Charyzmaty są darami dla wszystkich. Nie są tylko dla duchowych elit, ale dla wszystkich. Dar charyzmatyczny jest zawsze dla całej grupy i zawsze jest dla dobra Kościoła. Najważniejsze nie jest to, żeby dar otrzymać, ale żeby pozwolić temu darowi się rozwinąć. A to pociąga za sobą już wcześniej wspomniane wymagania duchowe.
Gdy Bóg dotyka nas po raz pierwszy, jest to zwykle dla nas radosne wydarzenie. Potem jednak przychodzi czas, kiedy charyzmaty stają się darami dla posługi, a służba nie zawsze będzie czasem radosnego uniesienia, czy odczuwania bliskiej obecności Boga. Nieraz będzie wręcz odwrotnie. Nie zawsze będzie w nas ochota posługiwania darami. Musimy uczyć się pójścia nie za chęciami, ale kierowania wolą. Trzeba uczyć się być gotowym do posługi tym, co zostało nam dane, nawet wtedy, kiedy już na to nie mamy ochoty, kiedy nam się nie chce. Wtedy dopiero jest służba, wtedy charyzmat się rozwija. Nieraz patrzę z wielkim podziwem na osoby posługujące modlitwą wstawienniczą, które choć zmęczone, stoją i modlą się. Gdy przeżywamy duchową pustynię - wszyscy chyba wiedzą, co to jest czas strapienia -gdy nie odczuwamy obecności Boga, zaczynamy przypuszczać, że dar przestał być obecny. Wtedy musimy zaangażować swoją wolę, aby używać charyzmatu, który został nam dany. A na tym etapie niestety, często dochodzi do rezygnacji z używania daru. Bóg oczyszcza nas, abyśmy nauczyli się, że to wiara, a nie obfitość darów jest istotą życia chrześcijańskiego. To jest bardzo ważny element.
Drugą bardzo ważną sprawą w posłudze jest wolność wobec osób, którym służymy. Z tym też często jest problem, bo osoba prosząca, która słyszała: „Tu się modlą wstawienniczo, tam mają dar poznania", przychodzi z tak wielką nadzieją, że wytwarza swoistą presję na posługujących. Osoby, które się nad nią modlą, chcą jakby podświadomie spełnić jej oczekiwania. Nie jesteśmy wtedy wewnętrznie wolni, lękamy się, czy osoba odejdzie zadowolona, i w gruncie rzeczy możemy sobie jasno powiedzieć, że to właściwie jest lęk o nas samych. Tymczasem my jesteśmy tylko narzędziami, przekaźnikami, ale niekoniecznie musimy być interpretatorami danego światła. Może być sytuacja, że będzie ono dla nas niezrozumiałe. Jeżeli mamy wszyscy wewnętrzny pokój, że jest to Boże działanie, dzielimy się tym, potem omawiamy, i nie trzeba koniecznie na siłę szukać zrozumienia. Przy braku wolności pojawia się też porównywanie się. Bardzo często wydaje się nam, że skoro nad jedną osobą były takie dary, to nad drugą tak samo musi być. Wcale nie. Nad jedną może być dar poznania, dar proroctwa, nad drugą pięć minut modlitwy i jest ona tak samo głęboka i ważna. My jesteśmy sługami Pana, zostawmy więc Jemu to, co On będzie czynił. Dlatego pamiętajmy o tym, że ważne jest pole pewnej wolności. Do tego potrzebne są też inne dary, ja nazywam je wspomagającymi. Potrzebna jest tu roztropność, trzeźwość myślenia, mądrość i doświadczenie. Czy my, posługując się darami charyzmatycznymi, modlimy się też o ożywienie w nas roztropności, mądrości? Chodzi o to, żeby modlić się codziennie do Ducha Świętego.
Należy też mieć wewnętrzne przekonanie, że osoby, do których skierowana jest posługa, są przygotowane i do przyjęcia słowa, i do wypełniania go. Trzeba zawsze badać słowo poznania, które przekazaliśmy danej osobie, czy zostało przyjęte sercem. Należy pomóc temu, kto odkrywa w sobie charyzmat, to jest nasze zadanie we wspólnotach. Pomóc rozpoznać go, nauczyć się nim posługiwać, umocnić, potwierdzić charyzmat we wspólnocie. Bo trzeba czasami takiego lekkiego pchnięcia, kiedy jesteśmy przekonani, że ten człowiek ma dar, ale jeszcze boi się go stosować.
Ważne jest też, żeby nie doprowadzać do sytuacji, kiedy czyjś błąd czy też pomyłka oznaczałaby zabronienie używania go. Trzeba zgodzić się z tym, że nie da się uniknąć pomyłek. Jeżeli jakaś osoba popełnia błąd, trzeba ją zachęcać do dalszej służby, ale zwracając uwagę na konieczność bycia ostrożnym, bardziej krytycznym, jednocześnie umacniając ją i pomagając w rozeznaniu. Chodzi o to, aby nie osądzać, nie odbierać zaufania, ale równocześnie umieć stanąć w prawdzie. To jest sztuka, której Pan Bóg od nas wymaga.
Kiedy był w Częstochowie o. Jacques Verlinde, mieliśmy okazję porozmawiać właśnie o tym. Powiedział, że trzeba umieć spojrzeć tej osobie w twarz i zajrzeć w jej serce i mieć dla niej dużo miłości i współczucia. Bo ciężko jest komuś, kto się otworzył na charyzmat, usłyszeć: „Wiesz, nie potwierdzamy twojego rozeznania". Chodzi o to, żeby osoba dalej czuła się członkiem wspólnoty, a wyjaśnienie, jakiego jej udzielamy, było dziełem miłości i służyło ku jej wzrostowi. To bardzo pomaga. Wtedy uczymy innych i sami musimy się tego uczyć, że przyjmując charyzmat, nie należę już do samego siebie. A my o tym trochę zapominamy. Przyjmując charyzmat, nie należę już do samego siebie. Czy jesteśmy tego świadomi? Bóg wybrał mnie, abym mógł służyć braciom, i trzeba umieć zapłacić cenę, która się z tym wiąże. Trzeba umieć zgodzić się używać charyzmatu tak jak chce Bóg. Dlatego jeśli główny nacisk kładziemy na szukanie i wypełnianie woli Bożej, wtedy unikniemy niebezpieczeństwa absolutyzowania charyzmatu i zachowamy właściwą proporcję między tym, co jest naturalne, a tym, co nadprzyrodzone.
Ks. Mirosław Nowosielski
Cały artykuł w © Zeszyty Odnowy 6(87) 2006
Polecamy książki ukazujące na czym polega posługa charyzmatami w praktyce. Więcej - kliknij tutaj.