Zapraszam w podróż w głąb tajemnicy przyjaźni, by bardziej otworzyć się na to, czym ona jest; aby odważyć się przyjaźnić i docenić te przyjaźnie, które mamy. Do osiągnięcia tego celu posłużę się nietypową w tym kontekście metaforą. Opowiem o DRZWIACH.
W dużym murze drzwi są miejscem łączącym dwa światy – dają więc szansę na otwarcie się na siebie na wzajem. Drzwi to strategiczny punkt w naszym domu. Przy nich żegnamy się i witamy. Wypowiadamy ważne słowa, typu: – Możesz wejść. Zapraszam. Czuj się jak u siebie. Ale gdy się spieszymy, możemy powiedzieć: – Wejdź, ale tylko na chwilę, bo wychodzę. Stojąc przy drzwiach, możemy być serdeczni i szczerzy, albo tylko udawać grzeczność. Czasami ktoś puka w najmniej odpowiednim momencie. Zdarza się, że nie słyszmy dobijania się do drzwi, bo odkurzamy, słuchamy muzyki. Czasem czekamy, aż ktoś zapuka, liczymy na to, ale nic się nie dzieje...
Drzwi to także miejsce, które oddziela dwa światy – zewnętrzny i wewnętrzny. Zewnętrzny jest bardziej nieokiełznany, w nim jesteśmy ostrożni, czasami myślimy o nim z lękiem. Dawniej ludzie wychodzący na zewnątrz bali się dzikich zwierząt.
Dom jest terenem oswojonym, tu jesteśmy u siebie i czujemy się bezpiecznie. Drzwi łączą te dwa światy. Ale nie byłyby niczym szczególnym, gdyby nie ludzie, którzy przy drzwiach się pojawiają. Mamy wówczas do czynienia z taką okołodrzwiową intrygą. Pierwsza osoba dramatu to Przychodzący. Ktoś, kto zadał sobie trud, staje pod drzwiami i puka, jest zdany na wolę Domownika. Pukanie to bezbronność – otworzą albo nie, wybór należy do tego, kto jest w środku. Drugą postacią dramatu jest Domownik, który jest u siebie. Może być odpowiednio przygotowany i ubrany albo niegotowy na przyjmowanie gości, jego mieszkanie może być posprzątane lub nie. Od momentu pukania Domownik jest wciągnięty w intrygę, ale to od niego zależy, czy otworzy drzwi. Czy podejmie ryzyko, bo przecież nie wie, kto jest po drugiej stronie. Nie wie, co się objawi wraz z przyjściem tego kogoś.
Otwarcie drzwi może sprawić, że światy Domownika i Przychodzącego – ich marzeń, planów, pragnień, historii życia – połączą się, albo chociaż będą miały jakąś część wspólną.
Popatrzmy na historię przyjaźni Jezusa i Piotra. Ewangelista Łukasz mówi, że Pan Jezus najpierw naucza w synagodze w Kafarnaum, potem idzie do domu Piotra, gdzie uzdrawia jego teściową. Schodzą się tam tłumy, które On również uzdrawia. Jezus w nocy idzie się modlić, nad ranem przychodzi nad jezioro, wchodzi do łodzi Piotra. Można dostrzec, że Jezus najpierw wszedł w rodzinne relacje Piotra, a następnie pojawił się w jego miejscu pracy. Wypłynęli na jezioro, był krótki dialog, a potem połów i mnóstwo ryb. To był moment, w którym nastąpiło otwarcie się Piotra. Upadł Jezusowi do stóp i powiedział: – Odejdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiekiem grzesznym. Jakby mówił: – Ja się nie nadaję, aby tak święty człowiek był blisko mnie. Reakcja Jezusa jest fascynująca: – Chodź za Mną, odtąd ludzi będziesz łowił. Piotr postrzega siebie jako małego, grzesznego, nienadającego się do niczego, a Jezus widzi w nim kogoś, na kim zbuduje swój Kościół, kto dla Niego będzie łowił ludzi.
Historia Piotra i Jezusa zaczyna się od zdarzenia, w którym Piotr otwiera się na nowość, jaką proponuje Jezus.
Równie zaskakujący sposób myślenia Jezusa możemy zaobserwować w scenie z kobietą przyłapaną na cudzołóstwie. Przyprowadzona do Niego, na pewno spodziewała się potępienia. Tymczasem Jezus postępuje w zaskakujący sposób. Mówi: – Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci w nią kamień. Tym sposobem cała grupa ludzi, którzy myśleli, że są blisko Boga, bo są starsi, mądrzejsi, bardziej religijni, bo sprawują duchową władzę – odchodzi. Jednym zdaniem Jezus sprawia, że ludzie uznający się za niewinnych, rozpoznali i uznali swój grzech. A w kolejnym zdaniu zwraca się do kobiety: – Nikt cię nie potępił? I Ja cię nie potępiam, idź i nie grzesz więcej. W ten sposób wydobył w niej niewinność, której nikt – nawet ona sama – już nie widział. To pokazuje nam Jezusa jako kogoś, kto myśli inaczej niż my, inaczej patrzy na rzeczywistość. Widzi głębiej, dostrzega to, czego my nie widzimy. To jest ryzykowne w przyjaźni z Jezusem – otwarcie Mu drzwi oznacza relację z Kimś, kto wiele razy mnie zaskoczy; kto przyniesie Boże myślenie, a nie ludzkie. Można się zatem spodziewać, że moje małe, ludzkie myślenie skruszy się i przepadnie w konfrontacji z Bożym myśleniem. Jezus zaprasza, żebyśmy poznali Jego sposób myślenia. W Jego sercu są Ojciec, Matka, ale także cudzołożne kobiety, najwięksi grzesznicy, ci, co krzywdzą i ranią. Czy ja pozwolę, aby moje serce też się o nich zatroszczyło? To już nie jest takie proste. Otwarcie drzwi Jezusowi to nie jest prosta sprawa, ale… może skutkować pełnią życia.
.
.
.
.
(zamieszczono 2018-07-09)