„W tej właśnie chwili Jezus rozradował się w Duchu Świętym i rzekł: «Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie. Ojciec mój przekazał Mi wszystko. Nikt też nie wie, kim jest Syn, tylko Ojciec; ani kim jest Ojciec, tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić».” (Łk 10,21-22)
Widzimy tu opisany moment, gdy w Jezusie eksplodowała radość. Łukasz odnotowuje ten fakt z Jego życia, gdy Jezus rozradował się w Duchu Świętym – jest w samym środku doświadczenia, które mówi Mu o pełni życia, więc chce dać o niej świadectwo i doprowadzić do niej innych. W Ewangelii Łukasza Jezus mówi – najwyraźniej do mężczyzn, którzy są obok Niego – „Jeżeli którego z was, ojców, syn poprosi o chleb, czy poda mu kamień? Albo o rybę, czy zamiast ryby poda mu węża? Lub też gdy prosi o jajko, czy poda mu skorpiona? Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec z nieba da Ducha Świętego tym, którzy Go proszą”. Tak jest zapisane w wersji Łukaszowej, bo w wersji Mateusza czytamy, że Ojciec da nam to, co dobre. A Łukasz zapamiętał ten logion Jezusowy bardzo precyzyjnie, mówiąc, że ten dar, którego Chrystus nam udziela, byśmy żyli pełnią życia – to nie są żadne „rzeczy”, to nie jest nawet „to, co dobre”, tylko sam Duch Święty.
Dar największego dobra
Dar Ducha Świętego przekłada się potem na konkretne owoce, ale nie redukujmy spotkania z Bogiem tylko do konkretnych żądań: „Daj mi to i to”. Duch Święty jest nam dany przeobficie i On sprawia, że zaczynamy zupełnie inaczej żyć. Mamy doświadczenie Jezusa, Duch Święty sprawia w nas radość i wreszcie żyjemy na całego. A to może być dość długi proces. Na przykład o Mojżeszu wiemy, że żył 120 lat: 40 lat na dworze faraona, potem 40 lat na wygnaniu i w przygotowaniu do misji, a w końcu 40 lat w prowadzeniu Izraela przez pustynię. Można by powiedzieć, że zaczął dość późno, ponieważ miał już wtedy 80 lat. Ale się nadawał! Kolejnym przykładem jest Pan Jezus: 30 lat życia ukrytego, 3 lata życia publicznego, ale tak naprawdę 3 dni, w których wszystko zrobił. Tak więc te proporcje są po Bożemu inaczej ustawiane. Nam się wydaje, że aby żyć w pełni, potrzebujemy jakiejś aktywności – a im większe rzeczy robimy, tym bardziej mamy poczucie, że żyjemy naprawdę. A przykłady biblijne stawiają nam pytania: Jak ty się do swojej misji przygotowałeś? Jak dałeś się Bogu poprowadzić? Mojżesz potrzebował osiemdziesięciu lat, aby móc wejść w zadanie, które Bóg mu zlecił. Jezus potrzebował trzydziestu lat, o których prawie nic nie wiemy. Tak więc pełnia życia nie wyraża się jedynie w działaniu – a my… jak nie zrobimy, nie zobaczymy, nie zliczymy i nie pochwalą nas za coś, to chodzimy ze zwieszoną głową i myślimy, że życie marnujemy. A może potrzebujemy tak długiego czasu, by nas Duch Święty przygotował do sensownego działania? I może wystarczą na nie 3 dni naszego życia? Dlatego nie mierzmy Ducha Świętego tym, co On nam daje, tylko zapytajmy się, ile w nas jest postawy otwarcia się na Niego. Nie przeskakujmy tego etapu wchodzenia z Nim w komunię, w zażyłość, w podporządkowania się Mu i otwieranie się na to, co On w nas sprawia. Pominięcie tego byłoby szukaniem pełni życia na swój własny sposób, realizacją własnego pomysłu.
Przylgnięcie do Prawdy
Jezus podczas Ostatniej Wieczerzy powiedział: „Duch Święty was wszystkiego nauczy”. My mówimy, że Jezus jest Nauczycielem i Mistrzem – a Jezus mówi, że „Duch nas nauczy”. Co to znaczy? Najpiękniejsza odpowiedź, jaką przeczytałem, pochodzi od Grzegorza Wielkiego, który wyjaśnia, że Duch naucza wszystkiego, bo On jest Nauczycielem… wewnętrznym. On nie wypowiada żadnych dodatkowych słów do tego, co powiedział Jezus, nie daje nam żadnych dodatkowych lekcji ani nie dodaje nowych prawd do zespołu prawd, które wypowiedział Jezus. Ale Duch sprawia, że to, co wypowiedział Jezus – staje się moją wewnętrzną własnością. On pomaga mi wewnętrznie przylgnąć do tego, czego Jezus uczy. A dopóki nie przylgnę w pełni do tego, czego Jezus uczy – nie żyję pełnią prawdy, bo ona nadal będzie dla mnie czymś zewnętrznym.
Prawda niepodzielna
Starożytni chrześcijanie żyli w przekonaniu, że chrzest jest decyzją nawrócenia, której nie potrzebujesz powtarzać. Ale uwzględniając słabość ludzką – raz w życiu pokuta była dostępna (rozumiana była jak ponowny chrzest). Raz w życiu! Widać z tego, że tamci ludzie dawali się poprowadzić Duchowi Świętemu do radykalnego wyboru. Duch sprawia, że chcesz przylgnąć do całej prawdy Jezusowej. A nie ma takiego kawałka tej prawdy, która nie jest dla Ciebie dobrą nowiną, która by cię czyniła nieszczęśliwym. Oczywiście jest w nas grzech, więc człowiek będzie kuszony, żeby swój radykalizm odwołać. Ale ten sam Duch przekonuje cię o grzechu i natychmiast ciągnie cię do miejsca, gdzie jest rozgrzeszenie, więc szukasz spowiednika. Jednak Duch prowadzi cię do poznania pełni prawdy, czyli do wewnętrznego przylgnięcia. Wtedy nie masz już napięcia, że coś nie jest dla ciebie dobrą nowiną – całość jest „twoja”, a wtedy jesteś radosnym człowiekiem w przeżywaniu wiary.
Bóg, który naprawdę jest Ojcem
Wróćmy do słów Jezusa: „Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie”. W różnych tłumaczeniach Pisma Świętego znajdziemy różne przekłady słowa „prostaczkom” (np. maluczkim), ale w tekście greckim jest słowo nepios – „dziecko”, czyli: „objawiłeś to dzieciom”. Dziecko nie musi być maluczkim, nie musi być prostaczkiem, ale jest dzieckiem wobec Ojca. W tych trzech zdaniach Jezusa z Ewangelii Łukasza, zacytowanych na początku tego artykułu, pięć razy pada słowo „Ojciec” – ponieważ to jest jeden z centralnych tekstów objawienia Boga przez Jezusa Chrystusa. Kim więc jest Bóg, którego ogłasza Jezus Chrystus? Jest Ojcem i to jest imię Boga – „Abba”. Gdy Jan Paweł II w cyklu katechez komentował modlitwę „Ojcze nasz”, powiedział, że cała rewolucja, jaką przynosi chrześcijaństwo, polega na tym, że Bóg jest ojcem rzeczywiście. Wiele religii wyobrażało sobie bogów jako ojców – ale był to tylko prototyp ojca przeniesiony w zaświaty (np. Zeus). Po takim bogu spodziewano się, że zachowa się jak tata – ochroni, nakarmi, uratuje – a my damy mu w zamian byka, owcę czy dwa gołąbki. Ale papież powiedział, że chrześcijaństwo ogłasza coś innego – nie, że Bóg zachowuje się jak ojciec, ale że JEST OJCEM. On dzieli się z nami swoim życiem. My to życie nazywamy na różne sposoby – łaską, świętością, miłością (Jan Ewangelista pisze: „Bóg jest Miłością”). To znaczy, że mogę mieć w sobie doświadczenie tego, że Bóg kocha mnie miłością, jaka tylko Jemu jest właściwa. A ja tą miłością mogę potem kochać innych.
Przyjęty przez Ojca
Przypomnij sobie moment, gdy byłeś bierzmowany. Biskup położył ci rękę na głowę, a potem namaścił cię olejem. Ten gest mówi: „Zostań dzieckiem. Poczuj się dobrze pod ręką Ojca”. Jeśli masz dziecko, to wiesz, że gdy mu kładziesz rękę na głowę – dziecko czuje się bezpiecznie. A to jest zarazem najważniejszy gest w bierzmowaniu! Papież Benedykt wyjaśnił kiedyś, że w Kościele gest wyciągniętej ręki to gest przekazywania Ducha Świętego. Ten gest ojca, który wkłada dziecku rękę na głowę, jest zarazem gestem przywoływania Ducha Świętego, który zawsze z wierzących czyni dzieci Boga. Namaszczamy je potem olejem – czyli posyłamy na zapasy – i to jest paradoks ewangeliczny, że wysyłamy dzieci na duchowy ring. Duch czyni z nas dzieci i takie doświadczenie ma też Chrystus, ponieważ Jego człowieczeństwo było ukształtowane przez Ducha Świętego od początku, od łona Maryi, a potem nad Jordanem. I za każdym razem Jezus wiedział, że tym, który kształtuje Jego człowieczeństwo – jest Duch Święty. Wiedza o tym, że Bóg jest Ojcem, a On jest Synem, nie była dla Niego wiedzą teoretyczną, ale doświadczeniem. Skąd Jezus wiedział, że jest Synem? Stąd, że Ojciec Mu wszystko przekazał. Ty też potrzebujesz tego doświadczenia, że od Ojca masz WSZYSTKO. On wszystko, co mógł, już ci dał. Niczego dla siebie nie zatrzymał, ale ci dał. Bóg w pełni oddaje się człowiekowi, a gdy Jezus tego doświadcza – w pełni oddaje się Ojcu. I w tym właśnie jest pełnia życia: jest Ktoś, kto w całości oddaje się tobie, ale przez to ty możesz w całości oddać się Jemu. Jeśli nie masz tego doświadczenia, to jesteś nieszczęśliwy, bo nie masz się komu oddać.
Prawdziwe spełnienie
W Konstytucji duszpasterskiej o Kościele w świecie współczesnym (Gaudium et spes) czytamy, że człowiek został stworzony na obraz Boga, który jest Trójcą, czyli wspólnotą Osób – ale człowiek jest też jedynym stworzeniem, którego Bóg pragnął dla niego samego. Bóg nie stworzył człowieka dla siebie, ale stwarzał go dla niego samego. My czasem mówimy, że Pan Bóg stworzył nas po to, żebyśmy Mu służyli – nie, Pan Bóg nie jest taki interesowny. Dlatego ważne jest, czy potrafię w swoim życiu zrealizować taką wielkość, taką godność, jaką Pan Bóg mi zadał. To jest bardzo ważne, ale… to dopiero pierwsza część zdania. A druga część brzmi: człowiek, jedyne stworzenie, jakiego Bóg chciał dla niego samego, nie potrafi się w pełni zrealizować inaczej, jak tylko przez bezinteresowny dar z siebie samego. To właśnie mówi Ewangelia: „Szukasz swojego życia? Stracisz je”. Masz być kimś, ale nie zrealizujesz siebie samego, jeśli będziesz na sobie skoncentrowany. Gdy wszystko zgarniasz dla siebie, to w ten sposób niszczysz samego siebie. Zrealizujesz siebie naprawdę dopiero wtedy, gdy staniesz się bezinteresownym darem z siebie samego dla Boga i dla drugiego człowieka. I to jest pełnia życia… Tekst powstał na podstawie fragmentów konferencji „Pełnia życia, pełnia radości”, wygłoszonej 15 lipca 2015 r. jako warsztat życia w Duchu Świętym.
Autor artykułu będzie głównym gościem Forum Charyzmatycznego, który organizujemy w dniach 30 września - 1 października br. O Forum opowiada duszpasterz Mocnych w Duchu - o. Paweł Sawiak SJ:
.
{youtube}CUsaUj68mBI{/youtube}
.
.
Zachęcamy do najnowszej płyty naszego Wydawnictwa - Marcin Zieliński "Bóg daje życie, o jakim marzysz". Więcej tutaj!
.
(zamieszczono 2017-09-28)