Omawianie spraw związanych z posługą podczas liturgii jest sprawą trudną. Mówimy bowiem o Mszy świętej, której jesteśmy uczestnikami, a jednocześnie podczas której posługujemy. Musimy zatem troszczyć się nie tylko o to, aby zdobywana wiedza pomagała w posługiwaniu, ale także o to, aby nie przeszkadzała w głębokim uczestniczeniu w Eucharystii. Zbyt duża koncentracja na przepisach może sprawić, że zamiast modlić się podczas liturgii - będziemy zwracać uwagę na uchybienia w przepisach. Natomiast brak wiedzy może powodować, że niewłaściwie będziemy animować śpiew w kościele. Stąd też uważam, że powierzony mi temat jest dosyć trudny.
Zanim przejdziemy do sedna tematu, proszę Was, abyście nigdy nie oceniali Mszy świętej po tym, jak jest prowadzona. To znaczy jestem na Mszy św. i myślę: „etam, taka Msza święta, to było źle, to było źle, tu się organista pomylił, tu ksiądz…”. Żeby nie było czegoś takiego! A zgłębiając wiedzę na temat liturgii, ryzykujemy, że możemy stać na takiej pozycji. Uwrażliwiam na to, abyśmy nie oceniali Mszy świętej po formie, bo we Mszy świętej chodzi o spotkanie z Jezusem i na tym mamy się koncentrować.
Zwróćmy najpierw uwagę na fakt, że we Mszy świętej się uczestniczy. Dlatego też wszystko podczas Mszy świętej – od świeczki na ołtarzu po strój uczestników i rodzaj nagłośnienia – jest po to, aby w niej lepiej i pełniej uczestniczyć. Po to również są gesty, muzyka, spojrzenia. Cokolwiek robię, jakkolwiek animuję modlitwę i śpiew na Mszy świętej, to po to, żebym sam mógł w niej uczestniczyć i aby pomóc w tym pozostałym osobom. Sprawa jest trudna, bo jednocześnie muszę dbać o moją osobistą relację z Bogiem, ale także pomagać innym spotkać się z Chrystusem.
Mamy różne postawy posługujących muzycznie podczas Eucharystii. Najbardziej smutna jest następująca postawa – idziemy na Mszę, aby sobie pośpiewać. Tacy ludzie potrafią śpiewać, więc idą zrobić to, co potrafią – idą pośpiewać. Powiedzą więcej – idziemy posłużyć darem, który mamy od Boga. Tymczasem liturgii nie chodzi o „pośpiewanie”. Zabieram się za animację muzyczną podczas liturgii po to, aby pomóc ludziom spotkać Chrystusa. Takie jest zadanie muzyki na Mszy św.: pomagać uczestnikom w spotkaniu z Chrystusem. Jeżeli w naszej głowie nie ukierunkujemy właściwie naszego sposobu myślenia, to nasza posługa będzie na zasadzie: Kościół chce, żeby na Mszy świętej było zaśpiewane kilka pieśni, więc ja to odśpiewam. Taka postawa nie ma sensu, ona jest bez Ducha.
Celem naszej posługi na Mszy świętej jest pomóc jej uczestnikom w doświadczeniu spotkania Boga żywego. Dlatego też inna pieśń rozpoczyna Mszę świętą rano, a inna wieczorem. Jest tak, ponieważ kondycja człowieka do modlitwy jest inna o różnych porach dnia. Natomiast naszym zadaniem jest, by tym konkretnym osobom pomóc w spotkaniu z Jezusem. Powinniśmy to zapamiętać: celem naszej posługi w scholi, diakonii, zespole jest jedno – pomóc każdemu człowiekowi na Mszy świętej spotkać Chrystusa. Tutaj pojawia się problem: a co jeśli ktoś z nas Chrystusa nie spotkał, albo go zgubił? Czy taki człowiek może innym pomóc spotkać Chrystusa?
W zespole „Mocni w Duchu”, którego jestem duszpasterzem, bardzo mocno zwracamy uwagę na to, żeby osoby posługujące muzycznie dbały o swoją osobistą relację z Bogiem. Dlatego też, każdy z członków zespołu uczestniczy co roku w rekolekcjach ignacjańskich. Oznacza to, że każdy z nich raz w roku przez 7 dni przebywa w milczeniu, aby odnowić swoją relację z Bogiem. Spotykamy się w ciszy z Panem, aby później móc realizować cel posługi, którym jest – prowadzić ludzi do Chrystusa. Aby móc to zrobić, najpierw ja sam muszę być z Jezusem. Oczywiste też jest, że wychodząc do posługi muzycznej jesteśmy w stanie łaski uświęcającej i możemy przystąpić do Komunii świętej. Jeśli zdarzyłoby się, że ktoś z nas nie jednoczy się z Jezusem, to jak mógłby prowadzić innych do takiego spotkania?
Kładę wam to mocno na sercu, żebyśmy przypadkiem w kościele nic nie odpracowywali lub odgrywali. Jako posługujący mam dbać o własne serce, o moją osobistą relację z Jezusem i o moją modlitwę. Dopiero później, gdy ja się modlę i spotykam Jezusa, mogę innych do Niego prowadzić.
Myślę, że największym problemem we współczesnej liturgii jest to, że ministranci przychodzą swoje odsłużyć, a schola, organista lub zespół muzyczny przychodzi, żeby odegrać wyuczone pieśni. Nie przychodzi do posługi, nie przychodzi po to, aby ewangelizować i przyciągnąć ludzi do Chrystusa, tylko „pograć i pośpiewać na Mszy świętej”. Pan Jezus oczekuje od nas postawy dużo większego zaangażowania! On chce, abyśmy byli Jego narzędziami, którzy w łączności z Nim przyprowadzają ludzi w ramiona Ojca.
Jeżeli posługujecie śpiewem lub graniem, to zachęcam Was do takiego wysiłku, aby Wasz śpiew czy granie, były naprawdę modlitwą. Przede wszystkim posługujący musi się modlić. Kolejnym wysiłkiem jest, aby była to modlitwa otwarta, w którą pozostali będą chcieli się włączyć. Testem na to, czy potrafimy się modlić przez muzykowanie - są Wasze próby muzyczne. Czy uczestniczenie w próbach jest czasem spotkania z Bogiem? Jeśli tak – to jesteśmy na dobrej drodze.
Przyjrzymy się teraz trzem etapom posługi muzycznej podczas liturgii:
- przygotowanie pieśni
- dobór utworów
- posługa muzyczna.
Przygotowanie pieśni
Przygotowywanie pieśni to czas, który poświęcamy na próby. Jest to nasz konkretny wysiłek, który podejmujemy dla lepszej służby Bogu. Nie przychodzimy na próbę po to, aby pogadać, wypić kawę, spóźnić się 15 minut i potem jeszcze 15 minut rozmawiać i na koniec wyjść wcześniej. Na próbę przychodzimy, aby ćwiczyć. Co więcej - to jest moja modlitwa – bo oddaję mój czas Panu Bogu. Mógłbym wykorzystać go inaczej, ale oddałem go Bogu. Próba jest czasem modlitwy! Obyśmy tak ten czas traktowali – jako nasze spotkanie z Bogiem we wspólnocie z którą ćwiczymy dane pieśni.
Do próby muzycznej, czyli do naszej modlitwy, trzeba się wewnętrznie przygotować. Prowadzący próbę wyczuwa bardzo szybko, czy ktoś z nas idzie na próbę z nastawieniem, aby ją owocnie przeżyć. Wymaga to koncentrowania naszych sił przez cały dzień na wydarzeniu, którym jest czas modlitwy podczas próby muzycznej.
Podczas próby nie jest ważne tylko to, abyśmy przygotowali się muzycznie i instrumentalnie do śpiewu podczas Mszy świętej. To jest ważne, ale nie najważniejsze! Ważniejsze jest, abyśmy w czasie próby nauczyli się modlić razem. Jeśli nie nauczymy się wspólnej modlitwy – nie damy rady posługiwać muzycznie w taki sposób, aby prowadzić ludzi ku prawdziwemu spotkaniu z Bogiem.
Zespół „Mocni w Duchu” część prób muzycznych poświęca zawsze na wspólną modlitwę: czasem jest to dzielenie się swoim życiem, innym razem modlitwa za siebie nawzajem. Jedność pomiędzy nami w zespole, która jest tworzona na próbach, nie polega tylko na tym, że każdy wie, co ma grać i śpiewać. Dużo ważniejsze jest to, że nasz wspólny śpiew jest naszą wspólną modlitwą. Modlimy się na próbach, modlimy się na rekolekcjach i dzięki temu, gdy wychodzimy z posługą do ludzi możemy ich włączać w naszą modlitwę.
Adam Dziedzic, basista zespołu „Mocni w Duchu” - o próbach muzycznych:
Zacznę od strony trudności, jakie mogą się pojawiać odnośnie prób. Oczywistym jest, że zespół, który posługuje musi mieć próby, tu nie ma dyskusji. Natomiast, kiedy zespól posługuje ze sobą bardzo długo, może się pojawić coś takiego: znamy się już dobrze, nie ma czasu na próby; jest tyle akcji, że na próby już nie wystarcza czasu, nie można przecież robić wszystkiego. Po pewnym czasie, efektem takiej postawy jest to, że tracimy smak, popadamy w rutynę, po prostu przestaje nam smakować to, co robimy. Nasz śpiew i nasza gra przestaje mieć życie w sobie.
Może być też inna sytuacja, chyba trudniejsza, że jedna z osób w pewnym momencie zaczyna twierdzić, że nie ma czasu na próby, bo jakoś da radę. Taka osoba pomału będzie tracić kontakt z zespołem, aż ostatecznie nie będzie potrafić w pełni dołączyć do zespołu. To jest mocne rozbicie jedności i hamowanie rozwoju grupy, a stąd już jest blisko do niechęci, pretensji i nieporozumień.
Dla mnie próba muzyczna w zespole „Mocni w Duchu” jest czasem, w którym otwieram się na to, co Pan chce dać mi i całej wspólnocie członków Zespołu. Każda próba jest rozpoczęta modlitwą - oddaję wówczas Bogu swoje talenty i problemy. Rzeczywiście Bóg zabiera ze mnie ciężar codzienności i daje różne pomysły.
Próba to też czas nawiązywania lub pogłębiania relacji muzycznych, ale to się ściśle wiąże z relacjami duchowymi z pozostałymi członkami zespołu. Jest między nami więź duchowa, która pozwala nam razem posługiwać.
W końcu próba to także czas wspólnych poszukiwań. Czasem pomaga w tym wspólne wypicie kawy, która buduje atmosferę luzu i otwartości. Nie wyobrażam sobie sytuacji, że nie trawię jakiejś osoby z zespołu, ale świetnie nam się gra i posługuje. Takiej sytuacji po prostu nie ma. Chodzi o to, że kiedy przychodzę na próbę, to odsłaniam to, co mi w duszy gra, to, co potrafię, ale również od razu widać czego nie potrafię. Muszę mieć więc poczucie bezpieczeństwa. Próba jest takim czasem, w którym warto się otwierać na siebie nawzajem i na to, co Bóg chce nam dać. Bardzo istotne jest więc rozbicie rutyny i pogłębianie relacji między sobą.
Dobór pieśni
Dobór pieśni na Eucharystię to poważna sprawa, ponieważ trzeba wiele elementów wziąć pod uwagę. Po pierwsze trudno jest cokolwiek powiedzieć o pieśniach, jeśli nie znamy czytań mszalnych. Przygotowując pieśni na Mszę św., należy najpierw poznać czytania. Dalej – pieśń powinna odpowiadać części Mszy świętej. Następnie bierzemy pod uwagę ile osób z naszej scholii będzie na tej Mszy św. (nie należy porywać się na pieśni, których nie jesteśmy w stanie wykonać, gdy kogoś z zespołu brakuje). Poza tym, musimy się konkretnie pytać Ducha Świętego, poprzez jakie utwory On chce dotykać serca uczestników Eucharystii. Dopiero po wzięciu pod uwagę tych wszystkich elementów – możemy dobierać utwory. Trzeba też brać pod uwagę, czy ludzie zebrani na Eucharystii znają wykonywane pieśni. Powinna być odpowiednia proporcja między pieśniami, których uczymy i tymi, które ludzie będą śpiewać.
Karolina Barycka, wokalistka zespołu „Mocni w Duchu” - o dobieraniu pieśni:
W zespole „Mocni w Duchu” rozeznajemy wspólnie pieśni przed każdym wydarzeniem, którym jest zarówno koncert, jak i Eucharystia. Odpowiedni dobór pieśni to nasza podstawowa posługa drugiemu człowiekowi. Właściwie, to zawsze obowiązuje nas podobna dynamika doboru pieśni. Z reguły takie rozeznanie razem z modlitwą trwa godzinę. Praktycznie rozwiązujemy to tak, że robimy je godzinę przed próbą muzyczną i na kilka dni przed posługą. Najpierw trwamy kilkanaście lub kilkadziesiąt minut na modlitwie. Dodam też, że wcześniej modlimy się osobiście w tej intencji. Poświęcamy tyle czasu na modlitwę, bo przeżywamy naszą posługę w duchu odpowiedzialności przed Bogiem za to, co robimy. Ludzie, którzy przychodzą się modlić w jakiejś mierze otwierają się na Boga i wyczują czy pieśni, które śpiewamy sprawiają nam radość i czy my mówimy prawdę śpiewając ich słowa.
Co daje dobry wybór pieśni? Przede wszystkim to, że zespół ewangelizując cieszy się, mówi prawdę i ma wewnętrzny pokój. A ludzie nie tylko słuchają, ale włączają się w modlitwę. Dobry dobór pieśni budzi pokój w osobach posługujących i tych, którym się posługuje. Wtedy, kiedy mamy świadomość, że ludzie nie będą znali naszych pieśni, wykorzystujemy różne możliwości: przychodzimy wcześniej, aby uczyć nowych utworów, wykorzystujemy rzutnik, czasem, przygotowujemy śpiewniki. Mamy w zespole specjalną diakonię, która tym się zajmuje.
Interesujemy się tym, aby człowiek, który przyszedł na Msze świętą czuł się jak u siebie. Nasza posługa tworzy klimat. Podczas rozeznawania pieśni również przede wszystkim wychodzi to, czy jesteśmy grupą działającą w jedności. Trzeba słuchać siebie nawzajem oraz wybierając pieśni nie kierować się osobnymi upodobaniami. To jest posługa, dawanie sobie w miłości.
Posługa muzyczna
Jest to trudny rodzaj modlitwy. Będąc na widoku i przy mikrofonie mam się skupić i myśleć o Bogu. Co więcej – nie tylko sam mam się modlić, ale zaprosić do szczerej modlitwy cały kościół. Oj, jest to trudne! Ja sam mam spotkać Jezusa i jeszcze pomagać innym, aby poprzez śpiew podeszli do Boga. To jest nasz cel.
Myślę, że jedną z ważnych zasad, gdy już jesteśmy przy mikrofonie, jest spokój. Nawet jeśli coś nam nie działa poprawnie. Jezus wszędzie wprowadzał pokój. A my mamy przyprowadzać ludzi do Jezusa nie tylko muzycznie, ale całą naszą postawą. Ważna też jest współpraca i jedność osób przy mikrofonie – słuchamy siebie nawzajem, bo gramy i śpiewamy razem. Dbamy też o jedność i współpracę z ludem. Jeśli jest tak, że my śpiewamy i dobrze się ze sobą czujemy, a ludzie są cicho i nie śpiewają, to otrzymujemy wyraźny sygnał, że coś jest nie tak.
Inga Pozorska, kierownik zespołu „Mocni w Duchu” - o posłudze muzycznej:
Chcę powiedzieć o dwóch konkretnych sytuacjach posługi muzycznej.
Pokój w posłudze przynosi wzajemne zaufanie. Przeczytałam ostatnio zdanie: „zaufanie jest fundamentem współpracy charyzmatycznej”. Kiedy wiele lat temu graliśmy koncert nad morzem, było pełno ludzi na nie zadaszonym placu. Grał z nami wtedy pewien perkusista, który nie był w zespole, ale pojechał z nami w trasę koncertową. Kiedy zaczął padać deszcz, on jako muzyk, powiedział, że nie będzie grał bo zmokną mu bębny. Podchodzi wtedy do mnie jedna z osób i mówi – on nie gra, to pewnie nie gramy. I patrzę, a zespól faktycznie zaczął schodzić ze sceny. Pomyślałam sobie, że chociażby wszyscy zeszli, to zostanę, bo szkoda mi tych ludzi. Odwróciłam się wtedy i zobaczyłam trzy osoby z zespołu, które powiedziały: gramy. Do dziś pamiętam to niezwykłe doświadczenie jedności. I co się stało? Zaczęłam animować ludzi. Zespól wrócił na scenę. Perkusista zaczął znów rozkładać bębny. To jest przykład zaufania w sytuacjach tragicznych. I co ważne – zaufania do lidera, kierownika zespołu. Miałam przekonanie, że musimy zagrać dla tych ludzi. I faktycznie deszcz przestał padać. Zagraliśmy.
Drugi przykład wzajemnego zaufania i poczucia bycia razem w ewangelizacji, to jak graliśmy koncert ewangelizacyjny w wielkim domu handlowym w Łodzi. Pod koniec koncertu podszedł do mnie pan z ochrony i powiedział, że musimy kończyć, bo galeria jest zamykana i za 5 minut wyłączy prąd. Ochraniarz podszedł tylko do mnie i tylko ja wiedziałam, co mi powiedział. Podjęłam szybką decyzję, że kończymy koncert. To są takie sytuacje, kiedy trzeba rozeznawać i podejmować decyzję szybko i nie ma czasu na konsultacje, bo wszyscy śpiewają. Zmieniałam kolejność ustalonych pieśni i wprowadziłam do ostatniego utworu. Zespół mi zaufał i bez żadnego „ale” zagraliśmy ostatni utwór. Był to dla nas test jedności. Gdyby nie wspólna modlitwa i wzajemne zaufanie – byłby w tym momencie olbrzymi zgrzyt.
Więcej dowiesz się na: www.mocni.jezuici.pl
{youtube}MebdAdGp4F4{/youtube}