skutku, bo osoba nie podejmuje z nią dialogu (myśl jest odrzucona już w pierwszym etapie), duch zły próbuje nowych „zatrutych strzał”. Bazując na słabości ludzkiej natury i jej skłonnościach, snuje swą pajęczą sieć z kolejnych myśli, by osłabić wewnętrznego człowieka: „i tak nie wytrwasz; nie dasz rady, to nie dla ciebie”.
Młoda dziewczyna jest świadoma konieczności walki, podjęcia krzyża nawrócenia. Zdaje sobie sprawę, jak sama mówi, że powrót na drogę Chrystusa, zwycięstwo w tej duchowej walce bez łaski Bożej i wsparcia innych – byłyby w jej przypadku niemożliwe. Godny podkreślenia jest to fakt, że w tej młodej kobiecie rodzi się wola kroczenia do przodu, nawet pewna determinacja, aby się już nie cofać, aby podejmować wysiłek wciąż na nowo: „raz walczę mocniej, raz słabiej; czasem błagam Jezusa, by wytrwać przy Nim choć jeden dzień”. Ten trud, jak sama mówi, spowodowany jest w jakiejś mierze długim czasem nasiąkania jej ducha „światem” i złem. Jak niszczące jest to nasiąkanie duchem tego świata, widać w jej relacji do poczętego życia.
Do 5 miesiąca ciąży trwała walka o dziecko, bo nie wiedziałam, czy je chcę. Wielu ludzi modliło się za mnie cały czas. Ja byłam w histerii i nie byłam w stanie podjąć żadnej decyzji. Po 5 miesiącach Duch Święty uświadomił mi w moim sercu, że Bóg tak bardzo chce tego dziecka, że posyłał ludzi, którzy walczyli o życie jego i moje. Oni się za mnie modlili i moja relacja do Boga zmieniała się z godziny na godzinę. Jest to wielka praca Ducha Świętego we mnie, o ogromnej mocy. Inni się modlą, a ja się zmieniam. Od 6. miesiąca ciąży zaczęłam wszystko oddawać Bogu: całą siebie, dzieciątko, to co się we mnie działo, wszystkie zmagania i słabości. Dzięki temu zaczęłam podnosić się, a moje serce otworzyło się także na macierzyństwo. Choć jestem sama, jednak w sercu mam odwagę przyjęcia tego malca i wiem, że teraz go kocham i chcę go.
- Ewidentny znak działania demona śmierci: człowiek, który jest w swej istocie bytem otwartym na życie (dąży do tego, by je zachować i przekazać, a także jest otwarty na życie wieczne, na nieśmiertelność) – zaczyna działać przeciw życiu! Jak zostało zaburzone wnętrze tej młodej osoby, że działa przeciw własnej naturze i powołaniu, przeciw człowieczeństwu w sobie. Potrzeba ogromnej, 5-miesięcznej pracy Ducha Świętego, by przekonać ją do normalności, a normalnością jest to, że Bóg chce każdego życia! Nawet jeśli poczyna się ono poza małżeństwem. Owszem, nie tak Boża miłość chce, by poczynało się nowe istnienie ludzkie, ale jeśli już tak się stanie, to dla Boga życie ludzkie jest ważniejsze niż wszystko inne, więc chroni je i chce ocalić, pomimo niezgodnego z Jego zamysłami i wolą sposobu poczęcia.
Choć dziewczyna oddaliła się od Boga, to jednak On jej nie zostawił. Poruszając innych ludzi, przychodził jej z pomocą i opieką. Inni podejmowali zmaganie i troskę za nią, by Chrystus zwyciężył. Duch Święty stopniowo zmieniał jej serce, przemieniał całe wnętrze, tzn. przywracał życiu, przywracał normalności, odnawiał jej kobiecą godność, by w końcu mogła powiedzieć: „teraz chcę tego malca i kocham go”. Podkreślić warto, że jej drogą do normalności było stawanie przed Bogiem ze wszystkim, co działo się w jej wnętrzu, oddawanie tego i zawierzanie całej siebie.
Choć nadal jestem niecierpliwa, ratuje mnie zawierzenie i oddawanie wszystkiego Bogu. Duch Święty działa tak, że pcha człowieka dalej i to jest jedyne, co można było w mojej sytuacji zrobić – zawierzyć. Nadal jestem słabym człowiekiem, ale to zawierzenie pomaga mi trwać i być szczęśliwą, ciesząc się dzieckiem, tym co mam dziś i co udaje mi się zrobić.
+ Życie zwyciężyło! Wybór tego co lepsze, opowiedzenie się po stronie życia – w przypadku tej młodej dziewczyny przeciw opinii środowiska, wymagało odważnej decyzji i walki z wieloma zatrutymi myślami. Dokonało się to, ponieważ nie pozostała sama. Był z nią Bóg, jak z każdym człowiekiem, ale byli także przyjaciele życia, ludzie żywej wiary. Chcę podkreślić szczególnie ich obecność i rolę, bo jeśli chodzi o Jezusa, On jest zawsze niezawodny. Bóg życia bowiem zawsze staje w jego obronie, choćby w najmniejszym jego przejawie.
o. Józef Kozłowski SJ
Świadectwo instruktażowe stanowi integralną część pierwszego rozdziału książki: Śladami Ducha, poświęconej regułom rozeznania duchowego II tygodnia Ćwiczeń Duchownych św. Ignacego Loyoli. W Szkole Ewangelizacji i Rozeznania Duchowego, jest to książka szczególnie polecana dla osób, które przeżyły Seminarium Życia w Duchu Świętym czy Ćwiczenia Duchowne. Jest ona pomocna, by dalej kształtować swoje serce według ducha miłości Chrystusowej, by dogłębnie przyjąć łaskę chrztu w Duchu Świętym. W książce tej stawiam sobie za cel wprowadzenie Czytelnika w opanowanie umiejętności dokonywania właściwego rozpoznania poruszeń duchowych.