Modlitwa jako postawa człowieka rozwija się wraz z jego wzrostem. Nie chodzi tylko o wzrost fizyczny. Rozwój dotyka człowieka w jego trzech podstawowych wymiarach: cielesnym, psychicznym i duchowym. Jesteśmy jak trójnóg – te trzy elementy mają współgrać. Albo rozwijają się w miarę równomiernie, albo całość upada, bo przecież żaden trójnóg na dwóch nogach nie ustoi. Nie dziwi więc odkrywanie, że każdy dzień, każde wydarzenie i etap życia ludzkiego niesie w sobie inność w podejściu do duchowej płaszczyzny naszej codzienności.
Kilka przykładów z życia codziennego pomoże nam jeszcze głębiej wejść w tajemnicę rozwoju duchowego. Po pierwsze, pole nieobsiane obrasta chwastami i powoli, acz systematycznie, staje się stepem przeradzającym się w pustynię. Po drugie, niezamieszkały dom, mimo że nieużywany, popada w ruinę. Mamy tu element obsiewania (karmienia) pola, którym jest nasze serce, a szczególnie relacja z tym, co Boże. Nie sposób mieszkać i nie robić remontów, bo zawsze coś się popsuje czy zużyje.
Kryzys – rozwój
Etapy ludzkiego życia – czy tego chcemy, czy nie – naznaczone są doświadczeniem kryzysu. W każdym wieku i na każdym etapie wygląda on inaczej. Słowo „kryzys” w oryginale greckim odwołuje się do decydowania, dokonywania wyborów w związku z daną sytuacją. Jest w nim zawarte zmaganie się i podejmowanie walki, także okres przełomu, przesilenia, decydującego zwrotu. Tak więc u każdego, na każdym etapie życia (także duchowego) dochodzi do konfrontacji i wyboru. Przecież inaczej modli się staruszka, zapracowani rodzice, dzieci pierwszokomunijne i te przygotowujące się do bierzmowania. Modlitwa małżonków niepodobna jest do spotkania osób samotnych. W inny sposób zwracamy się do Boga, gdy przeżywamy radość, a inaczej, gdy smutek gości w sercu. Różni się podejście – dla każdego czasu jest inna modlitwa. Jeszcze wzmianka o walce. Dobrze wiemy, że im bardziej zbliżamy się do źródła, tym większy trud w drodze pod prąd, albowiem źródło znajduje się na szczycie. Ten trud to każde pójście wbrew sobie i przeciw innym.
Gdzie spotkanie, tam rozwój
Najprostsza definicja modlitwy to spotkanie. Spotkanie dotyczy osób, tak następuje rozwój (lub regres). Każde bowiem spotkanie jest inne. O spotkanie (i jego warunki) należy zadbać (przygotować się). Spotkania to relacje międzyosobowe. Rozwijamy się jako osoby, więc i relacja z Bogiem, osobowym Bogiem, ogarnięta jest tymże rozwojem. Więzi trzeba uprawiać. Podobnie jak dobrze uprawiana rola przynosi obfite plony, tak dzieje się i z życiem modlitewnym. Ale początki wcale do łatwych nie należą. Całe życie uczymy się wspinaczki po graniach i spacerowania po dolinach. Rozpoznajemy chwile wzmożonej aktywności i pozornej bezczynności. Odkrywamy nowe sposoby modlitwy i adaptujemy je do naszego rytmu. Jak ewangeliczny ojciec, który w skarbcu ma rzeczy stare i nowe, i wie, co i kiedy wyciągnąć, by służyło.
Bezpośrednie uwielbienie
Jest jeszcze jeden, podkreślany przez św. Ignacego Loyolę element tegoż spotkania, a mianowicie bezpośredniość. Otóż, Bóg z każdym z nas i na każdym etapie drogi chce się spotykać bezpośrednio – bez pośredników. Do każdego z nas podchodzi indywidualnie, osobiście i osobowo. I to jest duchowe spotkanie. Na najgłębszych poziomach. Powoli trzeba je poznawać i zdobywać. Jak komnaty św. Teresy. Jak górę św. Jana od Krzyża. Jeden ze znanych duszpasterzy, o. Pereira podaje następujący opis rozwoju na modlitwie. Najpierw, jak w zakochaniu, dużo przed Bogiem się mówi. Potem przychodzi pewien pokój serca, by słuchać Pana. Końcowy etap to moment, w którym człowiek pragnie tylko być przed Bogiem, adorować Go, ufać Mu bezgranicznie, wiedząc, że On jest Bogiem Miłości i może mnie tylko miłować. Tak więc „zwieńczeniem” rozwoju modlitwy człowieka wierzącego (i to nie dotyczy wieku jako takiego) jest adoracja Boga.
Wyrażają to słowa znanej pieśni uwielbieniowej: „Wystarczy, byś był – nic więcej, tylko byś był – nic więcej, by Twoje skrzydła otuliły mnie”.
Prowadzeni za rękę
Można próbować opisywać poszczególne etapy życia duchowego. Jednak jest to dosyć ogólnikowe, albowiem owa bezpośredniość sprawia, że kreatywność i pomysłowość Pana Boga jest niesamowita. Każdy ma swoją drogę rozwoju. Często nie jesteśmy w stanie tego ogarnąć i staje się to źródłem irytacji. Jednak w wędrówce nie ma co się denerwować na deszcz czy słońce, na gadatliwych towarzyszy czy milczków. Myślę, że dobrą sprawą jest czytanie żywotów świętych, i nie tylko. Opisując własną drogę, pomagają nam oni zobaczyć naszą. Ignacy Loyola w swojej autobiografii Opowieść pielgrzyma zaznaczył, że Bóg „prowadził go za rękę”. A dostrzegł to u kresu swego żywota. W życiu duchowym nie ma chwili do stracenia, nie ma przestrzeni nieważnej. Dzieje Apostolskie (17,28) dają definicję świata modlitwy: „w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy”. Jeśli w to wierzymy, to na tyle, na ile wierzymy – widzimy wielkie dzieła Boże, Jego prowadzenie przez meandry ziemskiej wędrówki. Co więcej, wiemy, że On (z)robi(ł) wszystko, byśmy osiągnęli cel wędrówki – zjednoczenie na wieki z Nim w niebie. Zachęcam więc do pisania własnej biografii – historii życia z Bogiem i w Bogu, historii, która im bardziej przeniknięta Nim, tym wyraźniej staje się moją historią zbawienia. Tutaj rzeczą jakże pomocną jest narzędzie, które Ignacy Loyola zostawił w Ćwiczeniach duchowych, a które nazywamy egzaminem po modlitwie. Brzmi on tak: „Po skończonym ćwiczeniu przez kwadrans, siedząc lub chodząc, zbadam, jak mi się powiodła ta kontemplacja lub rozmyślanie. Jeśli źle, zbadam przyczynę tego, a tak poznawszy przyczynę, będę żałował za to, chcąc poprawić się w przyszłości. A jeśli dobrze, podziękuję Bogu, Panu naszemu, i następnym razem będę się trzymał tego samego sposobu” (Ćwiczenia duchowe, 77). Choć słowa nie są adekwatne do opisywanej sytuacji, to podkreślam, że nie jest to ocena czy wycena modlitwy. Chodzi o przyjrzenie się, by poprawić, utrzymać lub też ulepszyć. Wszak możemy poznawać Boga coraz bardziej, kochać coraz mocniej i coraz lepiej naśladować każdego dnia – na każdym etapie i w każdej sytuacji. Czy nie jest to definicja rozwoju?
Szukaj i znajduj
I na koniec myśl związana z przysłowiem polskim: „Apetyt rośnie w miarę jedzenia”. Trzeba jeść. Jednak nikt nie powiedział, że trzeba zjeść wszystko i wszystkiego spróbować. Gdy zapraszani jesteśmy do modlitwy w czasie rekolekcji ignacjańskich (jakże to mocny etap rozwoju duchowego), to autor Ignacy przypomina, że „nie obfitość wiedzy, ale wewnętrzne odczuwanie i smakowanie rzeczy zadowala i nasyca duszę” (Ćwiczenia duchowe, 2). Powracamy więc do „wystarczy, byś był”… ja i Ty, Ty i ja. Ignacy Loyola, który jest mądrym i dobrym przewodnikiem w rozwijaniu człowieka, takie dał świadectwo u kresu życia: „…zawsze wzrastał w pobożności, to jest w łatwości znajdowania Boga, a teraz więcej niż kiedykolwiek w swoim sercu. Za każdym razem i o każdej porze, kiedy tylko chce Boga znaleźć, znajduje Go” (Opowieść pielgrzyma, 99).
.
.
.
.
Zachęcamy do książki o. Remigiusza Recława SJ "Bierzcie i jedzcie", która pomoże ci lepiej zrozumieć Eucharystię, mocno uwierzyć, że jest ona źródłem siły i nadziei. Medytacje w niej zawarte pomogą ci zbliżyć się do tajemnicy Eucharystii i prawdziwie przezywać ją sercem. Więcej tutaj!
(zamieszczono 2018-06-28)