Zawstydza mnie reakcja Maryi w chwili Zwiastowania. Czternastoletnia, bardzo młoda dziewczyna udzieliła Bogu tak dojrzałej odpowiedzi. Pewnie była przerażona, pytała przecież, jak się stanie to, do czego Bóg ją powołuje. Jakim szokiem będzie to dla otoczenia, dla Józefa i rodziców. Czy jej uwierzą? Jednak pomimo wątpliwości i niewiadomych podjęła decyzję.
Gdy na osiołku dotarła do Betlejem, a Józef pukał do kolejnych drzwi – odmawiano im gościny. Ale, czy Ona wołała: „Halo, ludzie, ja zaraz urodzę Syna Bożego, trochę szacunku!”? Czy miała pretensje, że Bóg nie zatroszczył się o godne warunki, by „rodzić po ludzku”? Albo, czy obwiniała Józefa, że nie zaopiekował się Nią i Dzieckiem, pozwalając, by Jezus przyszedł na świat w nędznej szopie? Nie. Można pomyśleć – inne czasy, odmienna kultura, niższe wymagania i standardy. Z pewnością. Dla mnie jednak kluczem do zrozumienia postawy Maryi, Jej pokory, skromności i totalnego zaufania Bogu, jest cecha, która spośród wielu trafnie Ją określających, wydaje się najtrafniejsza – mądrość.
Człowiek, którego charakteryzuje ta cnota, wie, co jest w życiu najważniejsze. Odkrył prawdę determinującą wszelkie decyzje, wybory i postawy. Nie waha się, nie traci energii na detale, nie rozmienia się na drobne. Nie denerwuje się tym, co nie wywiera istotnego wpływu na jego życie. Bywa mu ciężko, to jasne, ale trwa, bo ufa, że będąc wiernym, ostatecznie odniesie zwycięstwo, mające niewiele wspólnego z powszechnym uznaniem, szerokim zrozumieniem i wygodną akceptacją. Płynie pod prąd, ale widzi Źródło, które dodaje mu sił.
Maryja odkryła prawdę – Bóg, który mnie kocha, ma najlepszy pomysł na moje życie. I to na zawsze wyznaczyło kierunek Jej życia, które nie zawsze było radosne i przyjemne. Ale było takie, jakie miało być. Wraz z Józefem stworzyła dom dla niezwykłego Dziecka, otoczyła Je miłością i wychowała. Musiała być niezwykła, skoro Bóg ją wybrał. A może właśnie była zwyczajna? Taka po prostu – dobra i kochająca, serio traktująca rolę matki. Mądra kobieta, która „wszystko rozważała w sercu”. W sercu, to znaczy, rozmawiając z Bogiem, pytając o Jego zdanie. Z pewnością nie znała reguł rozeznawania duchowego, ale radziła sobie wyśmienicie. Bo nie oddalała się od Źródła, trwała w obecności Tego, który Ją prowadził.
Nie była mędrcem wzbudzającym uznanie swą erudycją. Ale żyła najmądrzej jak się da, w posłuszeństwie Bogu, kierując się Jego prawem – prawem miłości. Dlatego miała odwagę powiedzieć „tak”. Dlatego chciało jej się pobiec do starszej kuzynki i usługiwać jej, choć sama była brzemienna. Dlatego okazała troskliwe zdenerwowanie, gdy dwunastoletni Syn bez uprzedzenia odłączył się od rodziców w drodze z Jerozolimy. Dostrzegła trudną sytuację gospodarzy wesela w Kanie i uznała, że należy im pomóc. I wreszcie, wytrwała pod krzyżem, stawiając czoła sytuacji chyba najtragiczniejszej z punktu widzenia matki.
Mając zaufanie do Bożej „nieprzypadkowości”, jestem pewna, że autor natchniony napisał o Maryi tyle, ile powinniśmy wiedzieć. Przedstawiając rodowód Pana Jezusa, wymienił tylko przodków Józefa, bo taki był wówczas zwyczaj. Sądzę jednak, że sposób zaprezentowania Maryi, powściągliwość i lapidarność, mogą być dla nas pewną wskazówką.
Zadziwia mnie to, że utwory powstałe na Jej temat, modlitwy, pieśni, książki będące zapisem objawień są spójne – rysują obraz konkretnej Kobiety. Czasem w języku kościelnym może drażnić sztuczność, bezmyślne posługiwanie się archaizmami, jakby nie można było powiedzieć o Niej zwyczajnie, jak o wszystkich innych. Odnoszę jednak wrażenie, że gdy mowa o Maryi, wszelkie „najjaśniejsze panienki”, „zorze poranne”, „królowe wszystkich i wszystkiego” nie rażą. Z litanijnych wyliczeń, gdyby się zastanowić, każde niesie ważną treść. Opisuje Kobietę absolutnie wyjątkową, zasługującą na najbardziej zaszczytne miana. A Ona jest taka skromna. To my ubieramy ją w bogato zdobione suknie, przystrajamy kwiatami, zachwycamy się nimi. A Ona? Czy zwraca na to uwagę? Być może jest jej miło, że tak o Nią dbamy. Choć myślę, że wolałaby, abyśmy najpierw troszczyli się o to, co najistotniejsze.
Gdyby Pan Bóg z okazji Świąt podarował nam niezwykły prezent – a mianowicie, Maryja ze swoją Rodziną zamieszkałaby wśród nas i przez kilka dni była naszą sąsiadką – czego byśmy się od Niej nauczyli? W okresie przedświątecznym ludzie często działają irracjonalnie, jakby w amoku. Spieszą się jeszcze bardziej, chcą kupić wszystko, a właściwie obojętnie co. Sprint, by dotrwać do wieczoru dwudziestego czwartego grudnia, a potem nie mieć sił, by cieszyć się tym, co wydawało się warte takiego wysiłku. Wyobrażam Ją sobie pomiędzy nami. Przygotowuje przyjęcie urodzinowe swojego Syna. Nie gotuje mnóstwa potraw, piecze jedno ciasto. Nie biega po centrach handlowych, by zgromadzić dwa tysiące jedenaście świeczek. Nie fuka na domowników, że jeszcze dywan niewytrzepany, a choinka niegustownie przystrojona. Nie martwi się o to, że nie ma prezentów dla Anny i Joachima. Jak zwykle natomiast koncentruje się na tym, co najważniejsze – Tajemnicy, która każdego roku objawia się na nowo, zadziwia i przemienia tego, kto „marnuje” czas, by ją odkrywać. Mądrze zachowała siły, by się szczerze uśmiechnąć, złożyć życzenia płynące prosto z serca, takie naprawdę. A przede wszystkim, by delektować się myślą o niezwykłym Dziecku, które pozwala otoczyć się czułością każdemu, kto się przy Nim zatrzyma.
(Artykuł zamieszczono 2011-11-29)
Polecamy książkę o. Józefa Kozłowskiego SJ "Z Maryją w życie w Duchu Świętym".