Wielu z nas przeżyło już swoje pierwsze nawrócenie, odejście od grzechu ciężkiego, aby postępować w tym, co dobre. Ale nawet jeśli nigdy nie odwróciliśmy się od Pana (dzięki Jego pomocy, za co trzeba nam nieustannie dziękować, ilekroć stajemy przed Nim), nie znaczy to, że wezwanie do nawrócenia do nas się nie odnosi.
Każdy, nawet ten, który nie zszedł z drogi prawdy i nie przekreślił podstawowego przykazania miłości Boga i bliźniego – wezwany jest do nawrócenia, do przyjęcia łaski wewnętrznej przemiany. Trzeba zatem, byśmy sobie dzisiaj postawili pytanie, nie o to, co uczyniliśmy złego, ale o to, jakie dobro zaniedbaliśmy, choć mogliśmy je wypełnić?
Aby przyjąć dar przemiany serca i umysłu, aby nasze uczucia były zgodne z wolą Pana, a myśli przepełnione Jego obecnością, potrzeba naszej wdzięczności. Dziękujemy więc Bogu za każdy dzień przeżyty w prawdzie i miłości, dziękujmy za Jego Słowo, które odkryliśmy na drodze swojego życia i powołania, za dzień, w którym Pan przemówił do naszego serca i rozradowało się ono wielbiąc Pana. Dziękujemy za to, że On objawił się nam jako Zmartwychwstały Pan i rozwiązał nas z wszelkich więzów grzechu. Dziękujemy Bogu za każdy dar pojednania i łaski otrzymany w sakramencie pokuty. Ale nadal aktualne pozostaje pytanie dotyczące postępowania w dobrym: co dobrego mogliśmy uczynić, a nie uczyniliśmy?
PROCES NAWRÓCENIA
Nasze życie wewnętrzne, życie duchowe można porównać do rozwoju ziarna. Najpierw zostaje posiane w ziemię, potem obumiera, wypuszcza korzenie i wyrasta. We właściwym czasie wydaje kłos i przynosi plon. Na naszej drodze wzrostu duchowego posłańcy Boży – bracia i siostry w wierze – wykonywali różne zadania. Jedni siali słowo wiary w naszych sercach, inni je pielęgnowali i doglądał czy prawidłowo się rozwija, a jeszcze innym dane będzie zebrać dojrzałe owoce.
Każde nasze przebywanie w jedności z Chrystusem to uczestniczenie w nowym życiu, w procesie stawania się człowiekiem duchowym, w procesie naszego nawrócenia. Trzeba stawiać sobie pytanie nie tyle o to, co odłączyło nas od tej miłości, ile raczej, co stało się powodem pomniejszenia tego daru miłości w sercu, w życiu, w praktyce naszego postępowania. Kiedy staniemy przed Panem, On zapyta nas, co uczyniliśmy drugiemu człowiekowi, kim byliśmy dla niego. Do tych, którzy stanęli po stronie ubogich, cierpiących, poszukujących prawdy i głodnych miłości, powie: „Wejdźcie do mojego Królestwa”. I może spytają zaskoczeni: „Panie, kiedy Ty byłeś głodny, kiedy byłeś cierpiący lub w więzieniu, że przyszliśmy Ci z pomocą?” A On odpowie: „Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (por. Mt 25, 34-40).
Trzeba nam dzisiaj pamiętać, że Chrystus w drugim człowieku jest głodny słowa Prawdy. Sami nie moglibyśmy uwierzyć w Jezusa, gdyby nam Go nikt nie głosił. A zatem, jeśli ktoś uważa, że uczynił już wszystko wobec bliźniego – swoich rodziców, dzieci czy rówieśników – to niech postawi sobie jeszcze pytanie, czy pośród takiego życia i powołania, jakie jest mu dane, głosił Słowo Boże, słowo Dobrej Nowiny? Gdybyśmy uczynili już wszystko wobec młodego pokolenia, wobec naszych braci i sióstr w wierze oraz dzieci, ale zabrakłoby w tym przekazania Dobrej Nowiny o zbawieniu, to Jezus mógłby nas kiedyś zapytać: „Dlaczego byłeś bierny? Dlaczego nic nie uczyniłeś w trosce o to, aby poznał Mnie drugi człowiek, choćby twoje dziecko?” Ktoś może powiedzieć: „Przecież robiłem co mogłem, pracowałem na dwie zmiany, miałem firmę, która zajmowała mi bardzo dużo czasu. W końcu rodzinę trzeba było wyżywić, jakoś zabezpieczyć...” Ale Jezus zapyta ponownie: „Coś uczynił, dlaczego byłeś bierny?” „Jak to byłem bierny?” „Tak! Bo nie przekazałeś drugiemu słowa Dobrej Nowiny, podstawowego kryterium wartości życia człowieka-chrześcijanina. Ograniczyłeś się tylko do tego, aby ochrzcić dziecko, lub doprowadziłeś je nawet do Pierwszej Komunii, ale na tym poprzestałeś i powiedziałeś sobie: »Niech dalej wzrasta samo«. Nie głosiłeś mu poprzez świadectwo życia i słowo Dobrej Nowiny o zbawieniu”. I tutaj Bóg może nam pokazać sytuacje, których w ogóle się nie spodziewamy: „Zobacz, jak twój syn (twoja córka) zagubił się w życiu. Przestał dokonywać wyborów według woli Bożej, lecz postępował według woli ludzkiej. Dlaczego nie miał w sobie Bożej mocy? Dlaczego wybierał według pożądliwości tego świata? Zobacz, co się z nim naprawdę stało... A przecież nie musiało tak być, nie musiał żyć według ciała”. Dobrze wiemy, choćby z Listu do Galatów, jakie uczynki rodzą się z ciała: nienawiść, niezgoda, hulanki, pijaństwo, cudzołóstwo, zazdrość (por. Ga 5,19-21). I słusznie powie do nas Pan: „Twój syn nie musiał żyć według tego. Nie musiał doświadczać rozłamu w swoim sercu ani też cierpieć z powodu niewiary i obojętności. Jak jednak mógł uwierzyć, skoro mu nikt nie głosił?”
Dlatego nikt nie może sobie powiedzieć: „Przecież uczyniłem wszystko”, ponieważ Jezus mu przypomni: „Byłem głodny, byłem spragniony, a nie przyszedłeś mi z pomocą. Byłem głodny słowa prawdy, spragniony miłości”.
OFIARY BIERNOŚCI
Dzisiejszy człowiek jest spragniony miłości, akceptacji, przyjęcia swojego życia od momentu poczęcia aż do naturalnej śmierci. Chrystus oczekuje akceptacji poczętego życia w drugim człowieku. Co byłoby, gdyby jej zabrakło z twojej strony? Na przykład ojciec poczętego dziecka, który mówi sobie: „W końcu to jest problem matki dziecka, nie mój”, w sumieniu czuje się usprawiedliwiony (uważając się może nawet za dobrego katolika, bo przecież troszczy się o sprawy społeczne, o swoją parafię i jest powszechnie szanowany), ale przez swoją bierność skazał na śmierć niewinnego. Właśnie dlatego, że nie stanął po stronie poczętego życia, kobieta usunęła jego dziecko. Przed ludźmi można to ukryć, ale przed Bogiem nie. Na zewnątrz może to być nadal bardzo zacna rodzina, ale wewnątrz... Trudno sobie wyobrazić tę pustkę i rozpacz, jaka pozostaje po usunięciu życia, to poczucie doznanej krzywdy i uraz psychiczny. Pozostaje puste miejsce.
Są w naszych rodzinach grzechy często ukryte przed ludźmi, ale ściągają one na nas swoje skutki i dźwigamy ich brzemię. Oczywiście prawdą jest, że choćby nasze grzechy były jak szkarłat, nad śnieg wybieleją (por. Iz 1,18), jeśli poznamy prawdę swojego grzechu i przyjdziemy z nim do Jezusa: „Panie, przebacz i okaż swoje miłosierdzie”. Człowiek zostaje wtedy wezwany do miłości i dzielenia się nią z drugim, do przyjęcia daru przebaczenia oraz przebaczenia sobie i drugiemu, który jest współwinny grzechu.
DAR Z SIEBIE
Tak wiele zła zaczyna się od grzechu zaniedbania tego, co dobre. Grzech ten osłabia w nas ducha wiary, osłabia ducha czujności i modlitwy. W kwestiach technicznych wiemy, że czasem niewielkie usterki są przyczyną wielkich katastrof i najczęściej są to usterki ukryte, bo gdyby były widoczne – można byłoby nieszczęściu zapobiec. Podobnie jest w życiu duchowym. To właśnie dlatego, nieświadomi, pytamy potem: „Gdzie Ty, Panie, byłeś głodny czy spragniony?” Gdybyśmy zadbali o wszystko, co potrzebne jest drugiemu człowiekowi do życia, ale zapomnieli o tym, by podzielić się z nim doświadczeniem miłości, poczucia bezpieczeństwa – zabraknie czegoś ważnego. Tak często potrzeba, byśmy darowali drugiemu swój czas (który sami przecież otrzymaliśmy jako dar), bo współczesny świat nieustannie pędzi. Człowiek już nie ma czasu dla samego siebie, a tu ktoś inny oczekuje, że zostanie wysłuchany w tym, co przeżywa. A przecież właśnie mówiąc o tym, czego doświadcza – rozwija się. Jeśli córka czy syn chce porozmawiać z rodzicem i nie otrzymuje od niego czasu uważnego wysłuchania i zrozumienia, nie rozwija się w miłości. Miłość rodzi się z głębszego poznania drugiej osoby, także z poznania Boga jako Dawcy życia i miłości.
I znów ktoś może na to zareagować: „Przecież nic złego nie zrobiłem”. Ale nie uczyniłeś także nic dobrego, aby drugi człowiek wzrastał w poczuciu bezpieczeństwa i miłości, akceptacji samego siebie i w oddawaniu chwały Bogu poprzez wszystko co czyni.
Ktoś może znów bronić się, że jego grzechy nie są zbyt wielkie, poza tym, że raz na jakiś czas nadużyje alkoholu. Nie bierze pod uwagę, że ktoś bliski cierpi z tego powodu, że popada w nerwicę, bo boi się jego reakcji, np. dziecko obawia się ojca, podczas gdy to właśnie w jego ramionach powinno doświadczać poczucia bezpieczeństwa i miłości. I znów nie można powiedzieć: „No, ale przecież nic złego nie zrobiłem...”
Umiłowani, trzeba nam zawsze stawiać sobie to pytanie: „Co dobrego mogłem uczynić?” Bo jeśli otworzymy nasze serce na Chrystusa i pozwolimy Duchowi Świętemu działać – otrzymamy dar nawrócenia. Zobaczymy własne brzemię grzechu i poprosimy skruszeni: „Panie, przebacz. Tylko Ty możesz ocalić moje życie. Nie chcę żyć w ciemności i zakłamaniu dotyczącym prawdy o samym sobie”. I zaczniemy chodzić w światłości dnia, a nie w mroku nocy. Człowiek, który postępuje w ciemności grzechu, idzie jak z zawiązanymi oczyma i łatwo można go skierować, gdzie się chce. Będzie szukał na oślep, a zły duch będzie próbował to wykorzystać, aby porozbijał się w swoim życiu i zmarnował je. Duch Święty jednak otwiera serce człowieka na miłość i światło wewnętrznego rozumienia, a poprzez głos sumienia wzywa go do zwrócenia się do miłości Boga, do Jego Miłosierdzia. Jeśli człowiek w swoim sercu zawoła: „Boże, przyjdź!”, Bóg niezawodnie przychodzi, obdarzając go swoją miłością i miłosierdziem. Dziękujmy Mu więc dzisiaj za to, że tak bardzo nas umiłował i wydał swojego Syna za nas, abyśmy mieli życie. I zadajmy sobie jeszcze raz pytanie: „Co mogliśmy jeszcze uczynić dobrego ze względu na Jego miłość? Co mogliśmy uczynić dla drugiego człowieka ze względu na niego samego, a nie uczyniliśmy?” I jeśli Duch Święty pokaże nam jakiś rodzaj zaniedbania – prośmy Pana, aby okazał swoje miłosierdzie...
o. Józef Kozłowski SJ
{youtube}1T0dvzHFnMg{/youtube}
Polecamy książkę o. Józefa Kozłowskiego SJ "Śladami Ducha" cz. I i II. Więcej - kliknij tutaj.