Choć Kościół bardzo wyraźnie powiedział, że zjawisko to należy nazywać „spoczynkiem” lub „upadkiem”, to jednak wiele grup Odnowy w Duchu Świętym nie zrezygnowało z drugiej części nazwy tego zjawiska i wciąż bezkrytycznie mówi o nim jako o „spoczynku w Duchu Świętym”.
Powód wydaje się prosty – kto chciałby mieć „upadki”? Albo kto chciałby mówić: „dziś na modlitwie upadłem”? Tymczasem mieć spoczynek w Duchu Świętym – to nie lada wyróżnienie. Można wówczas powiedzieć: „ja spocząłem w Duchu Świętym”, czyli zostałem Nim wypełniony. W domyśle można pójść dalej: „A ty? Ciebie też napełnił Duch Święty, czy nie miałeś dziś spoczynku? Oj, nie miałeś… Szkoda, że się nie otworzyłeś na Ducha Świętego”.
REGIONY WYSOKIEJ UPADALNOŚCI
W Odnowie w Duchu Świętym są środowiska, gdzie „spoczynki” są czymś na porządku dziennym – upada każdy. Ale są też ośrodki, gdzie o tym doświadczeniu w ogóle się nie mówi i ono nie występuje, choć występują wszystkie inne charyzmaty. Z pewnością ośrodek łódzki jest tą drugą opcją. Osobiście nie neguję zupełnie spoczynków – myślę, że Bóg uzdrawia również w ten sposób. Jednak to, w jaki sposób używamy tej metody spotkania z Bogiem – pozostawia we mnie bardzo wiele trudności, aby ją przyjąć.
Jak już mówiłem, w Łodzi raczej nie spotkamy się ze spoczynkiem. Ale z zespołem Mocni w Duchu prowadzimy bardzo dużo rekolekcji w parafiach całej Polski i zagranicą, więc co jakiś czas spotykam się tam z tym zjawiskiem. Najczęściej dochodzi do niego podczas bardzo ważnych momentów, które koncentrują naszą uwagę na Jezusie, np. podczas przeistoczenia albo błogosławieństwa Najświętszym Sakramentem. Za każdym razem, gdy w takich sytuacjach widziałem spoczynek – wprowadzał on zamieszanie i odrywał uwagę od Jezusa, a koncentrował na osobie, która upadła. Nagle ludzie przestają patrzeć na Jezusa, a zajmują się osobą, która wyłożyła się jak długa. W takiej sytuacji powstaje we mnie pytanie: – Panie Jezu, czy to Ty odrywasz uwagę ludzi skupionych na Tobie, aby zajmowali się człowiekiem, a nie Tobą? A może robi to ktoś inny? Odpowiedź przychodzi dosyć szybko...
WĄTPLIWY AUTOR SPOCZYNKU
Bardzo często idę z Najświętszym Sakramentem przez kościół, aby błogosławić ludzi. Są grupy ludzi w Odnowie, które takie momenty szczególnie wybierają na upadki. Zatem idę z Panem Jezusem, błogosławię, a tu nagle ktoś pada mi pod nogi. I z reguły zagradza mi drogę, więc nie mogę przejść dalej. Oczywiście radzę sobie z taką sytuacją – biorę monstrancję w jedną rękę, drugą podwijam sutannę, aby się nie potknąć i robię wielki krok nad nim. Wygląda to pokracznie, wszyscy się temu przyglądają. Wówczas rodzi się we mnie pytanie: – Panie Jezu, czy to naprawdę Ty zagrodziłeś mi drogę, abym nie szedł dalej z Tobą do ludzi i im nie błogosławił? Czy po prostu ten upadek nie pochodzi od Ciebie? Moim zdaniem powoduje go sam człowiek. Problem w tym, że od tego momentu ludzie już nie myślą o Jezusie, ale o osobie, która upadła i zastanawiają się, o co w tym wszystkim chodzi.
Podczas obchodów 5. rocznicy śmierci znanego jezuity, o. Józefa Kozłowskiego miało miejsce spotkanie w hali sportowej, w której zgromadziło się ok. 4,5 tys. osób. Podczas modlitwy uwielbienia jedna kobieta miała upadek. Można by go zignorować, bo spoczynki podczas takiej modlitwy mają prawo się zdarzyć. Jednak nasza posługa medyczna reagowała na każde tego typu zachowanie. Okazało się, że interwencja lekarska uratowała tej kobiecie życie, dzięki temu, że szybko została przewieziona do szpitala… W jej przypadku „spoczynek” spowodowały emocje w połączeniu z problemami z nadciśnieniem. Gdyby potraktowano to jako spoczynek w Duchu Świętym – kobieta mogłaby umrzeć.
MODLITWA „DO SKUTKU”?
Niepokojące jest też to, że w wielu środowiskach, gdzie spoczynki są praktyką normalną – celem modlitwy nie jest Jezus, ale spoczynek. Ludzie podchodzą do modlącego się, aby otrzymać spoczynek. Co więcej, modlący się ma taki sam cel! Nie chodzi o modlitwę za kogoś, ale o doprowadzenie go do spoczynku. Modlitwa trwa więc tak długo, aż ktoś upadnie. Gdy już „poleci” – modlitwa jest przerywana i przechodzi się do kolejnej osoby, a poprzednia leży. Taką postawę krytykuje o. Leo Thomas O.P., autor książki „Posługa uzdrowienia”. Uważa on, że spoczynek jest narzędziem uzdrowienia, a nie celem do osiągnięcia. Kiedy podczas modlitwy ktoś upadnie, to nie powinno się przerywać modlitwy. Jest ona kontynuowana, a stan spoczynku jakby sprzyja większej otwartości na to, co dalej ma się dokonać w modlitwie. Tymczasem, czego jesteśmy świadkami w Polsce na spotkaniach ogólnych – wyraźnie pokazuje, że spoczynek jest traktowany jako cel sam w sobie. Modlący się tak prowadzą modlitwę, aby kogoś „przewrócić”. Często trzymają ręce na osobie, za którą się modlą, kręcąc jej ramionami lub głową, tak jakby wprowadzały ją w stan nieważkości. Inni natomiast, trzymając rękę na czole, przechylają głowę do tyłu. Czasem przechylają ją tylko trochę, innym razem mocniej, drugą rękę trzymając pod karkiem. To wszystko przypomina raczej celowe wprowadzanie w stan spoczynku niż dar dany od Boga.
NATURALNE ZDOLNOŚCI
Mówiąc o spoczynku, trudnością jest także to, że do złudzenia przypomina on hipnozę magnetyczną. Podczas kursów hipnozy pierwszym krokiem jest zdobycie umiejętności wprowadzania osób w stan spoczynku, albo – inaczej mówiąc – powodowanie upadku. Dopiero gdy młody hipnotyzer opanuje tę umiejętność, może podejmować kolejne kroki. Niektórym ten pierwszy krok przychodzi bardzo łatwo – mają jakby naturalną zdolność do wprowadzania ludzi w spoczynek – innym przychodzi to trudniej. Podobnie jedna osoba ma zdolności językowe, a druga ich nie posiada. Zasadniczo ten, kto ma takie zdolności, nie zdaje sobie z tego sprawy, natomiast osoba, która nie może tego opanować – widzi, że tej zdolności jej brakuje. Jestem pewien, że nikt z osób wprowadzających w spoczynek podczas modlitwy nie oszukuje ludzi i nie stosuje technik hipnotycznych. A jednak można mieć naturalną zdolność, aby go powodować.
Możliwe jest też wprowadzanie się w spoczynek samemu – tak jak możliwa jest autohipnoza lub zmuszenie się do płaczu. Osoba, która zmusza się do płaczu, ma prawdziwe łzy, czasem nawet bardzo obfite. Także dziecko, którego nic nie boli, potrafi zmusić się do płaczu. Mamy więc naturalną umiejętność wywoływania w sobie pewnych reakcji. Moje doświadczenie modlitwy wstawienniczej pozwala mi często stwierdzić, że kogoś muszę mocniej trzymać, bo tak bardzo chce mieć spoczynek, że z pewnością zaraz go osiągnie. Widać to po drobnych ruchach tej osoby, czasem po podekscytowaniu lub jakimś poziomie rozchwiania emocjonalnego.
KTO TU DZIAŁA?
Kiedyś w Częstochowie, podczas Ogólnopolskiego Czuwania Grup Odnowy w Duchu Świętym, uczestniczyłem w modlitwie osób przygotowujących czuwanie. Wśród nich byli też goście główni, którzy, gdy się modlili – bardzo często wprowadzali ludzi w stan spoczynku. Akurat tak się złożyło, że jeden z nich podczas modlitwy położył mi rękę na kręgosłupie. W tym miejscu, gdzie była ręka, czułem olbrzymie ciepło wyginające mnie tak, abym poleciał do tyłu. Zacząłem się modlić o ochronę przed tym, co czułem. Prosiłem Boga: – Jeśli to nie jest Twoje, to ochroń mnie przed tym. Wówczas to wyginanie jakby się zatrzymało, a po chwili modlący się zdjął mi rękę z pleców.
To wszystko nie oznacza, że nie ma spoczynków pochodzących od Ducha Świętego. Z pewnością są. Podczas jednego ze spotkań ks. Johna Bashobory w Polsce, ks. proboszcz udostępnił kościół na spotkanie charyzmatyczne, choć sam nie był przekonany do całego wydarzenia. Kościół był oczywiście pełen ludzi, zespół grał dosyć głośno… Proboszcz postanowił więc zajrzeć do kościoła na chwilkę, aby zobaczyć, czy wszystko jest w porządku. Chciał wejść, popatrzeć i wyjść. Ale gdy wszedł – miał spoczynek. Nikt na nim nie położył rąk, nikt nic nie wymuszał – po prostu: stało się. Gdy wstał, został w kościele do końca spotkania... Chwała Panu!
Warto przeczytać też ten tekst o "spoczynku" w Gościu Niedzielnym.
Polecamy książkę "Przebudzenie charyzmatów" Serafino Falvo. Więcej - kliknij tutaj.